Siał postrach pod Lublinem. Sąd zdecydował ws. Waldemara D.
Aż sześć razy sąd zakazywał mu kierować samochodami, w tym cztery razy dożywotnio. Ale Waldemar D. niczym się nie przejmował i znowu wsiadał za kółko. Kiedy po szalonej ucieczce przed drogówką sąd puścił go wolno, policjanci przecierali oczy ze zdumienia. Decyzję w jego sprawie zmienił dopiero Sąd Okręgowy w Lublinie - dowiedziała się Wirtualna Polska.
03.12.2024 | aktual.: 04.12.2024 09:42
39-letni Waldemar D. mieszka w jednej ze wsi w gminie Jabłonna pod Lublinem. O jego licznych "wyczynach" za kierownicą słyszeli tu niemal wszyscy. I obawiali się, że w końcu dojdzie do tragedii.
Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, Sąd Okręgowy w Lublinie w czwartek zdecydował, że mężczyzna jednak zostanie aresztowany po tym, jak na początku listopada uciekał przed policjantami, a następnie spowodował wypadek, w którym poważnie ucierpieli ścigający go funkcjonariusze.
- Dobra decyzja w końcu - cieszy się Adrian Karczewski, sołtys wsi Chmiel-Kolonia w gminie Jabłonna. - Sądy nie powinny dawać takiej furtki, bo nie wiadomo, co może się wydarzyć, kiedy taki człowiek jest na wolności - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pościg pod Lublinem i rozbity nieoznakowany radiowóz
Do szalonej ucieczki wiejskimi drogami pod Lublinem doszło 6 listopada. Patrol drogówki chciał zatrzymać do kontroli osobową hondę, która wyjechała ze stacji paliw w Jabłonnej. Kierujący jednak się nie zatrzymał, a następnie zaczął uciekać. Jak relacjonują policjanci, powodował ogromne zagrożenie, kilka razy wyjeżdżał na czołówkę z innymi pojazdami. W pewnym momencie wjechał też w pole.
Po kilku kilometrach ucieczki, we wsi Skrzynice-Kolonia, doprowadził do zderzenia ze ścigającym go nieoznakowanym radiowozem, który wpadł do rowu. Waldemar D. uciekł z miejsca zdarzenia, ale jeszcze tego samego dnia policjanci znaleźli go w domu. Ukrywał się na strychu.
Poszkodowani policjanci doznali poważnych obrażeń i przez kilkanaście dni byli w szpitalu. Ponadto okazało się, że zatrzymany kierowca ma już na swoim koncie aż sześć zakazów kierowania pojazdami, w tym cztery dożywotnie, m.in. za kierowanie po pijanemu. Tym większe było zdziwienie policjantów, kiedy dowiedzieli się, że Sąd Rejonowy Lublin-Wschód postanowił, że Waldemar D. nie trafi do aresztu.
Decyzję sądu zaskarżył prokurator. W czwartek zapadła decyzja, że Waldemar D. jednak powinien czekać na proces za kratami.
- Sąd Okręgowy, odmiennie niż Sąd Rejonowy, ocenił, że ryzyko ukrywania się podejrzanego jest wysokie, w związku z tym, że nie zatrzymał się do kontroli, a potem uciekł z miejsca zdarzenia. Sąd wziął pod uwagę także okoliczność, że podejrzany ukrywał się na strychu zamieszkiwanego przez siebie domu w momencie zatrzymania - informuje WP sędzia Marta Śmiech, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Lublinie.
Sąd wysłał już do Komisariatu Policji w Bychawie nakaz doprowadzenia do aresztu. Kierowcy będzie jeszcze przysługiwało zażalenie, ale będzie mógł je wnieść dopiero zza krat, bo możliwość nie wstrzymuje wykonalności nakazu.
Ze zmiany decyzji sądu cieszy się wójt Jabłonnej.
- Z punktu widzenia bezpieczeństwa mieszkańców ta sytuacja była nie do przyjęcia. Ten ostatni przypadek mógł skończyć się jeszcze gorzej - komentuje Magdalena Sałek-Lewczyk. - My, mieszkańcy, musimy być też czujni na takie rzeczy. Reagujmy, kiedy kogoś widzimy, albo mamy podejrzenie, że taka osoba jest pod wpływem alkoholu. W ten sposób dbamy o bezpieczeństwo nasze i naszych najbliższych - apeluje wójt Jabłonnej.
Waldemar D. po zatrzymaniu usłyszał trzy zarzuty: niezatrzymania się do kontroli, jazdy pomimo zakazu kierowania nałożonego przez sąd i spowodowania wypadku. Gdyby był to pierwszy taki przypadek, mogłoby mu grozić do pięciu lat więzienia. Czyny popełniał jednak w warunkach recydywy, więc grozi mu do 7,5 roku więzienia.
Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, we wtorek rano Waldemar D. został zatrzymany w swoim domu przez policjantów. Był zaskoczony wizytą funkcjonariuszy.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl