Serbski pociąg niezgody. Kolejna odsłona sporu o Kosowo
18 lat po zakończeniu konfliktu w Kosowie znów niespokojnie między Albańczykami i Serbami. Obie strony mówią o wojnie. Po okresie stopniowej normalizacji stosunków, a perspektywa rozwiązania sporu nieuchronnie się oddala.
18.01.2017 | aktual.: 16.02.2017 19:20
Po latach względnego spokoju, Bałkany znów zaczynają przypominać beczkę prochu, do której wybuchu wystarczy mała iskra. Niewiele brakowało, a iskrą tą mógł zostać pociąg. W niedzielę na granicy między Serbią a Kosowem zatrzymany został serbski pociąg z ostentacyjnym napisem "Kosowo to Serbia". Miał być to pierwszy kurs na linii Belgrad - Mitrovica od czasu zakończenia wojny w 1999 roku. Zatrzymanie pojazdu ozdobionego narodowymi barwami i prawosławną symboliką wywołało dyplomatyczny kryzys; serbski premier oskarżył Kosowo o próbę zaminowania torów kolejowych, którymi wjechać miał pociąg; z kolei zdaniem premiera Kosowa Hashima Thaciego, Serbia dążyła do realizacji "modelu krymskiego", doprowadzenia do prowokacji i zajęcia przez serbskie siły oraz późniejszej aneksji północnego Kosowa. Prezydent Serbii Tomislav Nikolić zadeklarował przy tym, że jeśli dojdzie do wojny, to on sam, wraz ze swoimi synami jest gotów sam włączyć się do walki o terytorium nadal uznawane przez Belgrad za swoje.
- Sam fakt uruchomienia pociągu między Belgradem był pozytywnym sygnałem. Ale Serbowie powinni byli wiedzieć, że oklejenie go takimi napisami wywoła gwałtowną reakcję. Tym bardziej, że to tylko wzmocni negatywny i przesadzony obraz Serbii wśród międzynarodowych obserwatorów i graczy, który dopiero niedawno zaczął się zmieniać - mówi WP Tomasz Żornaczuk, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Jak dotąd konflikt skończył się na słowach i wojowniczych deklaracjach, ale niewiele wskazuje na to, by doszło do osłabienia napięć.
- To są wciąż dwie bardzo zwaśnione strony, które mimo pewnych prób złagodzenia konfliktu z udziałem międzynarodowym nadal były w konflikcie wczoraj i będzie jutro - mówi Żornaczuk.
Ostatnią taką próbą było mediowane przez UE porozumienia dotyczące normalizacji stosunków obu państw i przede wszystkim uznania przez autonomii serbskich gmin w północnej części Kosowa przy równoczesnym wcielaniu struktur serbskiej administracji do administracji Kosowa. W praktyce jednak problem pozostaje nierozwiązany, a jego wdrożenie się przedłuża
- Serbowie z północy nie zgadzają się na przynależność do Kosowa. Nie chcą się godzić na to, że tam gdzie mieszkają będzie kiedyś "Wielka Albania" - mówi Żornaczuk, dodając, że szanse na trwały pokój utrudniają dążenia władz Kosowa i Albanii do zjednoczenia. Mówił o tym m.in. premier Albanii Edi Rama, który w 2015 roku określił ten proces jako "nieuchronny". Zdaniem Żornaczuka, możliwym rozwiązaniem sporu mógłby być podział kraju, jednak rozwiązanie to mogłoby stanowić precedens uruchamiający całą falę podobnych roszczeń