Skuteczny cios Amerykanów w Syrii. Zlikwidowano lidera Al‑Kaidy
W poniedziałek amerykańskie wojsko przeprowadziło nalot w syryjskiej prowincji Idlib. Jego celem był zabicie jednego z liderów Al-Kaidy Abu Hamzaha al-Jemeniego. Według syryjskich źródeł, atak zakończył się powodzeniem i nic nie wskazuje, że w wyniku całej operacji ucierpieli cywile.
Jak przekazało amerykańskie wojsko, poniedziałkowy nalot w Syrii wymierzony był w Abu Hamzaha al-Jemeniego, wyższego przywódcę Al-Kaidy. Mężczyzna w chwili ataku miał poruszać się motocyklem po prowincji Idlib. Syryjskie źródła potwierdziły, że al-Jemeni nie żyje po tym jak został trafiony dwiema rakietami. Z kolei żaden z cywilów nie ucierpiał w wyniku całego zdarzenia.
Jego pseudonim wskazuje, że mógł być obywatelem Jemenu i dotychczas pełnił funkcję dowódcy w Hurras al-Din. Według United States Central Command relacje między Hurras al-Din i Al-Kaidą pozostają silne do dziś.
W komunikacie prasowym z 27 czerwca ogłaszającym zabicie al-Jemeniego dodano, że organizacje sprzymierzone z Al-Kaidą, nadal stanowią realne zagrożenie dla Ameryki i jej sojuszników.
Pomimo ostatnich porażek tzw. Państwa Islamskiego i znacznych strat w Iraku czy Syrii, grupy terrorystyczne wciąż zyskują na sile, szczególnie w prowincji Idlib.
Al-Jemen miał zginąć już wcześniej
Idib jest miejscem, gdzie ukrywa się wiele poszukiwanych terrorystów. Ostatni nalot amerykańskiego wojska miał tam miejsce w 2021 r. Wówczas w Idlib został zabity Abu Al Bara al Tunisi, tunezyjski przywódca dżihadystów i ideolog, który nawracał nowych bojowników w imieniu grupy.
Co ciekawe, wtedy uważano, że w tym ataku dokonano również zamachu na życie Al-Jemena. Z biegiem czasu te wieści nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości i wyśledzenie go zajęło amerykańskim służbom ponad rok.
Państwo Islamskie regularnie traci swoje terytoria w Syrii oraz Iraku. Pomimo tego, wciąż dokonuje terrorystycznych ataków tyle, że już na zdecydowanie mniejszą skalę niż wcześniej.