Skazani psychopaci krążą po ulicach
Mogą mijać nas na ulicy, mogą stać przed nami w kolejce po zakupy. Są wyjątkowo niebezpieczni. Ale mimo to skazani psychopaci chodzą na wolności i zagrażają zwykłym ludziom. Powód? Brak miejsc w szpitalach dla osób skazanych na leczenie psychiatryczne - alarmuje dziennik "Polska".
Dramatycznych przykładów na to, jak niebezpieczne może być pozostawienie psychopaty na wolności, wcale nie trzeba długo szukać. Lech S. ze Szczecina - skazany półtora roku temu za znęcanie się nad rodziną na leczenie w zamkniętym oddziale psychiatrycznym - zabił własną żonę.
Mężczyzna pozostał na wolności, choć specjaliści rozpoznali u niego wyjątkową agresywność, urojenia prześladowcze i brak zdolności do oceniania własnych czynów. Gdyby od razu trafił do szpitala, nic by się nie stało. Ale musiał czekać na swoją kolejkę.
Takich szalenie niebezpiecznych osób jest na wolności w Polsce aż kilkaset. Ich liczba stale rośnie - podkreśla doktor Jerzy Pobocha, szef Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej.
I niestety, lepiej na razie nie będzie. W Polsce mamy bowiem tylko półtora tysiąca miejsc w specjalistycznych oddziałach dla ludzi chorych psychicznie, którzy popełnili przestępstwa. W 15-milionowej Holandii takich miejsc jest tysiąc.
Co roku polskie sądy skazują na leczenie psychiatryczne coraz więcej osób. W 1999 roku było to 825 osób, a w 2007 roku - już prawie 1,5 tysiąca ludzi.