Sławomir N. zatrzymany. Ukraińskie służby bezpieczeństwa: Badamy przetargi na ponad 200 mln euro
Przedstawiciele ukraińskiego Narodowego Biura Antykorupcyjnego (NABU) poinformowali w poniedziałek, że podczas śledztwa badane są przetargi na kwotę ponad 200 mln euro. Sławomir N. miał przyjmować korzyści majątkowe za zlecenia budowy dróg.
Gdańskie CBA zatrzymało w poniedziałek byłego posła na Sejm RP, byłego ministra transportu, byłego szefa ukraińskiej Państwowej Służby Dróg Samochodowych (Ukrawtodor) Sławomira N. Zatrzymany został też Dariusz Z., były dowódca JW "GROM", i przedsiębiorca z Gdańska Jacek P. Sławomirowi N. prokuratura ma postawić sześć zarzutów.
Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy prowadzi rewizje w Kijowie, Lwowie i w Polsce. Śledztwo dotyczy podejrzenia działań korupcyjnych oraz udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Służby przeszukują m.in. biura Ukrawtodoru, na którego czele stał Sławomir N. od 2016 roku. Były minister miał być członkiem grupy przestępczej.
Śledczy badają kwotę na ponad 200 mln euro
- Na chwilę obecną trwają przeszukiwania i rewizje. Żadna osoba na terenie Ukrainy nie została jeszcze zatrzymana. Ale wszystko jest koordynowane z Polską. Szereg osób zostało zatrzymanych w Polsce i po tym, jak zostaną zebrane dane i materiały, podejmiemy decyzję o zatrzymaniu innych osób, które brały udział w procederze - mówił dyrektor NABU Artiom Sytnyk.
I zaznaczał, że śledztwo prowadzone jest dzięki międzynarodowej współpracy Polski i Ukrainy. - Myślę, że ekstradycja nie jest możliwa, bo Sławomir N. ma obywatelstwo polskie. Działania prowadziliśmy wspólnie - mówił Sytnyk.
Podczas konferencji Sytnyk tłumaczył, że Sławomir N. miał wykorzystywać swoje stanowisko do nieuczciwego zarabiania pieniędzy. Badane są przetargi na kwotę 270 mln euro.
- Sławomir N. w październiku 2016 roku objął stanowisko, a pierwsze rozmowy dotyczące procederu zostały przeprowadzone w grudniu. Proceder trwał do jesieni 2019 roku. Wszystkie wydarzenia zostały udokumentowane. Dziękujemy stronie polskiej, która wykonała większą część pracy. Proceder zaczął się na terenie Polski i tam się zakończył - mówił Sytnyk.
Jak poinformował, podejrzane o udział w grupie przestępczej są cztery osoby na terytorium Ukrainy, trzy w Polsce, a dodatkowo członkowie, o których śledczy nie mogą się obecni wypowiadać.
Czytaj też: Koronawirus. Raport z frontu, dzień piąty. Po omacku
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl