Sławomir Sierakowski: Niemcy, a nie PiS, gwarantują nam niepodległość
Zgadnijcie, kto według planów NATO ma bronić Polski na wypadek agresji ze strony państw trzecich? Dwie dywizje niemieckie. Wcale mnie to nie cieszy - pisze Sławomir Sierakowski dla Wirtualnej Polski. I dodaje, że "byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby Polska przestała być członkiem NATO drugiej kategorii i posiadała stałe bazy NATO na swoim terytorium. Ale niestety nie jest. I dopóki PiS będzie drażnił Zachód i tworzył uzasadnione wrażenie, że Polska nie posiada godnej zaufania władzy, Polska niepodległość będzie zależeć głównie od Niemiec i całej Unii Europejskiej".
Zgadnijcie, kto według planów NATO ma bronić Polski na wypadek agresji ze strony państw trzecich? Dwie dywizje niemieckie. Wcale mnie to nie cieszy - pisze Sławomir Sierakowski dla Wirtualnej Polski. I dodaje: "Byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby Polska przestała być członkiem NATO drugiej kategorii i posiadała stałe bazy NATO na swoim terytorium. Ale niestety nie jest. I dopóki PiS będzie drażnił Zachód i tworzył uzasadnione wrażenie, że Polska nie posiada godnej zaufania władzy, nasza niepodległość będzie zależeć głównie od Niemiec i całej Unii Europejskiej".
Prezydent Andrzej Duda i szef Rady Europejskiej Donald Tusk wyszli w bardzo dobrych nastrojach ze spotkania. Dawno nie widzieliśmy takich scen. Donald Tusk nie mógł zachować się inaczej, chcąc być konsekwentnym wobec linii, którą jego obóz przyjął dawno temu, na integrację Polski z Zachodem. Andrzej Duda z kolei, pojechał przede wszystkim po to, żeby zrobić wrażenie. Czy te dobre nastroje wskazują na to, że rządzący zrozumieli niebezpieczeństwo, jakie dla Polski oznacza konflikt z Unią Europejską? A przypomnijmy, że stosunki polsko-amerykańskie - jeszcze ważniejsze dla bezpieczeństwa Polski - są funkcją relacji Warszawa-Bruksela. Ameryka wysyła do Polski Daniela Frieda z identycznych powodów, dla których Komisja Europejska wszczęła procedurę kontroli praworządności w Polsce. Unia Europejska jednak to dziś przede wszystkim Niemcy.
Były krwawy i bezwzględny przeciwnik dziś jest fundamentem Unii Europejskiej i filarem zachodniego systemu bezpieczeństwa militarnego i ekonomicznego. Zasada jest prosta: póki jesteśmy częścią tego systemu, póty jesteśmy bezpieczni. Jeśli z niego wypadniemy, karna armia posłów PiS nas przed nikim nie obroni. Tym bardziej, że nasz drugi krwawy i bezwzględny przeciwnik, niestety, nie zmienił się wystarczająco. Co więcej, to Niemcy spośród państw Unii Europejskiej najbardziej konsekwentnie stawiają dziś opór Rosji. Że Rosja jest zagrożeniem i że nasza niepodległość zależy od Zachodu, Prawo i Sprawiedliwość doskonale wie. I niezależnie od wykonywania patriotycznych aktów strzelistych, domagała się od tych samych polityków, którym próbuje podskakiwać, poparcia w staraniach o rozmieszczenie wojsk NATO w Polsce.
Towarzyszące wizycie wywiady i teksty prezydenta (np. "Zbyt dużo emocji" w "FAS", czy "Polska jest wciąż krajem proeuropejskim" w "FT"), a także jego wypowiedzi po spotkaniu z Tuskiem, w których ćwiczone są na zmianę dwa mocne chwyty: "spokojnie, to tylko emocje" i "kochani, nic się stało", raczej nie ujmują nikogo w Brukseli. Zdjęcie Kaczyńskiego przy tekście Dudy w "Financial Times" pokazuje dobrze, iż wszyscy wiedzą na Zachodzie, że rozmawiają z listonoszem, który o niczym nie decyduje i albo wiezie ze sobą decyzję Kaczyńskiego, albo decyzji nie ma i Duda jedzie zrobić wrażenie. Dobre wrażenie można zrobić na Niemcach do lat 10, uspokajając ich, że się za bardzo emocjonują. Starsi się nie uspokoją, choćby z tego powodu, że się nie rozemocjonowali wcześniej. I oczywiście, gdy prezydent Polski jedzie po poprzednikach w "Financial Times", zarzucając im, że wszystko u nas leży: służba zdrowia, edukacja, sądy, to nie jest donos, więc nie naraża się Beacie Kempie.
Minister Szczerski tak nam przedstawił agendę prezydenta na rozmowy w Brukseli i wtorkowe w Strasburgu: "Mniej emocji, więcej faktów, więcej rozumowego myślenia o tym, co leży w interesie całej Europy i całego NATO, a wtedy okaże się, że Polska jest bardzo ważnym elementem całej konstrukcji, że odsunięcie Polski czy próba wejścia w konflikt z Polską osłabia całą konstrukcję". To mity. Zamieńcie sobie słowo Polska na Europa i dostaniecie fakty. Niestety, to nie Unia Europejska powinna uważać na konflikt z Polską, bo Unia ma większe problemy, ale lepiej my uważajmy.
Co się dzieje w Polsce, to politycy unijni doskonale wiedzą. Nie muszą tego robić przeciwnicy polityczni, wystarczy, że europejska prasa im donosi. Musztrowanie się nawzajem przez polityków, żeby tylko któryś nic nie pisnął za granicą, to jest "wieś zabita dechami". I każdy boi się z tego szantażu wyrwać, więc od klubu Kukiza'15 po .Nowoczesną wszyscy się na wyścigi zapewniają, że nikt nic nie powie nikomu w Brukseli. A nawet jeden z drugim z dobrego serca pojedzie do Brukseli, tam pokiwa przecząco głową i powie, że to wszystko nieprawda. A jak go zapytają, co takiego jest nieprawdą, to powie "nic" i ucieknie. Śmieszni są polscy politycy.
Rządzący chyba jednak naprawdę wierzą, że jak Brukseli nikt nic nie piśnie, to ona się naprawdę nie dowie, co tu się dzieje. Więc we wspomnianym wywiadzie prezydent mówi wprost: "Zaprzysięgłem sędziów tak, jak życzył sobie tego parlament". Może Unia nie sprawdzi i nie dowie się, że Duda zaprzysiągł tylko tych, których mu prezes palcem pokazał, a tych, których mu nie pokazał - to nie zaprzysiągł.
Jednocześnie trwa "wojna listowa" naszych dzielnych ministrów Ziobry i Waszczykowskiego (Ziobro to nawet napisał dwa - jeden otwarty, a drugi zamknięty). Dlaczego Błaszczak nic nie pisze? Też pisać przecież umie. Bronienie polskich kobiet w Niemczech przez - dotąd nieznanych z obrony kobiet - Ministra Spraw Zagranicznych i Ministra Sprawiedliwości z pewnością dodaje im szarmu u posłanki Krystyny Pawłowicz, niekoniecznie natomiast u kanclerz Merkel. W niczym nam oczywiście nie pomogą ani listy ministrów, ani teksty prezydenta, ani artykuły sponsorowane, które rząd wykupuje w zachodniej prasie, żeby naprawić, co zniszczył, pogrążając się coraz bardziej.
Nie tylko zepsuliśmy sobie relację z Brukselą i Berlinem, które prezydent teraz próbuje trochę nadrobić, starając się zrobić dobre wrażenie, ale zaryzykowaliśmy bardzo wiele. Najlepiej opisał to Łukasz Wójcik w "Polityce": "Atakując Niemcy za wpuszczenie do Europy imigrantów, PiS równocześnie atakuje autorkę tego pomysłu, najlepszego niemieckiego kanclerza, jakiego Polska mogłaby oczekiwać. Dziś właśnie, jak nigdy wcześniej, potrzebuje ona wsparcia zarówno w Berlinie, jak i w Brukseli. Niemieccy zwolennicy normalizacji stosunków z Rosją tylko zacierają ręce z powodu kłopotów Merkel, a Polska zakrywa oczy i udaje, że tego nie widzi. Byle popisać się przed własnym elektoratem. Taka postawa, kiedyś może łatwiejsza do zignorowania, dziś budzi wśród starych państw członkowskich wyraźną irytację". Dodajmy, że jest to tekst, w którym autor na początek uspokaja czytelnika, że owszem istnieje taka procedura jak wszczęcie kontroli praworządności przez Unię w Polsce, ale to mało prawdopodobne, bo Unia nie jest jeszcze
chyba aż tak zirytowana postawą polskich władz. Niestety jest.
Na koniec zagadka. Zgadnijcie, kto według planów NATO ma bronić Polski na wypadek agresji ze strony państw trzecich? Dwie dywizje niemieckie. Wcale mnie to nie cieszy i pisałem o tym nie raz [sprawdź]. Byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby Polska przestała być członkiem NATO drugiej kategorii i posiadała stałe bazy NATO na swoim terytorium (według porozumienia z Rosją z 1997 roku cały postkomunistyczny region ich nie posiada). Ale niestety nie jest. I dopóki PiS będzie drażnił Zachód i tworzył uzasadnione wrażenie, że Polska nie posiada godnej zaufania władzy, nasza niepodległość będzie zależeć głównie od Niemiec i całej Unii Europejskiej.