Śledztwo w sprawie b. doradcy Clintona ds. bezpieczeństwa narodowego
FBI wszczęła dochodzenie mające wyjaśnić, dlaczego były doradca prezydenta Billa Clintona ds. bezpieczeństwa narodowego Samuel Berger wyniósł z Państwowych Archiwów tajne dokumenty dotyczące walki z terroryzmem.
20.07.2004 | aktual.: 20.07.2004 20:41
Berger tłumaczy się, że zabrał dokumenty niechcący i oświadczył, że "głęboko żałuje swego niechlujstwa". Tajne dokumenty z archiwów wolno wynosić tylko za pisemną zgodą jego pracowników, której Berger nie miał.
Jak wyjaśnił jego adwokat Lanny Breuer, chodzi o dokumenty, które były szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego przeglądał w ubiegłym roku w archiwach, przygotowując się do zeznań przed specjalną ponadpartyjną komisją badającą przyczyny nieprzygotowania rządu na atak 11 września 2001 r.
Berger zabrał z archiwów co najmniej dwie wersje memorandum oceniającego, jak władze radziły sobie z zapewnieniem bezpieczeństwa przed terroryzmem przed obchodami milenijnymi na przełomie 1999 i 2000 r., a więc za rządów Clintona.
Organa śledcze przeszukujące mieszkanie Bergera w związku z kryminalnym dochodzeniem nie znalazły dotychczas niektórych zabranych przez niego dokumentów. Sam były doradca Clintona mówi, że prawdopodobnie je wyrzucił.
Byli członkowie poprzedniej administracji oraz Demokraci z Kongresu USA wypowiadający się w telewizji na temat obecnych kontrowersji bronią Bergera, twierdząc, że należy mu dać wiarę.
Zdaniem niektórych komentatorów, informacje o śledztwie przeciw Bergerowi - które toczy się już od października ubiegłego roku - celowo podsunięto mediom akurat teraz, w przeddzień ogłoszenia końcowego raportu przez komisję ds. 11 września.
Uważają oni, że Republikanie liczą na to, iż sprawa Bergera odwróci uwagę od ustaleń z tego raportu, który - według przeciwników - krytycznie ocenia postępowanie administracji prezydenta Busha w zakresie walki z terroryzmem przed 11 września.