SLD: czy da się kierować Polską i UE z autobusu
SLD pyta premiera Donalda Tuska, który zainaugurował w poniedziałek akcję "Autobus Tuska", czy da radę kierować Polską i Unią Europejską z autobusu. Sojusz twierdzi też, że obietnica PO, dotycząca wynegocjowania w nowym budżecie UE 300 mld zł dla Polski, jest nierealna.
19.09.2011 | aktual.: 19.09.2011 15:48
- Chciałbym zapytać pana premiera, który udał się dzisiaj w początek kampanii autobusowej, czy da się kierować Polską, ale czy da się również kierować Unią Europejską, z autobusu. Czy może szczyt Unii Europejskiej będzie zorganizowany w autobusie? - pytał na konferencji prasowej w sejmie poseł SLD Tadeusz Iwiński.
Według posła "będzie to na pewno nowy wkład w działania Unii Europejskiej". Premier Tusk zainaugurował w poniedziałek akcję, podczas której każdego dnia - do końca kampanii wyborczej - będzie odwiedzał kilka miejscowości "Autobusem Tuska". Szef rządu mówił też, że w najbliższych tygodniach, a jeśli tak zdecydują Polacy, to także w kolejnych miesiącach, będzie walczył ze swoją ekipą o 300 mld zł z budżetu UE na lata 2014-2020.
Europoseł SLD Bogusław Liberadzki przekonuje, że już dziś wiadomo, iż jest to obietnica niemożliwa do zrealizowania.
- Jeżeli to jest 300 mld złotych łącznie ze wszystkich dostępnych unijnych środków, które mogą trafić do budżetu Polski, to znaczy, że Polska dostanie o 25% mniej niż dotychczas. Jeśli jednak do tej sumy nie wchodzą dotacje dla rolników to znaczy, że obiecywania jest rzecz nierealna - powiedział Liberadzki.
Europoseł tłumaczył, że kwota budżetu 2014-2020 jest znana, pozostaje tylko kwestia jego dystrybucji. I to, jego zdaniem, jest sprawa kluczowa, gdyż w kolejnych latach Polska będzie musiała się podzielić pieniędzmi z Rumunią, Bułgarią, a także Chorwacją, po wejściu tego kraju do UE.
- Czyli suma, którą dotychczas dostajemy od Unii, ulegnie zmniejszeniu. Nie należy więc obiecywać 300 mld złotych, gdyż to już teraz jest niemożliwe - stwierdził.
Według Liberadzkiego, realna kwota, na jaką Polska może w sumie liczyć z unijnej kasy w nowej perspektywie budżetowej, wynosi ok. 240 mld zł. - Uzyskanie tego byłoby dużym sukcesem, a i tak trudnym do osiągnięcia - ocenił.
Politycy SLD skrytykowali także nowy spot PO, w którym premier Tusk, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski oraz szef PE Jerzy Buzek i unijny komisarz Janusz Lewandowski - ich zdaniem "niczym czterej muszkieterowie" - obiecują, że mogą wynegocjować dla Polski owe 300 mld zł.
Iwiński ocenił, że komisarz Lewandowski występując w tym spocie łamie ewidentnie regulacje unijne, gdyż - jak mówił - żaden komisarz nie może przyjmować dyrektyw od premiera jednego z państw.
Także Liberadzki uważa, że zarówno Buzek, jak i Lewandowski, którzy reprezentują i pracują dla 500 mln obywateli UE, nie powinni koncentrować się na jednym państwie i składać obietnic tylko po to, by ich partia mogła wygrać w wyborach.
Liberadzki zaznaczył także, że w UE pojawiają się już pierwsze oznaki niezadowolenia ze sposobu sprawowania polskiej prezydencji. - To za naszej prezydencji Unia wyraźnie dzieli się na Unię dwóch prędkości: euro zonę i pozostałe państwa - podkreślił.
Europoseł argumentował, że za polskiej prezydencji strefa euro zaczęła intensywnie pracować za zamkniętymi drzwiami. - To są powody, dla których państwa spoza strefy euro, a także mniejsze państwa UE, które pokładały nadzieje, że to polska prezydencja pozwoli im mówić pełnym głosem, bez dominacji dwóch czy trzech największych państw, zaczynają wypowiadać słowa rozczarowania, że to oczekiwanie nie jest spełnione - zaznaczył Liberadzki.