Sepsa zabrała małego Maćka
Sześcioletni Maciek z Pyskowic zmarł na wstrząs septyczny, najprawdopodobniej wywołany przez posocznicę, zwaną inaczej sepsą. Jeszcze w piątek dziecko normalnie bawiło się w przedszkolu, nawet w sobotę nic nie wskazywało na śmiertelną chorobę. Jedyną zapowiedzią tragedii, która nastąpiła w nocy z niedzieli na poniedziałek, była gorączka malca i niewielka wysypka krwotoczna. Do wczoraj wszyscy z otoczenia Maćka objęci zostali opieką lekarską. 63 osoby - dzieci z grupy przedszkolaka oraz ich rodzice - dostały swoje dawki antybiotyku, który ma osłonić ich organizm przed podobnym wstrząsem.
- Jesteśmy zrozpaczeni. Maciek był wspaniałym, uśmiechniętym dzieckiem. Jego mama jest u nas nauczycielką - Urszula Golbik, dyrektorka Przedszkola nr 5, przeciera oczy ze zmęczenia, zeszłej nocy prawie w ogóle nie spała. - Razem z Sanepidem obdzwanialiśmy wszystkie rodziny z prośbą o to, by natychmiast zgłosiły się do lekarza.
Zgłosiły się wszystkie rodziny dzieci, które w piątek były w przedszkolu i mogły mieć kontakt z Maćkiem. Do późnego wieczora pod gabinetem doktorów Awramienko (cała rodzina prowadzi znaną w mieście praktykę lekarską) stała kolejka. Lekarze uspokajali, tłumaczyli, załatwiali dodatkowe dostawy antybiotyków.
- Działaliśmy zgodnie z zaleceniami Sanepidu - mówi lek. med. Marek Awramienko. - Należało podać ludziom z najbliższego otoczenia zmarłego dziecka odpowiednie dawki leku. Spiramycynę i ryfampicynę sprowadzaliśmy z Bielska. Dostali wszyscy.
Wczoraj w Pyskowicach nie pojawił się żaden oficjalny komunikat o tragedii. Ludzie plotkowali, tworząc absurdalne wersje zdarzeń. U lekarzy telefony się urywały. Do przedszkola przyszło zaledwie kilkanaścioro dzieci. Rodzice boją się, choć specjaliści uspokajają.
Hanna Nabrdalik, zastępca dyrektora gliwickiego Sanepidu, tłumaczy: - Do wstrząsu septycznego prawdopodobnie przyczyniło się zakażenie bakteryjne wywołane przez meningokoki. Wiele wskazuje na to, że do zakażenia doszło drogą krwionośną, co jednocześnie wyklucza jego przeniesienie przez korzystanie z tej samej toalety lub używanie tych samych naczyń. Nie ma konieczności zamykania przedszkola.
A przedszkolaki pytają o swojego uśmiechniętego Maćka. - Co im mówić? - pyta Urszula Golbik. Chwilę się zastanawia, po czym wolno mówi: - Prawdę. Że odszedł, że go nie ma, że zabrała go choroba. To trudno zrozumieć nawet dorosłym.
Marek Twaróg, Joanna Heler