PolskaSkandaliczna prowokacja na tyłach autobusu?

Skandaliczna prowokacja na tyłach autobusu?

"Negacja Walki jest Zbrodnią" – agitują vlepkarze, zawieszający w autobusach i tramwajach miejskich prowokacyjne hasła typu: "Uprawianie seksu powoduje zanik organów płciowych. Minister Zdrowia i Opieki Społecznej"; "Marsjanie są głodni!!! Nakarm ich swoją krwią – zgłoś się do PCK" czy "Św. Inkwizycja Radia Maryja, czyli… po trupach do celu!!!". Choć vlepkarstwo kojarzone jest powszechnie z zaśmiecaniem miasta, jego zwolennicy nie kryją, że "w sposób szczególny wskazuje na absurdy rzeczywistości oraz wyrabia w odbiorcach postawy antypolityczne i antyreligijne".

Skandaliczna prowokacja na tyłach autobusu?

10.10.2008 | aktual.: 13.10.2008 08:17

"Z każdego sacrum zrobić profanum"

Internauta o nicku S. przyznaje, że wpadł na pomysł robienia vlepek podczas oglądania wieczornych wiadomości. – W tym czasie Roman Giertych planował wprowadzić do szkół obowiązek noszenia mundurków szkolnych. Jego zachowanie było dla mnie równoważne z próbą ograniczenia swobód obywatelskich. Kiedy kilka minut później zacząłem oglądać film "Fabryka zła", o chłopcach z Hitlerjugend, pomyślałem, że ci jednakowo ubrani chłopcy, mający ideologię Fuehrera, świetnie obrazują pomysł ówczesnego Ministra Edukacji Narodowej. Szybko sporządziłem grafikę młodych chłopców z uniesioną do góry prawą ręką. Pod spodem dałem napis: "Kochane dzieci, od nowego roku szkolnego idziemy do szkoły w mundurkach".

S. wspomina również okres po śmierci Papieża Jana Pawła II: "W niedzielę o godzinie 12 stojąc na placu Bankowym, usłyszałem przeraźliwy dźwięk syren alarmowych. Nagle wszystkie samochody się zatrzymały. Kierowcy walili w klaksony, a piesi wpadali sobie w ramiona, modlili się i klęczeli. W tym samym czasie z metra wyszło dwóch Japończyków. Jeden stanął, nie wiedząc czemu, na baczność, a drugi złożył ręce do modlitwy. Chyba nie do końca wiedzieli, co się dzieje". Przyznaje, że pierwsza rzecz, która przyszła mu w tym czasie do głowy, to świadomość iż uczestniczy w absurdzie. – Rozumiem, że dla niektórych Papież był kimś ważnym, ale bez przesady – zauważa vlepkarz.

Po zajściu na placu Bankowym S. wpadł na pomysł zrobienia vlepki z biskupem, imitującym amerykańskiego rapera. – Zamiast krzyża miał na łańcuchu zawieszony znak dolara. Chciałem obnażyć fakt, że kler jest strasznie bogaty i wykorzystuje zwykłego szarego człowieka, który mu zaufał, i pokazać, że z każdego sacrum trzeba zrobić profanum – wyjaśnia vlepkarz. Podkreśla, że równie chętnie wykonywał vlepki obsceniczne z wizerunkiem Papieża.

"Cieszyłem się, że będzie to kogoś wkurzać"

Wiem, że vlepki drażnią wielu ludzi. Uważają, że to zaśmiecanie miasta, niszczenie autobusów czy przystanków – mówi vlepkarz o nicku T. Przyznaje, że choć "vlepki mogą być kojarzone z niszczeniem państwowego mienia, identycznie jest w przypadku papierowych reklam kredytów czy szkół jazdy". Podobnego zdania jest S.: "Nigdy nie miałem z tego powodu wyrzutów. Wręcz przeciwnie, cieszyłem się, że będzie to kogoś wkurzać".

S. pytany o to, czy nigdy nie bał się sankcji karnych za naklejanie vlepek w miejscach niedozwolonych, odpowiada, że "było to wpisane w jego wywrotową działalność". – Pamiętam, jak obkleiłem kiedyś lwy przed Pałacem Prezydenckim vlepkami imitującymi nekrolog z napisem "Z głębokim żalem informujemy, iż odeszła od nas wolność słowa", chcąc w ten sposób wyrazić swój stosunek do osoby Lecha Kaczyńskiego. Przyuważyli mnie strażnicy prezydenta i musiałem uciekać – wspomina. Przyznaje, że choć szczęśliwie udało mu się wtedy uniknąć kary w wysokości około 5 tys. zł, gdyby miał podjąć ryzyko raz jeszcze, zrobiłby to bez wahania.

Na koncie S. przez 2,5 roku działalności vlepkarskiej uzbierała się do zapłacenia kara w wysokości 2,5 tys. zł. – Na Ministerstwie Finansów zamieściłem duży szablon "Pobieranie podatków, to złodziejstwo". Dorwali mnie i wymierzyli karę w wysokości 2,5 tys. zł. Podobnie było z zamieszczeniem na kościele szablonu z napisem "Nie bolą was kolana od klękania?" – opowiada. Dodaje, że nie żałuje żadnej ze straconych w ten sposób złotówki.

"Szczęśliwy? I co z tego, i tak umrzesz"

Wiadomo, że vlepka nigdy nie będzie trafiała do wszystkich, ale tak samo reklamy telewizyjne kierowane są zazwyczaj do konkretnej grupy potencjalnych odbiorców – mówi T. Zaznacza, że "lubi, kiedy jego vlepki wywołują na czyjejś twarzy uśmiech". Jego słowa komentuje S.: "Pamiętam vlepkę z ogromnym napisem „SZCZĘŚLIWY?". Pod spodem widniała małym drukiem odpowiedź: "I co z tego, i tak umrzesz". Jadący autobusami ludzie pokładali się na jej widok ze śmiechu. Cieszy mnie również, kiedy mogę kogoś rozbawić. Wtedy czuję, że moja praca ma sens".

Zdaniem S. vlepkarstwo w Warszawie już prawie umarło. Pytany o vlepki, licznie widziane na znakach drogowych, w autobusach i tramwajach, odpowiada, że "one jedynie imitują słynne vlepki". – W rzeczywistości są to robione na masową skalę naklejki typu "Wolność dla Tybetu” czy "Chrońmy naszą Ziemię"; one są afirmacją rzeczywistości, a nie jej negacją. Vlepek jest o wiele mniej, częściej prowokują, skłaniają do zastanowienia, refleksji”. Innego zdania jest T, który uważa, że choć niektóre vlepki rzeczywiście prowokują, wiele jest takich, które po prostu odzwierciedlają aktualne potrzeby społeczne – szczególnie te najpowszechniejsze.

Anna Sztandera, Wirtualna Polska

Czy uważasz, że vlepki to dobry sposób wypowiadania się o Kościele i polityce? Czy vlepkarze powinni być karani? Wypowiedz się!

A może widziałeś vlepkę w autobusie lub tramwaju? Uwieczniłeś ją?

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)