Rosjanom brakuje amunicji. Eksperci wyznaczyli datę
Rosyjska inwazja rozpoczęła się 24 lutego i trwa już ponad dziewięć miesięcy. Teraz okazuje się, że okupantowi zaczyna brakować amunicji artyleryjskiej. Zdaniem ekspertów starczy jej do końca grudnia. Podobnie jest także w przypadku strony ukraińskiej.
Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie, klikając TUTAJ.
Rosjanie codziennie ostrzeliwują Ukrainę. Armia Władimira Putina dokonała także dwóch zmasowanych ataków. Przypomnijmy, że te miały miejsce 31 października oraz 15 listopada.
Teraz "Rzeczpospolita", powołując się na rosyjskie niezależne media, przekazała, że okupantowi brakuje broni. Świadczy o tym m.in. fakt, że Rosjanie do jednej z ostatnio wystrzelonych rakiet nad Kijowem doczepili imitację głowicy atomowej.
Zdaniem inżyniera lotnictwa z Kijowa Stanisława Mańko taki ruch ma tylko wtedy sens, kiedy brakuje amunicji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: "Niespodziewane uderzenie". Generał wskazuje, co planuje Ukraina
Rosjanom brakuje amunicji
"The Insider" dodał również, że Rosjanie wyczerpali też swoje zasoby pocisków kierowanych, które wystrzeliwane są z ziemi. Mają jednak jeszcze rakiety odpalane z okrętów i samolotów. Boją się używać ze względu na ich słabą jakość.
Zagraniczny portal dodał, że analogicznie jest w przypadku amunicji artyleryjskiej wszystkich typów.
Zostało im mało pocisków
O tym, że Kremlowi została zaledwie jedna trzecia pocisków precyzyjnych, którymi dysponował od początku wojny, wcześniej informowało NATO oraz sam Kijów.
Władze Ukrainy przekazały również, że tylko 15 listopada, kiedy Rosjanie wystrzelili prawie 100 pocisków, aż 80 proc. z nich zostało zniszczonych, zanim trafiły w cel.
Źródło: "Rzeczpospolita", "The Insider"
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski