Ślady baronów śmierci
Rządzące Rosją konsorcjum sił specjalnych zmienia swoją twarz. „Don the Brain” Siemion Mogilewicz został zamknięty za oszustwa podatkowe. Kilka dni temu w jego ślady podążył „Merchant of deatch”, „King of bloody diamonds”, „Lord of war” (tak nazywały go światowe media) Wiktor Bout. W kilku polskich domach zapanowała panika. Zarówno Mogilewicz, jak i Bout znają konta, na które także do Polaków trafiały pieniądze z podejrzanych transakcji.
Bout oficjalnie wpadł w zasadzkę urządzoną przez amerykańskie służby specjalne. W rzeczywistości został w Tajlandii wystawiony przez FSB na strzał. W tym samym czasie agenci FSB w pośpiechu zlikwidowali jego bazę w Bułgarii.
Dziś ujawniamy kulisy operacji handlu bronią oraz opis kilku banków, gdzie zakładano konta dla osób zamieszanych w brudny biznes. Na początku tego roku wydawało się, że kilku pracujących dla Kremla mafiozów może czuć się bezpiecznie. Tymczasem po głośnym aresztowaniu Siemiona Mogilewicza przyszedł czas na rozprawę ze „sprzedawcą śmierci” – 41-letnim Wiktorem Boutem.
Poszukiwany na całym świecie Bout kilka dni temu wpadł w ręce tajlandzkich sił specjalnych. Został aresztowany, gdy wraz ze swoim wspólnikiem Andrew Smulianem usiłował dobić targu na sprzedaż broni dla Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii (FARC). Tak głosi oficjalna wersja.
Jest jeszcze inna, bliższa prawdy opowieść o wpadce majora Bouta. Ktoś na Kremlu zwinął parasol ochronny nad najbardziej poszukiwanymi w świecie przestępcami. Używani do wielu akcji Mogilewicz i Bout stali się zbędnym balastem dla nowego carewicza – Miedwiediewa. Tak na naszych oczach odchodzą królowie zbrodni z epoki Putina, aby zrobić miejsce dla mniej znanych ludzi nowej epoki. FSB zmienia makijaż przed nową rozgrywką...
„Pan życia i śmierci”
W 2006 r. spotkałem się z oficerem FBI, poszukującym Siemiona Mogilewicza. Amerykanin nie był zdziwiony, gdy usłyszał, że wiem, gdzie przebywa najbardziej poszukiwany gangster świata. – My też wiemy, że jest w Moskwie i ma tam biuro, ale oficjalnie nie możemy tego wiedzieć – odpowiedział.
Mogilewicz został aresztowany dopiero wtedy, gdy kilku ludzi, o których napiszę w dalszej części tego tekstu, zdecydowało, że jest już niewygodny.
Jeszcze ciekawszy przypadek przytrafił się Wiktorowi Boutowi. 25 lutego 2002 r. rząd belgijski, współdziałając z Interpolem, wydał międzynarodowy nakaz aresztowania go. Zarzucono mu zorganizowanie gigantycznej siatki nielegalnego handlu bronią na całym świecie. Ten międzynarodowy nakaz aresztowania został przesłany także do Moskwy, gdzie Bout miał mieszkanie i gdzie spędzał wiele miesięcy w każdym roku. Notę w sprawie ujęcia Bouta przekazał rządowi rosyjskiemu także amerykański ambasador w Moskwie. Rosjanie w odpowiedzi stwierdzili, że takiego człowieka w Rosji nie ma.
Trzy dni po wydaniu nakazu Igor Cyrulnikow, oficer rosyjskiej placówki Interpolu, publicznie ogłosił: „z całą pewnością możemy stwierdzić, że Bouta nie ma w Rosji...”.
W tym samym czasie Bout udzielał właśnie dwugodzinnego wywiadu w moskiewskim studiu radiowym stacji „Echo Moskwy”. W wywiadzie zaprzeczył oczywiście wszystkim zarzutom, jakie kierowała wobec niego międzynarodowa policja.
Już wtedy był podejrzewany o dostarczanie broni talibom w Afganistanie, rebeliantom z Sierra Leone oraz reżimowi Charlesa Taylora z Liberii. Prowadził też transakcje z al Kaidą, które rozliczane były w diamentach wydobywanych w Sierra Leone. Dzięki temu nie zachowały się dowody współpracy Bouta z ludźmi bin Ladena. Bout uważany jest do dziś za największego przemytnika broni na świecie. Część jego rozliczeń za dostarczaną broń jest niemożliwa do udokumentowania, bo przeprowadzana była przez rozpowszechniony na Wschodzie tajny system „hawali”. System, który dzięki skomplikowanym sieciom klanowym nie zostawia żadnych śladów przepływu pieniędzy, a często działa sprawniej niż światowy obieg bankowy. Bout urodził się w 1967 r. w Duszanbe, na terenie dzisiejszego Tadżykistanu. Pochodzi z rodziny rosyjskiej. Ukończył podlegający wywiadowi wojskowemu Wojskowy Instytut Języków Obcych w Moskwie. Tam nauczył się świetnie władać angielskim, francuskim, farsi, językami Tadżykistanu, portugalskim, hiszpańskim oraz
afrykańskimi narzeczami Xhosa i Zulu.
Od 1991 r. służył w pułku transportu lotniczego w Witebsku. Był też tłumaczem sił ONZ w Angoli. W 1997 r. opuścił armię w stopniu majora (niektóre źródła podają, że był jedynie porucznikiem). Niedługo potem zasłynął na arenie międzynarodowego handlu bronią. W chwili zatrzymania posiadał pięć paszportów: m.in. rosyjski, ukraiński i belgijski. W swojej działalności używał nazwisk: Boutow, Butov, Butt, Bulakin i Budd.
W siatce przemytników broni otrzymał przydomek „Samotny Wilk”. Dysponował największą prywatną flotą powietrzną, składającą się z kilkudziesięciu rosyjskich antonowów. Już w 1996 r. założył pierwszą bazę dla swoich interesów w Belgii. Przewoził wtedy m.in. narkotyki dla braci Najfeldów. W Belgii poznał także Polaka Mariana Kozinę, alias Riccardo Fanchiniego. Woził dla niego kilka tajemniczych ładunków.
Według jednego z moich informatorów, w tym czasie w operacje Bouta zaangażowani byli także oficerowie WSI z misji zagranicznych. „To bardzo odważny facet”
Siergiej P., poznany przeze mnie przy okazji zbierania materiałów do filmu o mafii gazowej, biznesmen z paszportem jednego z krajów zachodniej Europy, przyznał, że zna Bouta.
– To bardzo odważny facet, lata tam, gdzie inni obawialiby się pokazać, i zawsze dostarczy ładunek, za który zapłacono – opowiadał Siergiej. A wiedział, co mówi, bo sam był pilotem w czasie sowieckiej wojny w Afganistanie.
FBI wyśledziło bazy Bouta także w Sardży (niewielkim emiracie na terenie Zjednoczonych Emiratów Arabskich). Większość jego samolotów (30 do 40) zarejestrowana była w Liberii, gdzie korzystał z przychylności Charlesa Taylora.
W okresie od lipca 1997 do października 1998 r. oficerowie CIA udokumentowali 37 lotów samolotów Bouta z bułgarskiego Burgas do państw afrykańskich. Do samej tylko Angoli dostarczył 15 mln pocisków, 20 tys. pocisków moździerzowych oraz 20 wyrzutni rakietowych i 6300 rakiet. W Afryce współdziałał z innym znanym handlarzem, Kenijczykiem Sanjivanem Ruprahem (przez śledczych uznawanym za zbrojeniowca al Kaidy). Sprzedając broń różnym stronom konfliktów w Afganistanie, Bout zarobił ponad 50 mln dolarów.
W ciągu ostatnich lat stał się postacią tak znaną, że niedawno w Hollywood nakręcono film oparty na jego losach. W obrazie „Pan życia i śmierci” w rolę Bouta wcielił się Nicolas Cage. Oficjalna opowieść o zatrzymaniu jednego z „kremlowskich nietykalnych” jest barwna i czyta się ją jak scenariusz filmu sensacyjnego. Oto dwaj dzielni agenci DEA (amerykańska agencja ds. zwalczania przestępczości narkotykowej) wcielają się w role emisariuszy Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii (FARC), którzy chcą zamówić sporą ilość broni od Bouta. Spotykają się z Boutem i jego wspólnikiem Andrew Smulianem m.in. na Antylach Holenderskich i w Rumunii.
Decydujące spotkanie wyznaczają sobie w stolicy Tajlandii, Bangkoku. Tam ma dojść do sfinalizowania kontraktu o wartości 5 mln dolarów. Gdy Bout rozpakowuje bagaże, do hotelowego pokoju wpadają agenci tajlandzkiej policji. Rosjanin wychodzi z hotelu skuty kajdankami, a reporterzy agencji całego świata mogą wreszcie zrobić jego zdjęcia. Do tej pory funkcjonowały jedynie dwa jego wizerunki z Afryki. Duże powiększenia, złej jakości.
Niestety, rzeczywistość nie chce być puentą amerykańskiego filmu. Amerykański dziennikarz Douglas Farah, który od wielu lat śledził poczynania Bouta i jemu podobnych na świecie, tuż po aresztowaniu Bouta powiedział: – Bout zawsze pracował pod przykryciem rosyjskich służb specjalnych. Tak było z jego kontraktami na dostawy broni dla talibów, podobnie działo się, gdy zbroił dziecięce oddziały RUF w Sierra Leone, które ucinały ręce i nogi swoim rodakom. Bout był wartościowym współpracownikiem rosyjskich służb. To aresztowanie niczego nie załatwia. Zabawa z Rosją dopiero się zaczyna.
Farah wypowiedział te słowa już po aresztowaniu handlarza 7 marca br. Dlaczego Bouta aresztowano? Podobnie jak Mogilewicz unikał wywiadów i fotografowania, mimo wszystko stał się jednak zbyt słynny. Po co miał obciążać konto nowego prezydenta Miedwiediewa?
Po aresztowaniu Bouta rozesłałem e-maile do kilku znajomych w świecie, zajmujących się rosyjskimi służbami. Jedna z odpowiedzi jest symptomatyczna: „O interesach Bouta wie bardzo wiele Igor Sieczin, dziś jeden z najważniejszych ludzi na szczytach rosyjskiej władzy, zarządzający działaniami największej państwowej kompanii naftowej Rosnieft’, która powstała na gruzach Jukosu. Sieczin (były oficer KGB) był tłumaczem języka portugalskiego w Mozambiku i tam zetknął się z innym tłumaczem tego języka Wiktorem Boutem. Drogi polski kolego, nie przywiązuj się jednak do nazwisk. To tylko pionki na szachownicy. Zamiast Bouta, który załatwiał za putinowców brudne interesy w handlu bronią, przyjdzie ktoś inny. Ty jednak uważaj, aby nie znaleźli dla ciebie dobrego szpitala psychiatrycznego” – napisał jeden z amerykańskich dziennikarzy śledczych (to nazwisko jeszcze przyda się przy następnych rosyjskich tematach, dlatego na razie zachowuję je tylko do własnej wiadomości). Polskie koneksje „baronów śmierci”
Leonid Minin
Kiedy badamy działalność Bouta, niemal tuż obok niego wyrośnie postać Leonida Efimowicza Minina – Ukraińca żydowskiego pochodzenia, obywatela Izraela, którego interesy kilka razy splatały się z działaniami znanego nam już Siemiona Mogilewicza. M.in. z węgierskich zakładów zbrojeniowych Army Co pochodziły przemycane przez Minina do Afryki granatniki. W tym czasie właścicielem tych zakładów był właśnie Siemion Mogilewicz.
Prawdopodobnie to właśnie Mogilewicz (czy razem z polskimi znajomymi, mającymi rozległe kontakty w Afryce?) pomagał Mininowi zdobyć wymagane przy transakcjach bronią świadectwa końcowego użytkownika broni, poświadczone przez rząd Wybrzeża Kości Słoniowej.
4 sierpnia 2000 r. w hotelu „Europa” w Cinisello Balsamo niedaleko Mediolanu odbywa się orgia z udziałem prostytutek z Rosji, Albanii, Kenii i Włoch. Wszędzie pełno kokainy. Hotel drży w posadach. Naraz drzwi pokoju 341 wylatują w powietrze i do pomieszczenia wpadają agenci służb specjalnych kilku krajów. Aresztowany zostaje m.in. właściciel hotelu, otyły mężczyzna z bujną czupryną – Leonid Minin, uznawany we Włoszech za rezydenta grupy „Odessa”. Minin miał przy sobie paszporty: radziecki, rosyjski, boliwijski i niemiecki. Oskarżono go o nielegalne przemycenie do Afryki ponad 150 ton broni.
Wyszedł z więzienia w 2002 r. i wszelki ślad po nim zaginął. Natrafiłem jednak na poszlakę, mówiącą o tym, że część broni dla Minina załatwiana była za pośrednictwem jednej z polskich central handlu. Jest to jednak informacja jednoźródłowa, na którą nie znalazłem potwierdzenia w postaci dokumentu. Potraktujmy ją więc jak sensacyjną hipotezę.
Na pewno Minin obficie korzystał z magazynów armii ukraińskiej, skąd bez przeszkód wywoził helikoptery i rakiety. Powiązana z Siemionem Mogilewiczem administracja prezydenta Leonida Kuczmy przymykała na to oczy. O tego typu działaniach nie wiedział oczywiście Marek Siwiec, ówczesny szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, zaprzyjaźnionego z Kuczmą. Tego nigdy nie powiedział Siwcowi w czasie wielu spotkań zaprzyjaźniony z nim były szef SBU (ukraiński odpowiednik naszego ABW) Wołodymyr Radczenko.
Monzer Al Kassar
To nazwisko do dziś wywołuje popłoch wśród bardziej doświadczonych oficerów.
Jeżeli dotrą do Polski zeznania handlarza, złożone przed szwajcarską prokuraturą, kilku oficerów powinno do swoich podręcznych bagaży zapakować szczoteczki do zębów. Wśród nich jest także oficer często kontaktujący się ze znanym dziennikarzem telewizyjnym. 10 marca 1992 r. zarejestrowany w Hondurasie statek „Nadia” zacumował w porcie Ceuta (hiszpańskie terytorium w Maroku). Załogę statku stanowiło grono kilkunastu byłych wojskowych i przemytników.
Gdy służby celne skontrolowały zawartość ładowni „Nadii”, okazało się, że zawierały one 27 kontenerów wypełnionych bronią. Według znajdujących się w posiadaniu kapitana statku dokumentów, broń została wysłana przez polską centralę Cenrex (w całości kontrolowaną przez Wojskowe Służby Informacyjne).
Międzynarodowy handel bronią podlega jednak ścisłemu limitowi i każdy ładunek musi zawierać tzw. poświadczenie endusera, czyli dokument ostatecznego użytkownika broni. W tym wypadku jako odbiorca broni w dokumentach figurowało ministerstwo obrony Jemenu. „Nadia” wypłynęła z portu, kierując się w stronę arabskiego państwa. Statek jednak nie popłynął do Jemenu. Szybko zawrócił i został rozładowany w Rijece. Akcję odbioru broni na potrzeby HVO (Hrvatskiej Vojenej Organizacji) zorganizował Zeljko Mikulić. Broń, pomimo ONZ-owskiego embarga, trafiła na wojnę z armią Miloszevicia. Monzer Al Kassar, wraz ze swoją żoną, dla operacji przesyłania broni na Bałkany założył specjalne konto bankowe.
Na jego konto numer 1964 w Audi Banku w Szwajcarii wpływały pieniądze z handlu polską bronią w Chorwacji i Bośni w czasie wojen na Bałkanach.
Odnaleziono cztery przelewy pomiędzy Al Kassarem i polską centralą Cenrex:
2/14/92 – kwota 500 tysięcy 35 dolarów,
2/16/92 – 222 535 dolarów,
5/13/92 – 413 285 dolarów
i 5/27/92 – 413 285 dolarów.
Razem – 2 549 135 dolarów. Transakcje odbywały się m.in. przez konta Snejany i Zeljko Mikulicia w Erste Bank w Wiedniu (dokumenty w tym wypadku mówiły o „handlu sproszkowanym mlekiem, cukrem i herbatką, które dostarczano do Chorwacji”).
Kwotę 2,5 mln dol. dla Cenreksu udało się wyłapać, obserwując przepływy z konta Al Kassara z Audi Banku na konto Cenreksu w banku w Luksemburgu.
Al Kassar prowadził też interesy z bliskim doradcą Jasera Arafata – Bassamem Abu Sharifem (tu także można odnaleźć polskie ślady). Długa lista kryminalnych wykroczeń Al Kassara opowiada o jego związkach z terrorystą Abu Abbasem, jednym z organizatorów porwania promu „Achilles Lauro”.
Kiedy w 1993 r. szwajcarska prokuratura zapytała Al Kassara o powód jego wizyt w Polsce, ten bez mrugnięcia powieki wyjaśnił, że... był w Polsce jemeńskim dyplomatą.
W czasie przeszukania jego posiadłości w Marbelli znaleziono dokumenty potwierdzające interesy, które Al Kassar prowadził z Chorwatem Zeljko Mikulicem, oraz rozszyfrowano znaczenie słów użytych w dokumentach, które firmowały transakcje z polską centralą Cenrex.
W tych dokumentach na przykład słowo „herbata” (tea) oznaczało pistolety TT (Tuła Tokariew), słowa „paczuszki z herbatą” (tea bags) oznaczały amunicję.
Śledztwo szwajcarskiego prokuratora Laurenta Kaspera doprowadziło do zamrożenia na kontach Al Kassara w szwajcarskich bankach 6 mln dol. Dochodzenie w sprawie afery Cenrex–Al Kassar po raz pierwszy pokazało szwajcarski mechanizm prania pieniędzy z interesów z bronią i narkotykami.
Kilka poszlak ujawnionych podczas tego postępowania skierowało uwagę śledczych na tzw. polski trop. Informacje o Al Kassarze pojawiają się w raporcie z likwidacji WSI. Jest tam mowa o interesach z oficerami z oddziału „Y” II Zarządu Sztabu Generalnego oraz o późniejszych związkach Kassara z oficerami WSI. Pada nazwisko pułkownika Jerzego Dembowskiego pseudonim „Wirakocza” i kilku innych oficerów. Zdaniem autorów raportu to właśnie Dembowski odpowiada za operację przesyłania broni na Bałkany zamiast do Jemenu. Jest mowa o firmie Dembowskiego Skorpion Int. Services, założonej w Wiedniu. Podane są szczegóły przesyłania przez Łotwę tysięcy pistoletów.
Raport jest jednak w tym miejscu bardzo nieuporządkowany i trudno wyciągnąć z niego ostateczne wnioski. Być może odtworzona przeze mnie historia, wraz ze szczegółami transakcji bankowych, pozwoli wyjaśnić niektóre zapisy raportu i treść dosyć chaotycznie przywołanych tam dokumentów.
Jedno jest pewne – powiązania Monzera Al Kassara z polskimi oficerami, także tymi którzy dziś „konsultują” się z pewnym znanym dziennikarzem, są bezsporne.
Saris Soghanalian
Kolejnym handlarzem, który działając przy poparciu rosyjskich służb specjalnych korzystał także z pomocy polskich wojskowych, był Saris Soghanalian.
Urodził się w 1939 r. w tureckiej rodzinie w Libanie. Twierdzi, że ma ormiańskie korzenie, a jego rodzina przez długi czas przebywała w Syrii.
Do 1989 r. był jednym z najważniejszych pośredników, sprzedających bułgarską, czeską, rumuńska, węgierską i polską broń do krajów ogarniętych konfliktami. Największe interesy robił, sprzedając broń dla wszystkich stron wojny w Libanie. Dzięki poparciu rosyjskich służb sprzedawał broń Argentyńczykom w konflikcie falklandzkim oraz dyktatorowi Libii.
Pytany przez amerykańskich reporterów, czy po upadku bloku wschodniego coś się zmieniło, odpowiedział: „Niewiele. Kiedy emocje opadły, interesy rozkwitły na jeszcze większą skalę. Mogłem załatwiać wszystko, posługując się starymi kanałami służb […]. Ten biznes zbudowany jest na zaufaniu” (wywiad z Wiliamem Kistnerem z marca 2001 r.).
Korzystając z układów z dawnym KGB, sprzedał kilkadziesiąt tysięcy karabinków AK 47 z magazynów armii NRD dla peruwiańskich rebeliantów po 55 dol. za sztukę.
Zbroił też Saddama Husseina w czasie jego wojny z Iranem Chomeiniego. Soghanalian, według relacji reporterów, którzy mieli z nim kontakt, miał w swoim portfelu m.in. pęk wizytówek polskich oficerów i biznesmenów. Po pierwsze banki… głupcze
Szukając śladów działalności rosyjskich służb specjalnych i ich związków z polskimi agentami, najważniejsza jest analiza przepływów przez konta bankowe. Aby jednak analizować konkretne rachunki, trzeba wiedzieć, w jakich bankach zostały one otworzone.
O kilku bankach, przez które szły pieniądze za transakcje bronią, już napisałem. Warto jednak zwrócić uwagę na te, w których współcześnie lokowane są pieniądze zarobione na eksporcie z Rosji surowców. Moi informatorzy zwrócili uwagę na przepływy przez konta Donaubanku. Tu załatwiane były m.in. operacje firmy RosUkrEnergo dostarczającej gaz do Polski. Ciekawe są też rachunki i operacje w najbardziej oczywistym banku pieniędzy z surowców, czyli Gazprombanku.
Interesujące nazwiska można także znaleźć na liście klientów Vneshekonombanku. Zdaniem moich informatorów, gdyby polska prokuratura zdobyła wydruki przepływów finansowych na konta polskich oficerów i polityków tylko z tych banków, mógłby w Polsce wybuchnąć niejeden skandal finansowy.
Dostęp do takich dokumentów posiada szwajcarska prokuratura, która, jak pokazała to sprawa Al Kassara, jest bardzo skuteczna przy analizowaniu transakcji prania brudnych pieniędzy, łapówek i pieniędzy za broń.
Witold Gadowski
Kilkanaście dni temu, po ukazaniu się pierwszej części „Gazu cuchnącego mafią” nożyce się odezwały. Zostałem kuriozalnie zaatakowany przez niejakiego Marka Dochnala. Było nie było, znajomego Władimira Ałganowa, uchodzącego w Polsce za rosyjskiego szpiega. Celem oczywistym tego działania było wykazanie, że autor, który ujawnia szczegóły związane z działalnością rosyjskich służb w Polsce, jest zupełnie niewiarygodny.
Ciekawe co teraz wymyślą?