Segregacja w podstawówce
Nie ma na to żadnej ustawy, rozporządzeń, specjalnych zaleceń ministra, ale nie wiedzieć kiedy szkoły zaczęły na potęgę segregować dzieci. Oddzielać mniej błyskotliwe, zwykle pochodzące też z gorzej sytuowanych rodzin "z problemami", od zdolnych, z dobrych domów.
Jak przedziały w pociągu - w jednej szkole są bieda-klasy i klasy elitarne. W gorszych uczą się dzieci tych, co ledwo wiążą koniec z końcem - dostają gorsze posiłki (głośno było niedawno o stołówce w Rabce, która podzieliła dzieci ze względu na zasobność rodziców), siedzą w starych ławkach, nie jeżdżą do "zielonych szkół". W elitarnych klasach te lepsze, z bogatszych domów, mają klasy z rzutnikami, komputerami - nawet poglądowy szkielet ludzki wydaje się tu lśnić.
Segregacja ma miejsce w co trzeciej podstawówce i w co drugim gimnazjum - wynika z badań dr Barbary Murawskiej i dr. Romana Dolaty z UW. - Dwa lata temu segregowano "tylko" w co piątej podstawówce - mówi Barbara Murawska, autorka raportu "Segregacja na progu szkoły podstawowej".
Dzielenie dzieci na lepsze i gorsze zaczyna się już wtedy, kiedy jako siedmiolatki przekraczają 1 września progi szkoły. Jagoda Ptasińska, matka uczennicy SP nr 3 w Ciechanowie, opowiada, jak zaprowadziła swoją przejętą, wystrojoną w białą bluzeczkę córkę na inaugurację roku szkolnego. I jak zaniemówiła, gdy dziecko spytało, dlaczego dzieciaki z klasy "a" dostają od wychowawczyni kokardki i kwiatki, a ona, z klasy "c" - nie. - Wtedy zrozumiałam, że "a" to elitarna klasa - mówi kobieta.
Krystyna Romanowska