Sławomir Sierakowski: Popieram krytykę Polski za granicą. Wstydzę się za nasz rząd
Cieszę się, że powstał list otwarty pięciu najbardziej znaczących organizacji broniących praw człowieka. Wstydzę się za polski rząd, że musi dochodzić do takich interwencji. Podzielam i popieram tę krytykę i mam nadzieję, że wobec Polski zostaną wyciągnięte wszystkie konsekwencje wynikające z naszych zobowiązań zawartych w ratyfikowanych przez Polskę traktatach międzynarodowych. Jeśli głos Polski w Unii Europejskiej ma być zgodnie z zaakceptowanym przez nas prawem zawieszony, to niech będzie. Jest to dziś głos szkodliwy dla nas i dla Unii, głos przeciwników demokracji liberalnej i zasad dotychczasowej współpracy z naszymi sojusznikami.
Pięć najbardziej znanych humanitarnych lub filantropijnych organizacji pozarządowych na świecie wezwało Komisję Europejską do podjęcia stanowczych kroków wobec Polski. Są to: Amnesty International, International Federation for Human Rights, Human Rights Watch, Open Society European Policy Institute i Reporterzy bez Granic. Domagają się oni podjęcia przez Komisję Europejską stanowczych kroków wobec Polski. Dostrzegają, że nikt nie ma już siły ani ochoty nami się zajmować, ale nie chcą na to pozwolić. Także dlatego, że obserwują – bo tym się zajmują – kolejne posunięcia władzy mające na celu podporządkowanie sobie sądów, mediów, organizacji pozarządowych i wszystkiego w Polsce, na co nie ma jeszcze wpływu Prawo i Sprawiedliwość (ta nazwa jest tak prawdziwa jak „demokracja ludowa”).
Autorzy listu otwartego piszą bardzo zdecydowanie o tym, jak oceniają sytuację w Polsce i wzywają do wyciągnięcia wobec nas wszystkich zapisanych w prawie europejskim konsekwencji. Żeby nie było wątpliwości, zacytujmy dłuższy fragment: „W związku z tym, że dialog z polskim rządem w ramach procedury kontroli praworządności okazał się nieskuteczny, pomimo dodatkowego ostrzeżenia w grudniu, a ponadto nie zapobiegł dalszemu podważaniu praworządności w Polsce, uważamy, że rekomendacja Komisji, aby uruchomić artykuł 7 TUE jest na tym etapie jedynym sposobem, aby kontynuować proces rozliczania Polski za nieprzestrzeganie zobowiązań wynikających z Traktatów założycielskich UE. Konieczne dla Komisji jest zapobieżenie jeszcze większemu pogorszeniu się sytuacji. Wcześniejsze doświadczenia innych państw członkowskich, które stanęły w obliczu podobnych zagrożeń pokazały, że czas nie rozwiązuje problemów, lecz zwiększa ryzyko ich utrwalenia. Dalsze opóźnianie w zastosowaniu artykułu 7 TUE groziłoby podważeniem wiarygodność Komisji i stanowiłoby wskazanie dla innych państw członkowskich, że mogą one podważać wartości założycielskie, których zobowiązały się szanować, bez żadnej zdecydowanej reakcji ze strony UE”.
Wymienione organizacje zajmują się tylko najpoważniejszymi przypadkami. Przez ćwierć wieku słyszeliśmy w mediach, jak protestują i pomagają w wielu miejscach na świecie. Przyznaję, że do głowy by mi wtedy nie przyszło, że Polska może stać się krajem specjalnej troski, miejscem łamania praw człowieka. Ale czy się to komuś podoba czy nie, nawet ograniczenie dostępności do tabletki „dzień po” jest ograniczeniem takich praw. Kto tego nie rozumie, cofa nas do epoki sprzed uznania, że coś takiego jak prawa człowieka istnieje. To nie są prawa tych, którym się najlepiej wiedzie, albo tych, których jest najwięcej albo którzy najbardziej pasują władzy. To prawa służące ochronie tych, którzy są najbardziej narażeni na dyskryminację: kobiet, mniejszości, imigrantów, uchodźców, opozycji demokratycznej.
Akurat w Polsce władza gwałci prawa wszystkich, mniejszości i większości, gdy próbuje podporządkować sobie wymiar sprawiedliwości. I to właśnie stało się przedmiotem zainteresowania najważniejszych instytucji międzynarodowych (w tym Komisji Europejskiej, do której apelują wspomniane organizacje) i stolic, w tym wszystkich naszych sojuszników i partnerów gospodarczych. Władza się tym niespecjalnie przejęła, bo w przeciwnym razie musiałaby powściągnąć swoje zakusy. Aż dziw bierze, że tylu ludzi jest gotowych za tym iść.
Atak na liberalizm (przez likwidację niezależności sądów, mediów publicznych, służby cywilnej, instytucji kultury itd.) może się podobać przeciwnikom liberalizmu. Atak na demokrację (trudno sobie wyobrazić, żeby demokracja, czyli równe prawo do zwycięstwa w wyborach, przetrwała, gdy rządząca partia podporządkuje sobie tak wiele instytucji i środków przekazu) wielu się podoba, choć może to dziwić w XXI wieku, w państwie aspirującym do przynależności do Zachodu. Ale podważania polskiej niepodległości przez rzesze Polaków zrozumieć już się nie da. Chyba, że jest się tak naiwnym, by sądzić, iż (rozbrajana i pozbawiona istotnej części przywództwa) armia zagwarantuje nam bezpieczeństwo, więc dowolnie możemy kłócić się z zachodnimi sojusznikami z Unii Europejskiej i NATO.
A Zachód się od nas odsuwa. Przestaje nas traktować jak cześć rodziny państw demokratycznych. Czego najlepszych dowodem jest właśnie list pięciu największych instytucji troszczących się o prawa człowieka na Świecie. Angela Merkel niedawno wprost wezwała do stworzenia Unii dwóch prędkości, a Parlament Europejski właśnie przegłosował uchwałę wzywającą do stworzenia osobnego budżetu eurozony. Integracja bez nas zaczyna postępować. Polski rząd po raz pierwszy zdaje się to akceptować. Byle mu się nie wtrącano do tego, co wyprawia w kraju.
Istnieje u nas niepisany zakaz krytykowania Polski za granicą. Ponieważ Polska to w pierwszej kolejności ci, co najczęściej o niej mówią i bez przerwy nazywają samych siebie patriotami, to zakaz krytyki ma obejmować także, a może przede wszystkim, ich, a oni to polskie władze.
Wielu poważnych dziennikarzy, publicystów i ekspertów będących jak najgorszego zdania o tym, co robią polskie władze, nie decyduje się otwarcie krytykować polskiego rządu za granicą. Nie rozumiem i nie podzielam tego zakazu. O Polsce należy mówić prawdę tak w polskiej, jak i w amerykańskiej, niemieckiej i każdej innej gazecie czy telewizji. To zresztą jedyny sposób, żeby odzyskiwać zaufanie zachodnich mediów, że Polska to nie tylko Kaczyński i jego autorytarno-zaściankowe zapędy.
Cieszę się, że powstał ten list otwarty pięciu najbardziej znaczących organizacji broniących praw człowieka. Wstydzę się za polski rząd, że musi dochodzić do takich interwencji. Podzielam i popieram tę krytykę i mam nadzieję, że wobec Polski zostaną wyciągnięte wszystkie konsekwencje wynikające z naszych zobowiązań zawartych w ratyfikowanych przez Polskę traktatach międzynarodowych. Jeśli głos Polski w Unii Europejskiej ma być zgodnie z zaakceptowanym przez nas prawem zawieszony, to niech będzie. Jest to dziś głos szkodliwy dla nas i dla Unii, głos przeciwników demokracji liberalnej i zasad dotychczasowej współpracy z naszymi sojusznikami.
Doszło, niestety, do takiego żenującego paradoksu, że to obce władze bardziej dbają o naszą demokrację niż krajowe. To im sekunduję, a nie Dudzie i Waszczykowskiemu, którzy kompromitują nas podczas spotkań z zachodnimi przywódcami i „ciepłym człowiekiem” Aleksandrem Łukaszenką.
Sławomir Sierakowski dla WP Opinie