PolitykaSensacyjny raport brytyjskiego eks-szpiega o Trumpie i rosyjskich służbach. Więcej pytań niż odpowiedzi

Sensacyjny raport brytyjskiego eks‑szpiega o Trumpie i rosyjskich służbach. Więcej pytań niż odpowiedzi

Portal Buzzfeed opublikował we wtorek w nocy 35 stron raportów sporządzonych przez byłego oficera brytyjskiego wywiadu MI6 na temat związków Donalda Trumpa i jego ludzi z rosyjskimi służbami. Raport zawiera sensacyjne, lecz niezweryfikowane informacje, m.in. o współpracy i wymianie informacji między partnerami prezydenta-elekta a Rosjanami oraz o posiadanych przez FSB kompromitujących materiałach mogących stanowić podstawę do szantażu Trumpa. Eksperci mają wątpliwości co do zawartych w nim informacji. Ale wiele wskazuje na to, że to tylko część informacji o współpracy Trumpa z Rosją.

Sensacyjny raport brytyjskiego eks-szpiega o Trumpie i rosyjskich służbach. Więcej pytań niż odpowiedzi
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Jim Lo Scalzo

11.01.2017 | aktual.: 13.02.2017 15:26

O istnieniu raportu, przygotowanego przez Brytyjczyka na zlecenie najpierw opozycji wewnątrz Partii Republikańskiej, a potem Demokratów, wiadomo było od wielu miesięcy, jednak dopiero teraz jego treść ujrzała światło dzienne. Zawarte w nim informacje są szokujące i jeśli są prawdziwe, stanowią podstawę do usunięcia prezydenta-elekta z urzędu. Doradcy Trumpa mieli aktywnie współpracować z rosyjskimi służbami w celu skompromitowania rywalki Trumpa Hillary Clinton; Rosjanie mieli oferować swoją pomoc w zamian za zniesienie sankcji oraz przymykanie oka na działalność Rosji na Ukrainie; w końcu rosyjska FSB miała być w posiadaniu kompromitującego nagrania wykonanego podczas jego wizyty w 2013 roku w hotelu Ritz Carlton w Moskwie i jest w stanie go szantażować. Co więcej, raport stwierdza, że rosyjska operacja kultywowania współpracy z Trumpem trwała od kilku lat.

Istnieje wiele wątpliwości co do prawdziwości zawartych w dokumencie stwierdzeń. Jak zauważa w rozmowie z WP były funkcjonariusz Agencji Wywiadu Michał Rybak, dossier oparte jest w całości na źródłach osobowych (HUMINT), przez co ich weryfikacja jest niemożliwa bez dodatkowych działań . Co więcej, w raporcie znajduje się kilka drobnych błędów rzeczowych (pomylono np. funkcję pełnione przez deputowanego Rady Federacji Konstantina Kosaczewa, który miał być jedną z kluczowych osób biorących udział w operacji kultywowania kontaktów z Trumpem), wątpliwości budzą też źródła, na które powołuje się brytyjski eks-szpieg: wśród nich są osoby wewnątrz ścisłego centrum decyzyjnego Kremla - co byłoby niezwykłym osiągnięciem dla każdej służby wywiadowczej i wydaje się poza zasięgiem byłego oficera działającego w prywatnym sektorze. Zadziwiające są też niektóre zawarte w raporcie stwierdzenia, jak np. że operacją Trumpa kierował rzecznik Władimira Putina Dmitrij Pieskow - osoba uważana przez większość ekspertów za figurę
niemającą żadnej realnej władzy na Kremlu.

Jednak jak podaje CNN, amerykański wywiad sprawdził byłego brytyjskiego oficera MI6 i uznał jego pracę oraz jego źródła za wystarczająco wiarygodne, by użyć je - wraz z innymi źródłami - w briefingu, w którym poinformowali Trumpa o wymierzonej w niego operacji. Zdaniem Michała Rybaka, Brytyjczyk, mimo że formalnie odszedł ze swojej służby, nie pełnił całkowicie prywatnej funkcji.

Nie ma czegoś takiego jak "były brytyjski oficer wywiadu". Jeśli ktoś mówi o informacjach ujawnionych przez takie źródło, to w praktyce można rozumieć, że "Korona brytyjska i jej służby delikatnie przekazują swoje wątpliwości" - mówi WP były funkcjonariusz AW i specjalista Business Intelligence Agency w Warszawie.

Potwierdził to pośrednio szef brytyjskiego MSZ Boris Johnson, który stwierdził we wtorek, że rosyjskie służby rzeczywiście dążyły do wpłynięcia na wynik wyborów w USA. Brytyjski dziennik "Guardian" dodaje natomiast, że brytyjski wywiad był pierwszym, który ostrzegł Waszyngton o związkach Trumpa z Rosjanami.

Z kolei zdaniem innego byłego funkcjonariusza Agencji Wywiadu i eksperta Fundacji Pułaskiego Roberta Chedy, raport jest niewiarygodny.

- To prawdopodobnie fałszywka, ale mająca cechy prawdopodobieństwa. Jeśli Rosjanie rzeczywiście mają materiały mogące skompromitować Trumpa, to są one trzymane w najściślejszej tajemnicy. Rosjanie nie ujawniliby tego nikomu z zewnątrz, chyba że chcieliby w ten sposób zaszkodzić Trumpowi. Ale nie ma powodu, żeby tak robili w momencie, kiedy ma dojść do zbliżenia z Rosją - argumentuje Cheda. Według niego, dokument może być elementem walki wewnętrznej amerykańskich elit. Takiej ewentualności nie wyklucza też Rybak.

- Nie jest wykluczone, że opublikowanie takich informacji i w tym terminie jest próbą unieszkodliwienia ew. kompromitujących materiałów lub odwrotnie, strofowania przyszłego POTUSA przez społeczność wywiadowczą - analizuje.

Jednak zdaniem obydwu ekspertów, teoria o próbach pozyskania kompromitujących materiałów za pomocą prostytutek jest bardzo prawdopodobna, bo celem takich operacji rutynowo stają się zagraniczni biznesmeni i politycy.

- Każda wizyta ważnego przedsiębiorcy takiego jak Trump, nawet jeśli nie miałby żadnego związku z polityką, to obowiązkowy cel działań i obserwacji przez służby specjalne - mówi Rybak. - Tymczasem wielu polityków, dyplomatów i przedstawicieli biznesu ma podczas takich wizyt często poczucie fałszywego bezpieczeństwa i anonimowości - dodaje.

Z kolei inni eksperci, jak były oficer amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) John Schindler uważają, że dokumenty opublikowany przez Buzzfeed jest jedynie "surową" informacją wywiadowczą, z której wnioski powinno wyciągać się jedynie w konfrontacji z innymi źródłami i po weryfikacji. Niektóre zawarte tam informacje mogą być prawdziwe, zaś inne - szczególnie te pochodzące od źródeł rosyjskich - być efektem celowej dezinformacji. Do weryfikacji brakuje szczególnie informacji z wywiadu elektronicznego (SIGINT). Nie znaczy to jednak, że takich danych nie ma. Pogłoski krążące wśród społeczności wywiadowczej mówią, że informacje z rodzaju SIGINT posiada NSA, jednak nie udostępnił jej jeszcze prezydentowi-elektowi.

Z kolei amerykański "Newsweek" podał, że przynajmniej jedno spotkanie doradcy Trumpa z Rosjanami było podsłuchiwane przez estońską służbę wywiadowczą Teambet. Prawdopodobnie chodzi o rozmowę prawnika Trumpa Michaela Cohena w sierpniu lub wrześniu z jednym z rosyjskich polityków w Pradze. Cohen zaprzecza jednak, by w tym czasie był w Czechach.

Sprawę dodatkowo komplikuje sposób, w jaki do szpiegowskich rewelacji odniósł się sam Trump. Reakcja prezydenta-elekta była histeryczna i wzbudziła powszechne zdziwienie wśród komentatorów. Biznesmen odpowiedział za pośrednictwem Twittera i najpierw zaprzeczył zawartym w dossier informacjom powołując się na dementi Moskwy, zaś później - wbrew powszechnie znanym faktom - napisał, używając samych wielkich liter, że "nie ma nic wspólnego z Rosją - żadnych interesów, żadnych pożyczek, niczego!". W końcu porównał Amerykę do hitlerowskich Niemiec.

"Agencje wywiadowcze nigdy nie powinny były dopuścić, by ta fałszywka "wyciekła" publicznie. Oddali w moim kierunku jeden ostatni strzał. Czy żyjemy w nazistowskich Niemczech?" - napisał Trump.

Jak zauważa Mark Galeotti, ekspert praskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych i specjalizujący się w badaniu rosyjskich służb specjalnych efektem publikacji raportu jest jeszcze większa polaryzacja amerykańskiego społeczeństwa i poczucie informacyjnego chaosu.

"I tu właśnie cała ironia: to jest dokładnie to, czego chce Kreml" - podsumował na swoim blogu badacz.

Zobacz także
Komentarze (40)