Sędzia Collina gwiżdże na wszystko
Goła czaszka i wyłupiaste oczy sędziego Colliny działają jak środek odstraszający, zniechęcając piłkarzy do zbędnych dyskusji. Dziennikarze porównują Collinę do ufoludka, wampira, a kobietom jego łysina wydaje się po prostu seksowna. Kilka lat temu niemiecka federacja piłkarska przysłała mu w prezencie suszarkę do włosów.
Niemieccy działacze nie przewidzieli, że kariera arbitra właśnie nabiera rozpędu. Podczas mistrzostw świata w Korei i Japonii Niemcy modlili się, żeby Collina nie przypomniał sobie o feralnym "prezencie".
30.06.2004 | aktual.: 30.06.2004 11:58
- Jest kilku, może kilkunastu bardzo dobrych sędziów, którzy prowadzą mecze na najwyższym poziomie. Na pewno Collina do nich się zalicza - mówi Grzegorz Gilewski, jeden z siedmiu polskich arbitrów międzynarodowych. - Sędzia musi bardzo długo pracować na swój autorytet. Chodzi o to, żeby zawodnicy go dobrze poznali i dostrzegli, że potrafi sędziować. Collinie udało się to osiągnąć: wszyscy go znają. Gdziekolwiek się pojawi, wiadomo, kto to jest.
We Włoszech sędzia piłkarski może mieć najwyżej 45 lat. Nie znaczy to jednak, że Pierluigi Collina, rocznik 1960, za rok pójdzie na sędziowską emeryturę. Od nowego sezonu ligowego chcą go do siebie ściągnąć Anglicy - na Wyspach sędzia może mieć nawet 48 lat. Jakby na zachętę kilka dni temu uniwersytet w angielskim Hull przyznał Collinie tytuł doktora honoris causa za osiągnięcia w piłce nożnej. Na Anglii może się nie skończy. Na przykład w Holandii nie ma ograniczeń wieku sędziów.
ZIEMNIACZANA KARA
Jak niemal każdy nastolatek także Pierluigi Collina w młodości chciał być piłkarską gwiazdą. Drogę ku złotym korkom rozpoczął jako obrońca w kościelnej drużynie Don Orione w rodzinnej Bolonii. Obrońca musi czasem faulować, ale młody Collina postanowił zostać jednoosobowym, nieprzebytym murem: faulował tak, że wciąż dostawał czerwone kartki. Marzenie o złotych korkach rozwiewało się, bo Collina częściej grzał ławę, niż wychodził na boisko.
Miał 17 lat, gdy w 1977 roku kolega namówił go na kurs sędziowski. Wkrótce po jego ukończeniu o Collinę upomniała się armia. Tymczasem Pierluigi zżył się już ze swoim sędziowskim gwizdkiem tak bardzo, że gdy dostał urlop zdrowotny (z powodu operacji łękotki), zamiast leżeć w łóżku, biegał po boisku i sędziował do upadłego. Ktoś doniósł o tym jego przełożonym. Za karę Collina został odwołany z urlopu, w koszarach kapral zapędził go na kilka dni do obierania ziemniaków. Po wypełnieniu obowiązków wobec ojczyzny Collina studiował w Bolonii ekonomię, jednocześnie pnąc się w karierze arbitra. Liga okręgowa, potem liga trzecia, druga. Wreszcie 15 grudnia 1991 r. Collina zadebiutował w słynnej Serie A, w meczu Verony z Ascoli. Do końca sezonu poprowadził osiem meczów.
Cztery lata później, mając na koncie 43 mecze pierwszoligowe, znalazł się na międzynarodowej liście FIFA. Nie załapał się na Euro 1996 w Anglii, ale podczas olimpiady w Atlancie sędziował tak dobrze, że poprowadził mecz finałowy między Nigerią i Argentyną. Dwa lata później pojechał do Francji na najważniejszą imprezę piłkarską - mistrzostwa świata.
OSCAR ROZBITY
Tak charakterystyczna dla Colliny łysina jest wynikiem choroby - łysienia plackowatego. Na początku kariery nazywano go, jakżeby inaczej, Kojakiem. Collina uważa się za szczęściarza, bo choroba dotknęła go dopiero w wieku 24 lat. Był już dojrzałym człowiekiem i nie zdążył nabawić się kompleksów. Ale źle znosi żarty na ten temat. Gdy w październiku 2002 roku, podczas uroczystości rozdania ,piłkarskich oscarów", prezenter włoskiej telewizji pozwolił sobie na żart z łysiny Pierluigiego, ten wściekły roztrzaskał swoją nagrodę w drobny mak.
- Dla mnie łysina to nie kłopot - tłumaczył potem dziennikarzom. - Ale wiele dzieci cierpi na tę przypadłość i może ich rodzice pokazują im mnie, tłumacząc, że z tą chorobą można żyć. Te dzieci mogły poczuć się dotknięte, nie wolno tak lekceważyć ludzi - bronił chorych dzieci (bo przecież nie siebie) Collina.
Ci, którzy mieli okazję poznać Collinę osobiście, wyrażają się jednak o nim w samych superlatywach. - Jest typem bardzo fajnego człowieka. Miły, komunikatywny. Zawsze lubiłem na szkoleniach być z nim w grupie i posłuchać jego opinii na temat różnych kontrowersyjnych sytuacji. Od takiego sędziego można się wiele nauczyć - uważa sędzia Gilewski.
SZKOLENIE Z COLLINY
Tak wysoki prestiż sędziego wpływa bezpośrednio na to, co dzieje się na boisku. Podczas mistrzostw Europy w Portugalii w decydującym o awansie z grupy meczu Chorwacja - Anglia pojawiła się tylko jedna żółta kartka, było niezwykle mało fauli. Zaskakujące jak na pojedynek drużyn walczących o awans i niesłynących bynajmniej z najczystszej gry. Kto sędziował? Oczywiście Pierluigi Collina.
Trudno się dziwić Anglikom i Chorwatom, w końcu Collina słynie z bezwzględności. Próbkę charakteru dał podczas finałów Euro 2000, gdy w 88. minucie meczu Czechy - Holandia podyktował dla Holendrów karnego. Ilu innych sędziów w takiej sytuacji zawahałoby się, udało, że nic nie było? Zimna krew, zdolność do podejmowania trudnych decyzji w kluczowych momentach meczu to siła Colliny. Zaznaczmy, że decyzji trafnych. - Ta sytuacja znalazła się na kasecie szkoleniowej UEFA jako przykład wzorcowego zachowania sędziego - mówi Gilewski. Collina nieraz też udowadniał, że nie będzie tolerował niesportowych zachowań na boisku.
Podczas wspomnianego meczu Czechy - Holandia przerwał nagle grę, podbiegł do ławki rezerwowych reprezentacji Czech, wyciągnął czerwoną kartkę i zdecydowanym gestem wskazał Radoslavowi Latalowi drogę do szatni. Czeski zawodnik zachował się bowiem nieroztropnie, miotając bluzgi pod adresem Colliny. Czeskie gazety nazwały sędziego ,potworem z Marsa". Niezrażony całą historią Collina miesiąc później pojechał na urlop właśnie do Czech. Stadiony omijał jednak z daleka.
CZAPKA NIEWIDKA
"W cywilu" Collina jest doradcą finansowym. Mieszka w Viareggio, ma żonę i dwie córki. Gdy wychodzi z dziećmi na spacery, zakłada czapkę. Nie lubi nakryć głowy, ale - jak twierdzi - jest wtedy nie do poznania.
Z dwóch powodów Collina nie jest typowym Włochem. Po pierwsze - nie pije kawy. Po drugie, pewnie nie martwi się, że "azzurri" odpadli już z turnieju w Portugalii. Nie będzie przeszkód, żeby Włoch sędziował mecz finałowy.
MAX SUSKI