Sea Shepherd: ekologiczny zamordyzm. Koniec proszenia, czas na walkę
Ich działanie to skutek spotkania się w jednym miejscu młodzieńczej determinacji, niezgody na krzywdę i przekonania, że jeśli chce się coś osiągnąć, nie można przepraszać i prosić, tylko żądać i wymuszać. Ale Sea Shepherd Conservation Society nie robi krzywdy nikomu. Niszczą statki wielorybników, ale żadnemu człowiekowi nie spadł włos z głowy.
Sea Shepherd na morzu z daleka rozpoznawalni są nie tylko z powodu pirackiej bandery; ich statek to przerażający rekin. Pruje fale, by dorwać ludzi, którzy mają ręce we krwi wielorybów i fok. Członkowie tej organizacji są radykalni - dla nich nie ma czegoś takiego jak zrównoważony połów. Rybołówstwo to krzywda.
Działają na rzecz ochrony przyrody i środowiska morskiego od 1977 roku, zatem od czasów, w których ludzi nie przerażał plastik i to, co uczyniliśmy z planetą i oceanami. Paul Watson, założyciel organizacji, należał wcześniej do Greenpeace, jednak odszedł w wyniku sporu z dawnymi kolegami i założył nową ekipę.
Walczą z kłusownikami i bezwzględnością rybaków. Sea Shepherd to współcześni "dobrzy piraci". Ich bandery nienawidzą ludzie mórz
Stali się bojówkami morskimi, które dla dobra zwierząt gotowe są do starcia wręcz i abordażu. Nie używają jednak siły. Gotowi są na każde działania, które doprowadzą do zatrzymania tego koszmaru, którym, według nich, jest połów morskich mieszkańców. Walczą o każdą wodną istotę, od planktonu po morświny i walenie.
Ich operacje mają najczęściej za zadanie zbadanie, dokumentowanie i ujawnianie nielegalnych działań na wodach międzynarodowych. A nielegalne to dla nich wszystko, co jest zabijaniem. Nie mogą powstrzymać całego przemysłu, ale mogą kontrolować jego etykę.
Ideą, jaka przyświeca Sea Shepherd, jest ochrona bioróżnorodności delikatnych ekosystemów morskich. Chcą to zrobić dla przyszłych pokoleń. Żyją w przekonaniu, że ocean jest znacznie bardziej zagrożony niż kontynenty. Do niego trafiają masy plastiku, a człowiek dalej niszczy faunę oceanów na różne inne metody - znacznie krwawsze niż zanieczyszczenia.
Sea Shephard i ciemna strona rybołówstwa
- Na oceanach Ziemi pracuje 4 600 000 komercyjnych jednostek morskich, pracujących dla wielkiego przemysłu, rybołówstwa. Nie da się ich kontrolować, tak naprawdę nikt tego nie robi. Jedyną organizacją, wypełniającą tę lukę, stojącą na straży przepisów, są wolontariusze którzy chronią życie morskich stworzeń i wymierzają sprawiedliwość - mówi o Sea Shepherd Ali Tabrizi, reżyser nowej premiery dokumentalnej na Netfliksie, filmu "Ciemna strona rybołówstwa", wyprodukowanego przez twórców "Cowspiracy: tajemnica równowagi ekologicznej środowiska". Film, w którym udział biorą kapitan Peter Hammerstadt i Lamya Essemlali, obnaża skutki połowów przemysłowych.
Z tej dokumentalnej lekcji trzeba zapamiętać kilka wątków. Jeden z nich, najmniej znany, to problem przyłowów. To przez nie ginie mnóstwo innych gatunków, którymi rybacy wcale nie są zainteresowani.
Czy delfinom w delfinariach jest źle? Nie, ale przynajmniej żyją
- Ludzie kochają delfiny. A na francuskim wybrzeżu giną rocznie tysiące delfinów. Są przyłowem. Tak jest od 30 lat. Nikt nic z tym nie robi - mówi Lamya Essemlali.
Życie tych przypadkowo złapanych w sieć nieszczęśników idzie na marne. Nie zdołają się już uratować, nawet jeśli litościwie i na czas zostaną wyrzucone na powrót w morską toń. Przemysłowy połów jest maszyną miażdżącą życie. Większość delfinów nie jest w stanie przeżyć ze względu na brak tlenu i traumę.
Jaki jest sposób na to, by zakończyć ten niepotrzebny mord stworzeń. Wiele osób uważa, że sprawę załatwia etyczne rybołóstwo. Takie, którego certyfikat znajdziemy na puszce tuńczyka. Jednak zdaniem Petera Hammerstadta, zrównoważony połów nie istnieje. Tabrizi ujawnia w swoim filmie, że etykiety Dolphin Safe i Rady Zarządzania Zasobami Morskimi wcale nie są gwarantem jakości. To kolejna gorzka lekcja z tego filmu.
I jeszcze jedna: oceany są pełne nie tylko naszych śmieci po jogurtach, napojach i lodach. Połowa zanieczyszczenia wód na Ziemi stanowią zgubione i porzucone rybackie sieci i resztki sprzętów, jakie są efektem działalności przemysłowego rybołówstwa. To 46 procent Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci nad Północnym Oceanem Spokojnym.
Ludzie z Sea Shephard uważają, że wkrótce problem sam się rozwiąże
Co robić, jak to zakończyć? Ograniczenie konsumpcji ryb jest jedynym rozwiązaniem - zgodnie stwierdzają ekolodzy i działacze. To, co robimy, jest straszniejsze niż wypalanie lasów deszczowych.
To dlatego organizacja doprowadziła już do zatopienia trzynastu wielorybniczych okrętów prowadzących nielegalne połowy. Na dno poszły: Sierra, Suzan, Theresa, Isba I, Isba II, Hvalur 6, Hvalur 7, Senet, Nybraena, Morild. Staranowane zostały: Shunyo Maru 8, Ryoun Maru 6, Tungi, Jin Yi Shiang.
Działacze Sea Shepherd są zdania, że do 2048 roku nie będzie już czego łowić. Oceany będą puste. Problem wyborów żywieniowych sam się rozwiąże w dwie i pół dekady. Tyle tylko, że nas też już może nie być. Paul Watson, zakładając w 1977 roku tę walczącą z kłusownikami i niszczycielami flory i fauny wód światowych organizację, mówił, że póki żyją oceany, żyją ludzie.