Śledztwo ws. "przecieku" z IPN do "Wprost" nt Przewoźnika
Stołeczna prokuratura prowadzi śledztwo z
doniesienia prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, by ustalić, kto
ujawnił tygodnikowi "Wprost" informację o zapisach archiwalnych,
że w 1987 r. krakowska SB zarejestrowała Andrzeja Przewoźnika jako
tajnego współpracownika.
13.12.2005 | aktual.: 13.12.2005 15:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Śledztwo dotyczące nieuprawnionego udostępnienia informacji o ewentualnych związkach Andrzeja Przewoźnika z SB wszczęto 3 listopada - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Maciej Kujawski.
Podstawą śledztwa jest artykuł kodeksu karnego, który przewiduje do 5 lat więzienia za ujawnienie tajemnicy państwowej. Będziemy ustalać, kto w IPN był dysponentem tej tajemnicy, miał do niej dostęp - dodał prokurator, zapowiadając przesłuchania pracowników Instytutu. Jak się nieoficjalnie dowiedział PAP w IPN, w sprawie zeznawali już jego pracownicy.
P.o. prezes IPN Leon Kieres potwierdził złożenie tego doniesienia, ale odmówił podania szczegółów.
PAP ustaliła w IPN, że powodem złożenia doniesienia był fakt, że informacja o zapisie dotyczącym Przewoźnika znajdowała się w tzw. zbiorze zastrzeżonym - objętej tajemnicą części archiwum IPN, do której dostęp mają tylko oficerowie obecnych tajnych służb.
Na początku lipca "Rzeczpospolita" podała, że w archiwach IPN w Krakowie odnalazła się notatka b. kaprala SB Pawła Kosiby, iż Przewoźnik miał być jego agentem. Gazecie przekazał ją krakowski działacz PO Zbigniew Fijak, który w czerwcu dostał notatkę od krakowskiego IPN w ramach swych prac badawczych.
We wrześniu kolegium IPN wykluczyło Przewoźnika z konkursu na prezesa IPN, powołując się na ustawę o IPN, dyskwalifikującą kandydata, wobec którego w archiwach jest choćby najmniejsza informacja o jego możliwych związkach z tajnymi służbami PRL.
Jak pisała wtedy "Gazeta Wyborcza", Przewoźnika zdyskwalifikowała nie tylko notatka Kosiby, ale też inne materiały. Jeszcze przed posiedzeniem kolegium "Wprost" napisał, że w archiwach IPN jest zapis o Przewoźniku z dziennika rejestracyjnego SB.
W listopadzie Sąd Lustracyjny orzekł, że Przewoźnik nie był agentem, a zapis uznał za niewiarygodny. Sąd zwrócił uwagę, że żaden ze świadków nie był w stanie wytłumaczyć, dlaczego przy zapisie o rejestracji Przewoźnika jako kandydata na tajnego współpracownika została skreślona litera "k", co oznacza, że został przerejestrowany z kandydata na współpracownika.
Jak ujawnił prof. Andrzej Paczkowski, członek kolegium IPN, przy wykluczaniu Przewoźnika nie kierowano się notatką Kosiby, tylko właśnie zapisem rejestrowym. Kolegium IPN odrzuciło notatkę kaprala SB Kosiby z informacją, że Przewoźnik był agentem, bo nie może być ona uznana za dokument SB i brana pod uwagę przez IPN - powiedział Paczkowski.
Dodał, że sprawa notatki Kosiby nie dyskredytuje kandydatury Janusza Kurtyki na prezesa IPN, obciąża natomiast pana Fijaka, który zachował się niegodnie. On wiedział dobrze, o jaki dokument występuje do IPN. Chciał mieć tylko notatkę kaprala Kosiby, autoryzowaną przez IPN - zaznaczył Paczkowski. Jego zdaniem, to właśnie Zbigniewowi Fijakowi zależało na tym, by Przewoźnik nie został prezesem IPN.
Rozbieżne są opinie w kolegium, czy wyrok umożliwia Przewoźnikowi start w ewentualnym nowym konkursie. Wyrok miałby wtedy decydujące znaczenie dla ewentualnych szans startu pana Przewoźnika w kolejnym konkursie, gdyby z ustawy o IPN wykreślono odpowiedni zapis - mówił były szef kolegium IPN Sławomir Radoń (który od początku mówił, że zapisy archiwalne wykluczają Przewoźnika).
Odmiennego zdania jest Paczkowski, który zwrócił uwagę, że w myśl niedawnego wyroku Trybunału Konstytucyjnego, wyrok Sądu Lustracyjnego oczyszczający daną osobę musi być bezwzględnie stosowany przez inne organa państwa. Wyrok jest ponad ustawą - dodał Paczkowski, według którego nie ma przeszkód, aby Przewoźnik startował w ewentualnym ponownym konkursie.
Sam Przewoźnik jednak to wyklucza.