Skała niezgody. Gibraltar opóźni Brexit?
Tuż przed spodziewanym końcem negocjacji w sprawie warunków wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, premier Hiszpanii grozi, że "zawetuje Brexit". Wszystko przez brytyjski "podstęp" w sprawie Gibraltaru.
Po 20 miesiącach wyczerpująco trudnych negocjacji, sprawa Brexitu w końcu wydawała się prawie zamknięta. Wynegocjowane porozumienie oraz towarzysząca mu polityczna deklaracja na temat przyszłych relacji, miały zostać formalnie przyjęte przez unijnych liderów i brytyjską premier w niedzielę. Ale to nie byłyby negocjacje Brexitowe, gdyby w ostatniej chwili nie doszło do dramatycznych zwrotów akcji. Taki zwrot nadszedł w czwartek, kiedy hiszpański premier Pedro Sanchez oznajmił, że nie podpisze dokumentów, dopóki nie zostaną spełnione jej postulaty w sprawie Gibraltaru, brytyjskiej kolonii na samym krańcu Półwyspu Iberyjskiego.
"Po rozmowie z Theresą May, nasze stanowiska pozostają odległe od siebie. Mój rząd będzie zawsze bronił interesu Hiszpanii. Jeśli nie będzie zmian, zawetujemy Brexit" - napisał na Twitterze socjalistyczny premier.
O co chodzi Hiszpanom
Chodzi o zmiany w tekście deklaracji politycznej. Hiszpanie zarzucają Brytyjczykom, że "pod osłoną nocy", w "prawie podstępny sposób", Londyn włączył do niej klauzulę sugerującą, że w przyszłej umowie regulującej stosunki po Brexicie, Gibraltar będzie traktowany w ten sam sposób jak reszta terytorium brytyjskiego. Tymczasem Hiszpania od początku była na stanowisku, że Gibraltar powinien mieć specjalny status, podlegający zgodzie Madrytu.
Deklaracja Sancheza wywołała niemały popłoch zarówno w Londynie, jak i pozostałych stolicach państw członkowskich. Co prawda Hiszpania - wbrew słowom premiera - nie może "zawetować Brexitu", ani nawet zablokować porozumienia (przyjmowane jest większością kwalifikowaną). Ale może znacznie pokrzyżować plany wszystkim. Unijni liderzy zrobią bowiem wszystko, by uniknąć głosów sprzeciwu i porozumienie przyjąć jednogłośnie.
Zagrożony harmonogram
Ale nie zmienia to faktu, że nagły Sancheza jest wybitnie niewygodny. Unia jednocześnie bowiem ostrzega Londyn - który również chciałby wprowadzić zmiany - że tekst porozumienia i deklaracja są już zamknięte. Angela Merkel zapowiedziała, że nie przyjedzie na niedzielny szczyt, jeśli dokumenty nie będą sfinalizowane i gotowe do podpisu. Jeśli więc do tego czasu nie dojdzie do porozumienia, będzie potrzebny kolejny szczyt. To znacznie skomplikuje harmonogram, bo po przyjęciu porozumienia, musi ono zostać ratyfikowane przez wszystkie państwa. A przede wszystkim też przyjęte przez samą Wielką Brytanię, w której wynegocjowany "deal" budzi ogromne kontrowersje i nie podoba się właściwie nikomu. Wszystko musi zakończyć się do 30 marca przyszłego roku. Wbrew pozorom nie jest to dużo czasu.
Zagrywka z interesem w tle
Nagły manewr Pedro Sancheza przez wielu uważany jest za polityczną zagrywkę skierowaną na potrzeby wewnętrznej konsumpcji. Sanchez przewodzi rządowi mniejszościowemu, jego pozycja jest stosunkowo słaba, więc pokaz siły byłby politycznie bardzo korzystny. Ale za tym kryje się też coś więcej, niż tylko bieżący interes jednej partii. Hiszpania od początku twardo traktowała sprawę Skały, uznając ją za kluczową dla swojego interesu narodowego.
Śródziemnomorski port jest własnością brytyjską od 1713 roku i przez większość swej historii był przede wszystkim bazą wojskową (jest nią i dzisiaj), ale Hiszpania nigdy nie zrzekła się roszczeń do niego. Jego mieszkańcy, w większości mający brytyjskie korzenie, nie chcą żyć pod rządami Madrytu, lecz ze względu na swoje uzależnienie od handlu z UE opowiedzieli się zdecydowanie (stosunkiem głosów 96-4 proc.) za pozostaniem w Unii. To stawia zarówno mieszkańców maleńkiej, 30-tysięcznej enklawy, jak i Londyn w trudnej sytuacji. Silne związki gospodarcze z UE sprawiają, że zarówno Gibraltarczykom, jak i Hiszpanom zależy na jak najściślejszym relacjom po Brexicie i uniknięciu powstania granicy. A to niekoniecznie zgodne jest z ogólnym stanowiskiem Wielkiej Brytanii, chcącej wyjść ze wspólnego rynku. Ale to Hiszpania ma tu mocniejsze karty. Tym bardziej, że będzie w stanie zawetować ewentualną umowę handlową UE-Zjednoczone Królestwo.
- Jako jedyne brytyjskie terytorium zamorskie, Gibraltar ma silne związki z Unią i ze względu na swoje położenie, jest skazany na dogadywanie się z Hiszpanami, od których zależy dopływ żywności i wody na jego terytorium - mówił WP dr Bartłomiej Biskup z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. - Od dawna było wiadomo, że Wielka Brytania będzie musiała poczynić ustępstwa na rzecz Hiszpanii, bo Gibraltar jest brytyjskim "miękkim podbrzuszem" - podsumował.