HistoriaSeksbomba PRL Kalina Jędrusik

Seksbomba PRL Kalina Jędrusik

Gdyby urządzić plebiscyt na najseksowniejszą kobietę Polski Ludowej, zapewne wygrałaby go Kalina Jędrusik. Aktorka i piosenkarka, która przez całe lata przyspieszała bicie serca męskiej części widowni. Niewiele jednak osób orientuje się, że jej życie prywatne było znacznie bardziej nieprawdopodobne niż jakikolwiek scenariusz filmowy. - Leżała w łóżku, była goła, co było widać, gdy nogami podnosiła kołdrę. Obok niej często leżał jakiś młodzieniec. Goście siadali na łóżku - relacjonowała Zuzanna Łapicka-Olbrychska, opisując jedną ze scen z nietypowego małżeństwa Kaliny Jędrusik.

Seksbomba PRL Kalina Jędrusik
Źródło zdjęć: © Eastnews

08.10.2014 15:19

Kalina ukończyła szkołę teatralną w Krakowie, dostała jednak angaż w Gdańsku, w teatrze Wybrzeże. Tam borykała się z problemami, które miały towarzyszyć jej przez całą karierę sceniczną. Urodziwa i zmysłowa dziewczyna zupełnie nie odpowiadała socjalistycznemu ideałowi kobiety. Nie pasowała do ról robotnic, aktywistek czy też uległych żon rewolucyjnych bohaterów.

Zbigniew Cybulski zabrał ją na casting do "Kanału" Andrzeja Wajdy, akurat poszukiwano "młodej i ładnej aktorki do głównej roli". Cybulski ostrzegł jednak filmowców, że Kalina jest "porządną dziewczyną, jeszcze dziewicą i jego przyjaciółką, której nie pozwoli skrzywdzić". I jako warunek jej udziału w zdjęciach próbnych podał, że "ją sam przywiezie i odwiezie". "I przywiózł Kalinę Jędrusik - wspominał Kazimierz Kutz - on, strażnik jej cnoty, choć Kalina nigdy nie robiła wrażenia, by kiedykolwiek mogła być dziewicą, [...] wyglądała wtedy jak świeżo wypieczona bułeczka; z obfitym biustem sięgającym niemal po zęby i oczami młodej sowy. Mówiąc nieco po staroświecku, była ponętna. Ale jej seks był z modelu, który miał dopiero nadejść. Dlatego nie nadawała się na bohaterkę 'Kanału'. Ostatecznie rolę tę zagrała Teresa Iżewska".

Kalina miała już 23 lata, ale jej dotychczasowe życie erotyczne było nad wyraz ubogie. Zawsze imponowali jej znacznie od niej starsi mężczyźni. Planowała zachować dziewictwo dla tego jedynego, wyjątkowego partnera. I taki człowiek niebawem miał pojawić się w jej życiu.

Stanisław Dygat

Okazał się nim Stanisław Dygat. Syn wziętego, przedwojennego architekta, zdolny pisarz, człowiek wiecznie cierpiący na brak pieniędzy. Miał ogromne powodzenie u kobiet, którym imponował zachowaniem godnym przedwojennego amanta i niewymawianiem litery "r". Z twórczością Dygata Kalina zetknęła się jeszcze w liceum, na egzaminie wstępnym na uczelnię wybrała obszerny fragment "Jeziora Bodeńskiego". W Trójmieście Dygat pracował jako kierownik literacki teatru Wybrzeże. Osobiste spotkanie było tylko kwestią czasu i niebawem doszło do tego, do czego musiało dojść.

Dygat był wprawdzie żonaty, ale jego małżeństwo z aktorką Władysławą Nawrocką nie należało do udanych. Oboje sprawiali wrażenie niedojrzałych emocjonalnie, po urodzeniu córki Dygat czuł się tak, jakby "dostał nowe ubranie albo zegarek". Żona musiała mieć podobne wrażenia, albowiem wychodząc kiedyś z restauracji, zapomnieli o pozostawionym w szatni niemowlęciu. Odzyskali córkę dopiero, gdy wrócili po parasol...

Dygat był o 16 lat starszy od Jędrusik, nie przeszkadzało to jednak ich uczuciu. Pan Stanisław wystąpił o rozwód. Z rozwiązaniem małżeństwa nie było problemów, gorzej jednak przedstawiały się sprawy lokalowe. W efekcie cała gromadka (z córką i teściową Dygata) zamieszkała w jednym, dwupokojowym mieszkaniu. Epoka PRL powodowała czasami wręcz nieprawdopodobne sytuacje. Początkowo jednak panowała nie najgorsza atmosfera. Wszyscy cierpieli bowiem na chroniczny brak gotówki, co zgodnie uznawano za największy problem.

"Co rano wszyscy w domu wywracali kieszenie w poszukiwaniu drobnych, żeby kupić coś na śniadanie - wspominała córka pisarza Magda Dygat. - Potem każdy wychodził na miasto w poszukiwaniu pieniędzy. Macocha [Kalina Jędrusik - przyp. S.K.] i ja wyłączone byłyśmy z obowiązku aprowizacji domu, ja musiałam iść do szkoły, a ona na ogół leżała na kanapie z powodu jakichś dolegliwości".

Wspólne mieszkanie skończyło się jednak potężną awanturą (podobno Kalina ukrywała pieniądze przed resztą domowników) i Dygatowie musieli się wyprowadzić. Niebawem zresztą przenieśli się do Warszawy.

Macocha i pasierbica

Krótko po ślubie Kalina zaszła w ciążę i poroniła, więcej już nie mogła mieć dzieci. To zapewne wpłynęło na jej stosunek do Magdy, której nienawidziła z całego serca. Szczególnie dawała to odczuć dziewczynie, gdy ta spędzała z ojcem wakacje.

"Nie miała instynktów opiekuńczych - skarżyła się Magda - i nie można było zwrócić się do niej o żadną poradę, odwrotnie, starałam się ukrywać wszystkie moje problemy, słabości i niedomagania. Ponieważ wiedziała, że boję się duchów, opowiadała wieczorami o zamordowanych przez ubeków młodych akowcach, pochowanych w piwnicy domu, w którym mieszkaliśmy. Jakby chciała zemścić się na ojcu za to, że zabierał mnie z nimi na wakacje. Bałam się okropnie i nie mogłam zasnąć, mimo że w tym domu nie było piwnic, więc może miała rację, mówiąc, że jestem niedorozwinięta".

Podobno Kalina miała zwyczaj patrzeć na pasierbicę "wzrokiem, który mówił, że nie bierze jeńców". Często skarżyła się mężowi na jej zachowanie, wymyślając wyimaginowane przewinienia. I chociaż Dygat zdawał sobie sprawę z tej wzajemnej niechęci, to znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia.

Nienawiść Kaliny do Magdy przybierała najrozmaitsze formy, macocha zresztą szybko odkryła słaby punkt dziewczyny. I dlatego ze szczególną złośliwością mówiła o jej matce, dobrze bowiem wiedziała, jak dotknąć Magdę. "Któregoś dnia zapędziła się tak daleko - żaliła się pasierbica - że przy mnie usiłowała opisać życie seksualne moich rodziców. Pamiętam, że sama zdziwiłam się krzykiem, jaki wydałam z siebie, chcąc prawdopodobnie zagłuszyć jej słowa. Urągało to wszystkiemu, co dotyczyło przeszłości ojca z moją matką i ze mną".

Życie towarzyskie

Po przeprowadzce do Warszawy Dygatowie zamieszkali w dwupokojowym mieszkaniu na Mokotowie. Właściwie każdego wieczoru ktoś u nich był, a czasami wszyscy chętni nie mieścili się w mieszkaniu. Jedni przychodzili, inni wychodzili, a Kazimierz Kutz mieszkał tam nawet przez pewien czas. "Przyjaźniłem się ze Stasiem i Kaliną przez całe lata, prawie się z nimi nie rozstając - wspominał reżyser. - Jak już gdzieś napisałem - przygarnęli mnie jak psa, dojrzewałem w ich domu jak zielony pomidor na jesiennym parapecie. [...] Byli najwspanialszym i najniezwyklejszym małżeństwem, jakie znałem. I przede wszystkim najautentyczniejszym, bez grama obłudy i kłamstwa; jak z dobrej literatury amerykańskiej, a nie z naszej rzeczywistości". Oboje mieli dużo tolerancji wobec ludzi, którzy ciągle okupowali ich mieszkanie. Prowadzili nawet z nimi pewną grę, której zasady i tak wszyscy znali. "[...] udawali, że nie chcą nikogo widzieć - opowiadała Agnieszka Osiecka. - Staś o szóstej wieczorem kładł się do łóżka z migreną, a Kalina
obijała się w dezabilu po kuchni, udając, że nie ma nic do jedzenia oprócz wyschniętego makaronu. Przyjaciele, ze swojej strony, kłamali bezczelnie, że wcale się wieczorem do Dygatów nie wybierają. Niestety (stety) wszyscy wieczorem spotykali się na Mokotowie, wysiadywali Stasiowi w nogach, plotkowali i godzinami oglądali telewizję. Staś oglądał wszystko - od piłki nożnej do dobranocki - i w rytmicznych odstępach czasu jęczał: 'To potworne'. W ślad za nim pojękiwali goście".

Zachowane relacje zgodnie potwierdzają, że Kalina była niezwykle ciepłą i przyjazną osobą (z pominięciem pasierbicy). Uczciwie jednak zapracowała na opinię seksualnej dewiantki, z rozmysłem szokując otoczenie. W Chałupach potrafiła przyjść rano do sklepu w wyjątkowo kusym szlafroku (i bez majtek, co było widoczne), aby kupić kilka butelek szampana. Na zaciekawione spojrzenia innych klientów mówiła z uśmiechem, że "przecież musi się w czymś wykąpać".

Natomiast fotograf, Zofia Nasierowska, nigdy nie zapomniała sesji zdjęciowej w swoim rodzinnym domu: "Kończymy tamten seans czy może zrobiłyśmy przerwę, bo z kuchni dochodziły zapachy obiadu, który gotowała moja mama. Kalinka była wtedy szczupła jak osa, z biustem już niedługo słynnym i bioderkami, szalenie dumna ze swej figury, zresztą bardzo seksownej i fajnej. Wtedy była moda rozkloszowanych sukienek, spódnic noszonych na halkach; Kalinka była właśnie tak ubrana. [...] Kiedy przyszłyśmy na obiad, trochę spóźnione, przy stole siedzieli już rodzice, siostra i jakiś nasz kuzyn. Kalina głośno westchnęła:

- O k..., jak gorąco! - i powachlowała się, z dołu do góry, spódnicą i wszystkimi halkami. Ojcu łyżka wypadła z ręki, bo ona niczego pod spodem, pod tą sukienką nie miała!".

Wulgarne słownictwo Kaliny bywało czasami przyczyną nieporozumień rodem z komedii dla niezbyt wymagających widzów.

"W jednym z teatrów na próbie - opowiadał Gustaw Holoubek - Kalina Jędrusik paliła papierosa. Na scenie nie wolno palić papierosów. Zbliżył się strażak i powiedział:

- Proszę zgasić papierosa, bo tu nie wolno palić.

A Kalina jak Kalina - z wdziękiem odparła:

- Odp... się, strażaku.

I on strasznie się zamyślił, poszedł za kulisy i tam trwał jakiś czas. Potem nabrał powietrza, wrócił na scenę, ale tam już nie było Kaliny, tylko Basia Rylska. On jednak tego nie zauważył, bo oczy naszły mu bielmem ze wściekłości, i krzyknął do Rylskiej:

- Ja też potrafię przeklinać, ty k... stara!

Kompletnie zdumiona Basia pobiegła do Edwarda Dziewońskiego, który był reżyserem spektaklu, i powiedziała mu, że strażak zwariował, bo ją wyzywał bez żadnego powodu. Dziewoński strasznie się zezłościł, poszedł do strażaka i powiedział:

- A pan jest ch...!

Przy czym strażak też był już inny".

Otwarte małżeństwo

Dygata powszechnie uważano za hipochondryka, w rzeczywistości jednak pisarz poważnie chorował na serce. Jego stan stał się na tyle poważny, że lekarze zasugerowali mu rezygnację z aktywności seksualnej. Dygat przyjął to ze spokojem i zaproponował Kalinie otwarte małżeństwo. Uznał, że ważniejszy jest związek psychiczny dwojga ludzi niż więź erotyczna, ale nie chciał, aby żona rezygnowała z przyjemności życia. A z okazji przejścia na "erotyczną emeryturę" urządził huczną imprezę.

"[...] wydał w swoich salonach uroczysty bankiet z okazji rozstania się z życiem erotycznym - wspominał Tadeusz Konwicki. - Przybyło dużo gości, a wśród nich wiele młodych, ładnych dziewcząt. Solenizant albo denat - nie wiem, jak go nazwać - był bardzo czarujący. Z ironiczną nostalgią rozlewał alkohol, przynosił wyszukane dania. Wszyscy okazywali mu delikatną troskę i czułość. Spełniano wiele wzruszających toastów".

W życiu Kaliny zaczęli pojawiać się inni mężczyźni. Nie ukrywała tego przed Stanisławem, jej partnerzy "legalnie" odwiedzali ją w domu, a pisarz na noc "zamykał drzwi do swojego pokoju na zamek Yale".

Wprawdzie aktorka twierdziła, że miała najwyżej pięć romansów, i to w dodatku z nikim znaczącym, ale nie było to prawdą. Lubiła przystojnych partnerów, sypiała z aktorami: Władysławem Kowalskim i Tadeuszem Plucińskim, operatorem Wiesławem Rutowiczem, tyczkarzem Włodzimierzem Sokołowskim i piosenkarzem Wojciechem Gąssowskim. Z tym ostatnim Dygat nawet się zaprzyjaźnił i razem chodzili na mecze, byli bowiem zagorzałymi kibicami. Gdy Gąssowski remontował mieszkanie, pan Stanisław zaproponował mu przeprowadzkę do siebie. Niebawem jednak za piosenkarzem pojawiła się jego żona Małgorzata Potocka. Po latach przyznała, że "stanowili zgodny, przynajmniej przez jakiś czas, trójkąt". "Oni ciągle uprawiali coś, co można nazwać życiem w trójkę - wspominała Agnieszka Osiecka - bo Kalina ciągle miała jakiegoś adoratora cudownego. Potem ten adorator zakochiwał się w Stasiu. Pierwszy znany romans Kaliny to był do dziś atrakcyjny amant teatru Syrena [Tadeusz Pluciński - przyp. S.K.]. Kalina się w nim strasznie zakochała, a on
się w niej strasznie zakochał. Poleciła mu, żeby poszedł do Dygata i powiedział: Kocham pańską żonę, może mnie pan wyzwać na pojedynek, będziemy się strzelać, i tak dalej w tym guście. I ten biedny amant poszedł do Dygata i powiedział: Kocham pańską żonę. A Dygat zaczął z nim rozmawiać w sposób tak uroczy, że kompletnie go rozbroił i całe uczucie tego amanta zaczęło przechodzić na Dygata. Zaczął wyprowadzać psy na spacery i potem kompletnie był jego niewolnikiem".

Do legendy przeszły słowa pisarza opowiadającego znajomym o swoim zaskoczeniu, gdy kiedyś wrócił wcześniej z podróży służbowej, "a Kalina spała zupełnie sama".

"Pamiętam wizyty na Joliot-Curie - opowiadał Daniel Olbrychski. - Przeważnie z okazji meczów piłkarskich albo festiwalu w Opolu. Bywali tam Holoubek, Konwicki, przysłuchiwałem się ich rozmowom, to były dla mnie jakby wyższe studia. Przewijała się w tym wszystkim Kalina, wchodziła w jakimś szlafroczku, popatrzyła trochę, gryząc jabłko. Potem wracała do drugiego pokoju spać z aktualnym narzeczonym. Ja, wychowany w purytańskich warunkach przez babcię i mamę, byłem zaszokowany".

Czasami zdarzały się jeszcze bardziej drastyczne sytuacje, zakrawające wręcz na ekshibicjonizm. "Drzwi były otwarte, wystarczyło nacisnąć klamkę - relacjonowała Zuzanna Łapicka-Olbrychska. - Tłum kłębił się już w przedpokoju. Kalina leżała w łóżku, była goła, co było widać, gdy nogami podnosiła kołdrę. Obok niej często leżał jakiś młodzieniec. Goście siadali na tym łóżku".

W oczach Magdy Dygat macocha była uosobieniem całego zła tego świata, istotą brutalną, próżną i całkowicie niemoralną. "Druga żona mojego ojca wprowadziła w nasze życie wulgarność, brak zasad i absolutną egoistyczną wolność, z jaką wcześniej nie miałam do czynienia. Była niszczącą, demoralizującą siłą, która zbrutalizowała i tak już wymęczone niedorosłymi rodzicami moje krótkie życie. Opowiadała przy mnie o swoim życiu erotycznym, często ze szczegółami, klęła, ośmieszała ojca, drwiła z niego. Czasami robiła to przy znajomych. Jej problemy sercowe były najczęstszym tematem w ich wspólnym domu. Kiedy się zakochiwała, rozpieszczała swoich kochanków do tego stopnia, że w końcu od niej uciekali".

Kalina faktycznie miała zwyczaj rozpieszczać swoich partnerów. W domowej lodówce zawsze przechowywała dla nich smakołyki, a na nich wisiały kartki z napisami: "Nie ruszajcie tego, to jest dla Kitusia, Wicia czy Pieseczka". I była wręcz chorobliwie nadopiekuńcza.

"Konsumowała - jeśli tak można powiedzieć - dwóch młodzieńców w skali rocznej - twierdził Kazimierz Kutz - li tylko dlatego, że nie wytrzymywali jej totalnych reżimów. Nie wypuszczała ich z rąk: otaczała całodobową opieką, gotowała dla nich i kąpała nawet. Przedobrzała w swej zachłanności i dobroci. I kiedy się w końcu od niej wyzwalali - niejako z 'przejedzenia' zachłanną miłością Kaliny - odchodzili z wielką estymą do Dygata, którym na początku gardzili. A niektórzy z dozgonną miłością".

Pomimo że Kalina kochała wciąż męża, bardzo przeżywała rozpad kolejnych związków. Wpadała wówczas w głęboką depresję, zdarzały się nawet "komplikacje endotermiczne". A wtedy do akcji wkraczał Stanisław i jak zwykle stawał się "aniołem stróżem, najlepszym pielęgniarzem i przyjacielem".

Z reguły zdawała mu relacje ze swoich przygód, a podróżując z koncertami po Polsce, miała ich wiele. "Staś czekał na jej powroty - twierdził Kutz - bo przywoziła niezwykłe opowieści; choćby tę o jednym z gwiazdorów telewizyjnych, który usiłował ją zgwałcić w sleepingu i - jak się okazało - nie mając czym, zaczął przypinać coś sztucznego".

Jędrusik przygotowując się do roli pani Wąsowskiej w ekranizacji "Lalki", pobierała lekcje jazdy konnej. Instruktorem był pewien przystojny rotmistrz. "Kiedyś wróciła wieczorem do domu - wspominał Jerzy Gruza - Staś leżał na łóżku, a ona zaczęła mu pokazywać, jak ją ten rotmistrz instruuje: 'On mnie tak, to ja mu tak, on mi wtedy każe tak, to ja na to tak'. Staś słucha i w końcu mówi: 'Kalina, czy jesteś pewna, że on cię nie p...?'".

Świat bez Stasia

Stanisław Dygat zmarł na atak serca w styczniu 1978 r. Śmierć męża, mentora i przyjaciela w jednej osobie wywarła na Kalinie wstrząsające wrażenie. Stała się zagorzałą katoliczką i z gorliwością neofitki potrafiła godzinami leżeć krzyżem przed ołtarzem. W rocznicę śmierci Stanisława zamawiała mszę za spokój jego duszy, po czym urządzała przyjęcie dla znajomych. Podawała potrawy, które lubił, pito również jego ulubione trunki. Jednak przestrzegała nakazów kościelnych, kiedyś nawet nie chciała Olbrychskiemu pożyczyć korkociągu. Pan Daniel przyjechał prosto ze strajku w Stoczni Gdańskiej i koniecznie chciał w nocy napić się wina. Jednak Kościół ogłaszał sierpień miesiącem trzeźwości...

Czasami jednak pojawiała się dawna Kalina, co miało z reguły humorystyczne akcenty: "Gdy w 1979 r. papież przyjechał do Polski - opowiadała Zuzanna Łapicka-Olbrychska - biegała na wszystkie msze. Jej temperament nie wytrzymywał jednak śpiewania pieśni religijnych. Na mszy na placu Zwycięstwa przy drugiej zwrotce 'My chcemy Boga' zaczęła synkopować, ruszać biodrami, bić rytmicznie w dłonie. Obok niej stała Aleksandra Śląska i też kołysała biodrami. Jak Kalina znudziła się śpiewem, powiedziała: 'Oleśka, idziemy'".

Jej kariera zaczęła się załamywać, grywała jeszcze epizody w filmach i drugoplanowe role na scenie Teatru Polskiego czy Teatru Telewizji. Zamykała się w sobie, otoczona gromadą ulubionych zwierząt. Miała astmę, uczulenie na sierść groziło jej śmiercią, ale nie zwracała na to uwagi. Zwierzęta stały się bowiem treścią jej życia, mówiła nawet, że jest szczęśliwa, iż "Staś zabrał do siebie ich Żabcię" (ulubionego pekińczyka).

Zmarła na atak astmy 7 sierpnia 1991 r., pochowano ją u boku Dygata na Starych Powązkach w Warszawie.

Sławomir Koper, Historia do Rzeczy

Źródło artykułu:Historia Do Rzeczy
historiapoligamiaKalina Jędrusik
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)