Skandal seksualny we wrocławskim więzieniu. Strażnik doprowadził do intymnej relacji nie pierwszy raz
Okazuje się, że wrocławski strażnik, któremu postawiono zarzuty seksualnego wykorzystania więźniarki Moniki, ma już za sobą podobną relację. - Te listy, które wtedy pisał do tej kobiety, były bardzo podobne w treści do tych pomiędzy nim a Moniką. Ogniste - mówi znający obydwie sprawy informator. Mężczyzna został wydalony ze służby. Jak twierdzi matka Moniki, jej córka mogła być przez niego zastraszana i dlatego zgadzała się na niemoralne propozycje.
- Nagabywał, przeszedł z nią na "ty", mówiąc kolokwialnie, dążył do skrócenia dystansu, do zbliżenia się do niej - powiedział w rozmowie z portalem gazetawroclawska.pl rzecznik Zakładu Karnego nr 1 przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu podporucznik Tomasz Wołkowski.
To tylko niektóre spośród oskarżeń wysuwanych wobec więziennego strażnika Janusza M. przez więźniarkę Monikę. Kobieta 14 października powiedziała oddziałowej, że czuje się "niewłaściwie" traktowana przez jednego z funkcjonariuszy.
- Potraktowaliśmy to poważnie. Do zakładu został wezwany dyrektor, kierownik działu ochrony i pani psycholog. Po wstępnej weryfikacji zdecydowaliśmy się poinformować organy ścigania o możliwości popełnienia przestępstwa - stwierdził Wołkowski.
Więzienna seksafera. Wiemy kto jest ojcem dziecka Katarzyny P.
Ale wśród zarzutów, które postawiono strażnikowi, nie ma gwałtu. Takie oskarżenie padło natomiast ze strony Moniki. - Osadzona zgłosiła oddziałowej, że została zgwałcona przez funkcjonariusza. Pokazała listy, które do niej pisał, na przykład takie, żeby zakładała krótkie spodenki, bo to go podnieca. W listach było też napisane, że jak będzie miała zaczesane włosy do tyłu, będzie to znak, że czegoś potrzebuje - powiedział Wołkowski.
Bała się izolatki?
Jednak śledczy uznali, że doszło nie do gwałtu, lecz do "innych czynności seksualnych". Do celi Moniki strażnik miał również przyprowadzać innych mężczyzn. "Teraz jak wszyscy wiedzą do czego doszło, czuję się okropnie. (…) mam wrażenie, że to moja wina, po co ja ubierałam te krótkie spodnie. (…) nie czuję siły na walkę z tym wszystkim” - cytuje listy Moniki do matki gazetawroclawska.pl
W zamian kobieta mogła liczyć na lepsze traktowanie, czyli m.in. łatwiejszy dostęp do telefonu i kontaktu z najbliższymi. Jak twierdzi jej matka, strażnik zastraszał Monikę. - Wykonywała polecenia, żeby nie wylądować na izolatkach - powiedziała.
To jednak nie pierwszy raz, kiedy Janusz M. zachowywał się w pracy nieprofesjonalnie. Mężczyzna uwikłał się w podobną relację w 2013 r. O sytuacji doniesiono i wychowawczyni zażądała od niego wyjaśnień. Mężczyzna przekazał jej wtedy korespondencję, którą miał w kieszeni. - Te listy, które wtedy pisał do tej kobiety, były bardzo podobne w treści do tych pomiędzy nim a Moniką. Ogniste - powiedział informator znający obydwie sprawy.
Wyjaśniając sprawę, Janusz M. zmieniał swoje słowa. Wtedy jednak więźniarka zapewniła, że nie współżyli ze sobą. Strażnika zdegradowano i pozostawiono w zakładzie. - Z dystansem musimy podchodzić do tego co osadzone mówią o funkcjonariuszach. Zdarzały się przypadki, że osadzone próbowały pomówić funkcjonariuszy o różne zakazane praktyki - zastrzegł Wołkowski.
Źródło: gazetawroclawska.pl, WP