PublicystykaSławomir Sierakowski: Nazwijcie Kielce Opolem

Sławomir Sierakowski: Nazwijcie Kielce Opolem

Debiutanci Marek Mikos i Maciej Gielerta będą szefować Staremu Teatrowi, a opolski festiwal odbędzie się w Kielcach. Nasza władza na własne życzenie zorganizowała sobie bojkot reprezentantów kultury wysokiej oraz kultury masowej - i to jednych i drugich w komplecie.

Sławomir Sierakowski: Nazwijcie Kielce Opolem
Źródło zdjęć: © East News | Wojciech Strozyk/REPORTER
Sławomir Sierakowski

25.05.2017 | aktual.: 25.05.2017 13:57

Można oczywiście opowiadać, że Kayah nie wie, co mówi i rozpowszechnia nieprawdziwe informacje na swój temat, ale można je było zdementować, można było rozmawiać z kolejnymi artystami, można było tego wszystkiego uniknąć, podobnie jak Misiewicza, Berczyńskiego, rozbijania się limuzynami, reprezentowania rządu przez sędziego dublera i w ogóle sędzi dublerów i wszystkich innych tego typu działań, które ani państwu, ani partii, ani prezesowi nic nie dają. Przejmowanie mediów publicznych, prokuratury, sądów itd. jest złe, ale dają prezesowi Kaczyńskiemu więcej władzy nad Polakami. Po co jednak Kurskiemu wojowanie z polską rozrywką? Nieco inaczej jest z wojną, którą Ministerstwo Kultury wytoczyło kulturze wysokiej.

Nie miałem racji

Po pierwszych decyzjach wicepremiera i ministra Piotra Glińskiego dotyczących sztuki w Teatrze Polskim, którą minister chciał zdjąć już przed premierą (choć jej nie widział) i po zaatakowaniu dziennikarki TVP Info Karoliny Lewickiej (później Gliński sam zaatakował TVP i zwyzywał od propagandystów, ale niestety dopiero po tym jak TVP zaatakowała jego żonę; potem przestanie i minister też przestanie) napisałem w grudniu 2015 na łamach WP Opinie: "Mieliśmy bać się Macierewicza, a bać się trzeba Glińskiego". No i nie miałem racji, a właściwie nie wiadomo, bo konkurencja zrobiła się nieporównanie bardziej zacięta, niż się spodziewałem, bo Macierewicz szybko odpowiedział Misiewiczem i Berczyńskim, a Mistrale sprzedał za dolara Rosji.

Minister Kultury właśnie powołał do szefowania Teatrowi Staremu w Krakowie Marka Mikosa (byłego dziennikarza i dawnego autora recenzji w "Gazecie Wyborczej", przy okazji byłego kierownika literackiego nowohuckiego Teatru Ludowego) i Michała Gieletę (reżysera operowego z Anglii) na miejsce Jana Klaty. Musiał być z siebie minister bardzo zadowolony, że na taki pomysł wpadł. Dziewięcioosobowa komisja złożona z sześciu wytypowanych przez ministerstwo osób (brak wśród nich autorytetów w dziedzinie teatru, ale tego czytelnik sam się mógł domyślić) i reprezentantów załogi (ci głosowali na Klatę) mogła pominąć oczywistych faworytów i oddać narodową scenę komuś, kto wprawdzie nie licuje w żaden sposób ze statusem Teatru Starego, ale daje jakieś minimalne podstawy do obrony decyzji komisji zatwierdzonej przez ministerstwo.

"Najbardziej znany polski reżyser za granicą"

Jeden pracował kiedyś w "Wyborczej", a drugi może nie reżyseruje sztuk teatralnych tylko opery i nie ma żadnego dorobku w Polsce (teatr tutejszy i kontynentalny ma niewiele wspólnego z teatrem anglosaskim, przede wszystkim jednak Teatr Stary nie wystawia oper), ale studiował literaturę na Oxfordzie i kończył program reżyserski w National Theatre w Londynie. Jest w każdym razie się od czego odbić. I dalej już poszło niemal samo. "Wiadomości" TVP przedstawiły Gieletę Polakom jako "reżysera z ogromnym dorobkiem na wielu scenach, m.in. w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, a nawet Południowej Afryce". Natomiast zdaniem ministra Piotr Glińskiego jest to "najbardziej znany polski reżyser za granicą".

Być bardziej znanym od doskonale znanego teatralnej publiczności w Europie Krzysztofa Warlikowskiego czy Mariusza Trelińskiego, który miał zaszczyt otwierać ostatni sezon w Metropolitan Opera "Tristanem i Izoldą"? Ponieważ nie tylko za granicą, ale nawet w Polsce mało kto ze środowiska teatralnego słyszał (o Janie Klacie i Pawle Miśkiewiczu ubiegających się o to stanowisko słyszeli oczywiście wszyscy), portal Oko.press postanowił zwrócić się do krytyków teatralnych najważniejszych światowych pism o teatrze i recenzentów największych gazet. Zacytujmy kilka z nich: "Nie znam Michała Gielety ani jego produkcji. Widziałem i opisywałem prace polskich reżyserów takich, jak między innymi Grzegorz Jarzyna, Krzysztof Warlikowski czy Krystian Lupa. Ich przedstawienia prezentowane były na najważniejszych nowojorskich scenach, a także podróżowałem do Polski by oglądać je i o nich pisać" – odpowiedział Tom Sellar, redaktor naczelny amerykańskiego pisma "Theater", profesor teatru z Uniwersytetu Yale.

Że kto?

O Gielecie nie słyszała też Lyn Gardner, krytyczka teatralna, od przeszło 20 lat pisząca dla "Guardiana". Ian Shuttleworth, recenzent "Financial Timesa" od 1995 roku, nazwisko Michała Gielety musiał wpisać w internetową wyszukiwarkę. Aleks Sierz, autor licznych książek o teatrze i członek Royal Society of Arts, odpisał portalowi: "O ile wiem, w londyńskim teatrze nie jest znany". Badacz zapowiada jednak, że po powrocie z wakacji przeprowadzi kwerendę. "Nigdy o nim nie słyszałem", "Jego nazwisko nic mi nie mówi" – piszą kolejno Philip Fisher, londyński redaktor portalu "British Theatre Guide", i Mark Fisher, piszący od końca lat 80. o teatrze w Szkocji autor "The Edinburgh Fringe Survival Guide". Podobnie reaguje Maxie Szalwinska z "The Sunday Times". Takiego mamy wicepremiera i ministra kultury.

Nie dziwi więc decyzja wszystkich uznanych polskich reżyserów i reżyserek, którzy zdecydowali się zorganizować i zbojkotować taką politykę kulturalną ministra. Napisali: "Pragniemy wyrazić naszą obawę, że sytuacja w Narodowym Starym Teatrze jest częścią szerszej strategii władz, skierowanej na wyciszenie nurtu krytycznego, bez którego sztuka i społeczeństwo nie mogą się rozwijać. Obawa ta stała się głównym impulsem naszego zjednoczenia. Zadaniem Ministerstwa jest współorganizowanie wraz z samorządami życia kulturalnego w demokratycznym państwie, a nie narzucanie instytucjom jedynego słusznego kierunku, zgodnego z linią polityczną rządzących oraz cenzurowanie twórczości niezależnych artystów". Howgh, Winnetou. Jak działasz jak czerwoni, to taką samą reakcję spotykasz.

"Nawet komuna sobie na coś takiego nie pozwalała"

Po raz pierwszy doszło do zjednoczenia bardzo różnych teatrów, często sobie przeciwstawnych, jeśli chodzi o styl i sposób pracy na deskach. To jest zasługa Glińskiego i jego wielu poprzedników z niedemokratycznych reżimów. Jeden z aktorów pracujących w teatrze dłużej niż Klata, skomentował to tak: "Nawet komuna sobie na coś takiego nie pozwalała". W ten sposób koncertowo zarżnięty został po Teatrze Polskim we Wrocławiu kolejny wielki polski teatr.

Gliński zabrał głos także w sprawie koncertowego rozwalenia festiwalu w Opolu, który postanowili zbojkotować najważniejsi polscy artyści estradowi. Dotąd raczej nie angażujący się w spory polityczne, właśnie zostali wciągnięci w nie przez szefa TVP Jacka Kurskiego, byłego i obecnego autora kampanii wyborczych PiS. Według ministra Glińskiego winny nie jest jednak Kurski, tylko opozycja. Minister poproszony o komentarz do bojkotu Opola, powiedział tak: "Nagle polityka, i to w przejawach bardzo radykalnych – nienawiści i niszczenia instytucji - weszła do kultury, która powinna kojarzyć się z relaksem, odpoczynkiem, humorem". Sama weszła?

Grać będą pomniki

"Polska opozycja niszczy polską demokrację przez to, że postanowiła uprawiać politykę na ulicy i na zagranicy. Na ulicy nie bardzo wychodzi, zagranica raz wychodzi raz nie wychodzi" - ocenił w radiowej Trójce. I dodał, że "teraz się okazuje, że dobrą metodą jest niszczenie wszystkiego co dookoła. Przeraża siła negatywnych emocji". Co w obecnej sytuacji radzi minister?

"Najprawdopodobniej najlepszym wyjściem jest (...) zorganizowanie tego festiwalu w innym miejscu, bo nie powinniśmy się dać zastraszyć jakimś takim politycznym prowokacjom, czy bojkotom". A gdzie zorganizować Festiwal w Opolu? To już wiemy od szefa TVP, w Kielcach, gdzie prezydentem jest popierany przez PiS i zasiadający w Narodowej Radzie Rozwoju prezydent.

Starym będzie rządzi nowy, a Festiwal w Opolu będzie w Kielcach. Nazwijcie jeszcze Kielce Opolem. Tylko nie zapomnijcie, że do festiwalu potrzebni są głównie artyści. W tym tempie do końca kadencji PiS zniknie kultura polska z narodowych instytucji, a w teatrach i na festiwalach grać będą pomniki.

Sławomir Sierakowski dla WP Opinie
Śródtytuły pochodzą od redakcji

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)