Słowiańskie korzenie niemieckich miast - prawda czy legenda?
W mediach można spotkać się ze stwierdzeniem, że wiele miast wschodnioniemieckich zostało założonych przez Słowian, a dopiero potem zasiedlonych przez Niemców. Wymienia się na przykład Lubekę - "stolicę" późnośredniowiecznej Hanzy kupieckiej, a nawet Berlin, centrum życia politycznego i kulturalnego naszego zachodniego sąsiada. Czy jednak jest prawdą, że Niemcy "przyszli na gotowe" i nie musieli od podstaw budować potęgi tych miast? - pisze Artur Szrejter w artykule dla WP.PL.
We wczesnym średniowieczu tereny między Odrą a Łabą (Połabie), obecnie niemieckie, stanowiły część Słowiańszczyzny. Podobnie Pomorze Zachodnie, które od końca XII wieku do 1945 roku wchodziło w skład Rzeszy, w stuleciach VI-XII było krainą słowiańską. Żyjące tam ludy wznosiły nie tylko potężnie umocnione grody, ale także - szczególnie w strefie nadbałtyckiej - duże miasta. W niektórych mieszkało aż kilka tysięcy ludzi, co stawiało je w rzędzie największych ówczesnych ośrodków Europy Środkowej i Zachodniej. Miasta takie jak pomorskie Wolin i Szczecin czy obodrzyckie Lubeka i Stargard Wagryjski zadziwiały przybyszów liczbą ludności czy warsztatów rzemieślniczych, imponującymi nabrzeżami portowymi oraz siłą floty wojenno-handlowej. Także w głębi lądu wyróżniały się nie ustępujące im wielkością centra plemion środkowopołabskich: zbudowana przez lud Stodoran Brenna czy należący do Brzeżan Hobolin.
W wyniku krwawych walk, toczonych od VIII do XII wieku, Królestwo Niemieckie zdobyło lub uzależniło państwa Połabia i Pomorza Zachodniego. Logicznym wydawałoby się więc założenie, że napływający z głębi Rzeszy koloniści powinni zasiedlać grody i miasta słowiańskie, bo kto by nie skorzystał z istniejącej już infrastruktury miejskiej podczas zajmowania nowych ziem? Jak jednak zobaczymy, nie jest to takie pewne.
Czas przełomu
Niemcy nie przychodzili do krain wyludnionych, a Słowianie nie zamierzali witać chlebem i solą obcych, mówiących w niezrozumiałym języku (słowo niemiec oznaczało wówczas "niemy; nieznający naszej mowy; bełkoczący"). Plemiona połabskie i pomorskie całe stulecia walczyły z naporem książąt saskich oraz królów Rzeszy, niejednokrotnie ich zwyciężając. Dopiero druga połowa XII wieku okazała się katastrofalna dla Słowian nadbałtyckich - zostali wzięci w kleszcze przez Duńczyków i Niemców, którzy najpierw częściowo podbili, a częściowo zhołdowali połabskich Obodrzyców i Wieletów, a potem uzależnili Pomorze Zachodnie.
Obraz "Opłakane apostolstwo" Wojciecha Gersona przedstawiający podbój Słowian połabskich fot. Wikimedia Commons
W obliczu klęski książęta i możnowładcy słowiańscy zdecydowali się otworzyć własne państwa na niemieckie wpływy religijne, gospodarcze i kulturalne. Innymi słowy, najwyższe warstwy ostatnich jeszcze nie do końca zniewolonych nadbałtyckich krain słowiańskich dokonały "dobrowolnej germanizacji". Dzięki temu rody książęce bardzo długo zachowały lokalną władzę (w ramach Rzeszy): pomorscy Gryfici do XVII wieku, a dynastia obodrzycko-meklemburska do roku 1918, tyle że już w późnym średniowieczu nie przyznawały się do swych słowiańskich korzeni. Polityka taka skutkowała też sprowadzaniem osadników niemieckich, nie tylko mieszczan i rolników, ale też rycerzy, którym miejscowi władcy nadawali lenna. Napływ tych ostatnich powodował z kolei germanizację bogatszych słowiańskich kupców-wojowników, gdyż tylko dostosowanie się do nowych warunków dawało im możliwość awansu do grona rycerstwa.
Inaczej rzecz się miała ze słowiańską ludnością należącą do warstw średnich (ubożsi kupcy-wojownicy, rzemieślnicy) i niższych (wieśniacy oraz najbiedniejsza ludność miejska). Ona opierała się germanizacji - a w niektórych wypadkach także chrystianizacji - aż do późnego średniowiecza. I właśnie kwestia tego oporu, choć pozornie mało związana z pytaniem "czy wschodnioniemieckie miasta posiadają słowiańskie korzenie?", okaże się decydująca w udzieleniu na nie odpowiedzi.
Miasta "zastępcze"
Niemieccy przybysze mieli do wyboru, albo osiedlać się w słowiańskich miastach, pośród miejscowej ludności, która ich nienawidziła, albo znaleźć inne rozwiązanie problemu swoich nowych siedzib. I takie rozwiązanie znaleziono niemal od razu.
Książęta sascy (przede wszystkim Henryk Lew, panował w latach 1142-1180), którzy kierowali polityką podboju Połabia i Pomorza, a w rezultacie stali się zwierzchnikami zhołdowanych książąt słowiańskich, mieli na oku jeszcze jeden cel. Było nim opanowanie handlu bałtyckiego, który do połowy XII wieku znajdował się w rękach słowiańskich kupców-wojowników zwanych wiciędzami. Władcy sascy rozumieli, że aby zrealizować swoje zamierzenie, muszą przede wszystkim wspierać osadnictwo niemieckie typu miejskiego, aby kupcy morscy mieli oparcie we własnych portach. Książętom saskim znacznie bardziej zależało na przynoszącej wielkie zyski bałtyckiej działalności handlowej niż na tradycyjnym (rolniczym) wykorzystaniu zdobytych terenów. Nie widzieli jednak sensu osiedlania przybyszów z Rzeszy w istniejących już obodrzyckich czy wieleckich miastach, pośród wrogo nastawionej miejscowej ludności. Dlatego wraz z biskupami podbijanych ziem oraz przywódcami kolonistów wpadli na pomysł prosty, a zarazem skuteczny: postanowili obok
co znaczniejszych miast słowiańskich wznieść własne ośrodki kupieckie, przeznaczone tylko dla Niemców.
Rozwiązanie to miało wiele zalet. Po pierwsze, ułatwiało odizolowanie polityczne i gospodarcze ludnych centrów słowiańskich, takich jak Lubeka, Stargard Wagryjski czy Mechlin, które dotąd kontrolowały handel na zachodnim Bałtyku. Po drugie, umożliwiło władcom saskim nadanie swoim nowym miastom przywilejów, dzięki którym właśnie przez te porty miała przechodzić większa część północnoniemieckiego obrotu towarowego. Równocześnie wszelkimi środkami, także siłowymi, zatrzymywano handel przepływający przez ośrodki zdominowane etnicznie przez Słowian. Po trzecie, centra administracyjne dla podbitych obszarów umieszczano w nowych miastach, co powodowało, że do starych przestały dopływać ściągane z okolicy podatki. Po czwarte, nie rozbudowywano w słowiańskich ośrodkach sieci kościelnej, a biskupstwa lokowano w świeżo założonych osiedlach niemieckich. Pozwalano nawet Słowianom pozostawać przy pogaństwie, byle nie wychylali się ze swoich miast - na przykład w Stargardzie miejscowy biskup był niemile widziany pośród
przeważającej tam pogańskiej ludności, więc zlikwidowano diecezję stargardzką i przeniesiono ją do miasta czysto niemieckiego.
Wszystkie te działania doprowadziły do stopniowego zubożenia ośrodków słowiańskich, a jednocześnie do wzrostu bogactwa niemieckich. W efekcie już w XIII wieku nadbałtyckie miasta połabskie nie posiadały już niemalże żadnego znaczenia gospodarczego ani politycznego, co więcej wyludniały się, gdyż zubożała ludność emigrowała lub, nie widząc możliwości dalszej egzystencji na starych zasadach, ulegała germanizacji. Jak więc widać, w przypadku wielu nadmorskich ośrodków nacisk ekonomiczny okazał się skuteczniejszy od militarnego, któremu Słowianie niegdyś skutecznie się przeciwstawiali.
Nawet tak duży i bogaty port jak Lubeka (zwana przez Niemców Altlubeck - "Starą Lubeką") została w krótkim czasie usunięta na gospodarczy drugi plan przez wzniesioną tuż obok "nową" Lubekę, która w XIII wieku stała się potęgą morską i współzałożycielką Hanzy, niemieckiej organizacji kupieckiej posiadającej olbrzymie wpływy w całej Europie Północnej i Zachodniej. A zatem dzisiejsza Lubeka nie ma prawie nic - poza nazwą - wspólnego ze słowiańską poprzedniczką. Na tej samej zasadzie zakładania przez Sasów miast "zastępczych" Stargard Wagryjski stracił znaczenie na rzecz Kilonii, a Wołogoszcz nad Pianą i Uznam na Uznamiu - na rzecz niedalekich Stralsundu i Anklam.
Opróżnić, przebudować i zaludnić
Obok polityki "zamiany miast" Sasi wcielali w życie drugi model kolonizacyjny. Zgodnie z nim najpierw wypędzano ze słowiańskich miast ich mieszkańców, a następnie sprowadzano osadników z Rzeszy, którzy burzyli stare budynki i przebudowywali całe osiedla zgodnie z zachodnimi wzorcami urbanizacyjnymi. Model ten wymagał mniejszych nakładów państwa saskiego (część kosztów i wysiłku organizacyjnego była bowiem przerzucana na kolonistów), co więcej, ułatwiał kontrolę nad podbitą ludnością. Wysiedlonych Słowian zmuszano do zamieszkania na wsi, gdzie żyjąc w rozproszeniu, mieli znacznie mniejszą siłę społeczną, gospodarczą i polityczną niż wcześniej, kiedy pozostawali skupieni we własnych miastach.
Taki los spotkał na przykład Brennę, stolicę państwa Stodoran na środkowym Połabiu. W latach 60. XII wieku, czyli niedługo po jej zdobyciu, Sasi przenieśli z niej wszystkich Słowian - kilka tysięcy ludzi - do okolicznych wsi. Sprowadzono osadników z zachodu, a miasto (którego nazwę zniemczono na Brandenburg) przebudowano, wytyczając nowe ulice i rynki, wzniesiono też imponującą katedrę. Podobnie postąpiono z innymi dużymi stodorańskimi osiedlami, między innymi z Postapimem przemianowanym na Poczdam.
Model "wysiedlania i przebudowy" obowiązywał przede wszystkim w głębi lądu, ale znany był również nad Bałtykiem. Zdaje się, że w strefie nadmorskiej stosowano go tylko w wypadku ośrodków średniej wielkości, takich jak obodrzyckie Swarzyn (zniemczone na Schwerin) czy Wyszomierz (Wismar). Miasta te nie były tak dużymi skupiskami ludności słowiańskiej jak na przykład pobliski Mechlin, więc łatwiej poddawały się akcjom przesiedleńczym, prościej też było je przebudować. Kiedy wkrótce stały się silnymi ośrodkami handlowymi pod protektoratem księcia saskiego, doprowadziły do ruiny Mechlin, którego ludność nie chciała się pogodzić z niemiecką dominacją.
Na surowym korzeniu
Z kolei na południu Połabia, gdzie żyły takie plemiona jak Serbowie, Łużyczanie czy Milczanie, w epoce słowiańskiej istniały wprawdzie liczne grody, ale dużych miast było bardzo mało. Niemcy przebudowali i zasiedlili niewiele z tamtejszych większych osiedli - przede wszystkim te leżące w miejscach ważnych strategicznie lub na przecięciu międzynarodowych szlaków handlowych, jak Budziszyn (dziś Bautzen), centrum ludu Milczan. Większość grodów słowiańskich w południowej strefie Połabia została zniszczona, a zdobywcy wznieśli na surowym korzeniu własne twierdze, z których część przekształciła się w miasta, jak Miśnia, sławna później z saskiej porcelany.
Na terenie dzisiejszej stolicy Niemiec istniało we wczesnym średniowieczu sporo słowiańskich osad i grodów, z których najznaczniejszym był Kopnik, stolica plemienia Sprewian i główna siedziba ich wojowniczego władcy z XII stulecia, Jaksy. Kiedy w XIII wieku Kopnik został zajęty przez Brandenburczyków, słowiańskich mieszkańców wysiedlono, budynki zrównano z ziemią, a do nowo lokowanego na prawie niemieckim miasta sprowadzono saskich kolonistów. Pozostałe osiedla z obszaru dzisiejszego Berlina spotkał albo ten sam los, albo w toku podboju zostały zniszczone lub opuszczone. Żadne z tych siedlisk nie przekształciło się w miasto, które dało początek Berlinowi, czyli nie ma mowy o kontynuacji osadniczej, mogącej doprowadzić do powstania niemieckiej stolicy. Właściwy Berlin i jego "siostrzane" miasto Cölln założyli władcy brandenburscy w latach 30. XIII wieku dla ochrony jednego z lokalnych szlaków handlowych. Oba te ośrodki od początku miały etnicznie niemiecki charakter. Dopiero z ich połączenia wyrosła stolica
Brandenburgii, potem Prus, a w końcu Niemiec.
Kruchość "słowiańskiej legendy"
Ratusz w Köpenick - dzielnicy Berlina, na której terenie, jeszcze przed założeniem miasta, znajdował się Kopnik - stolica słowańskich Sprewian fot. Wikimedia Commons/Andreas Steinhoff
Z powyższego wyliczenia wynika, że twierdzenia typu "Berlin założyli Słowianie", niestety, nie opierają się na zbyt mocnych przesłankach. To samo tyczy "słowiańskich korzeni" większości miast wschodnioniemieckich, które w następnych stuleciach osiągnęły duże znaczenie - Kilonii, "nowej" Lubeki, Schwerina, Stralsundu czy Miśni. Wprawdzie leżą na terenach zamieszkiwanych wieki temu przez Słowian, a niektóre wzniesiono na ruinach miast ludów połabskich, jednak owe pierwotne słowiańskie osiedla zostały zniszczone już w średniowieczu - i wtedy nastąpił kres ich istnienia. Wybudowane na ich miejscu miasta niemieckie od początku posiadały odmienny skład etniczny, inną strukturę urbanistyczną, całkowicie nowy system prawny. Brak ciągłości rozwojowej w tych kwestiach sprawia, że nauka uznaje miasta wschodnioniemieckie za coś nowego, odmiennego od poprzedzających je osiedli połabskich. Po Słowianach pozostały tam jedynie ukryte w ziemi zabytki, odkrywane dziś przez archeologów.
Sprawa "słowiańskich korzeni" przedstawia się inaczej w wypadku miast zachodniopomorskich, gdzie osadnicy niemieccy pojawili się już w XII wieku, ale masowo zaczęli napływać dopiero w następnym stulecia. W obrębie istniejących już ośrodków słowiańskich zakładali własne dzielnice lub mieszali się z miejscową ludnością, która w dużych miastach dość szybko ulegała wspieranej przez miejscowych książąt germanizacji. Dlatego zagadnienie zniemczania miast Zachodniego Pomorza stanowi kwestię odrębną.
Artur Szrejter dla Wirtualnej Polski