PolskaSędzia jechał po pijanemu, ale uniknął kary

Sędzia jechał po pijanemu, ale uniknął kary

Sędzia Andrzej B. z Częstochowy, który w maju
2001 r., jadąc swoim samochodem, zderzył się po pijanemu z innym
autem, a potem miał być wydalony z zawodu, nie poniesie jednak tej
kary dyscyplinarnej. Sąd Najwyższy musiał uchylić wyrok I
instancji i umorzyć sprawę z powodu jej przedawnienia.

Czołowe zderzenie dodge'a sędziego z innym samochodem miało miejsce na Mazurach 25 maja 2001 r. Pod koniec 2001 r. zmieniła się ustawa o ustroju sądów powszechnych, na podstawie której toczą się sprawy dyscyplinarne. Nowa ustawa wydłużyła termin przedawnień z 3 do 5 lat, ale czyn sędziego Andrzeja B. miał miejsce jeszcze w starym porządku prawnym, więc stosuje się do niego 3-letni termin.

Według ustaleń rzecznika dyscyplinarnego, który prowadził to postępowanie, sędzia tuż po wypadku poszedł do pobliskiego sklepu, kupił kilka piw i wypił je - już na oczach przybyłych na miejsce policjantów.

Rzecznik postawił sędziemu zarzut uchybienia godności urzędu, a sąd dyscyplinarny w Krakowie 30 listopada zeszłego roku wymierzył mu najsurowszą z kar dyscyplinarnych - złożenie z urzędu. Na podstawie akt całej sprawy sąd doszedł do wniosku, że sędzia wypił piwo po to, aby ukryć fakt, że już wcześniej spożywał alkohol.

Od tego wyroku odwołał się sędzia Andrzej B. i jego ówczesny obrońca - inny sędzia częstochowskiego sądu. Rozprawa przed Sądem Najwyższym była zaplanowana na 13 maja (czyli w terminie przed przedawnieniem), jednak spadła wtedy z wokandy, bo Andrzej B. oświadczył, że jego obrońca piastuje kierowniczą funkcję w częstochowskim sądzie i jako taki nie może już być obrońcą obwinionego sędziego.

To zawirowanie proceduralne spowodowało, że SN odroczył rozprawę na środę. Tego dnia nowy obrońca Andrzeja B., nie wdając się w szczegóły całego zdarzenia, złożył jedynie wniosek o umorzenie postępowania z powodu przedawnienia. Sądowi Najwyższemu pozostało więc uchylić wyrok krakowskiego sądu dyscyplinarnego i umorzyć postępowanie. Takie rozstrzygnięcie nie oznacza, oczywiście, uniewinnienia. Gdyby bowiem były przesłanki, że obwiniony nie popełnił zarzucanego mu czynu, albo nie byłoby dowodów na jego popełnienie, sąd wydałby wyrok uniewinniający - podkreślił sędzia Rafał Malarski.

Rozstrzygnięcie SN jest ostateczne i sędzia Andrzej B. może wrócić do swej pracy w częstochowskim sądzie.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)