Schroeder nadskakuje chińskim dyktatorom
Niemieckie media krytycznie oceniają wizytę
kanclerza Gerharda Schroedera w Chinach. Zdaniem większości
komentatorów, w czasie rozmów z chińskim kierownictwem, Schroeder
skoncentrował się na sprawach gospodarczych, zaniedbując
polityczne aspekty wizyty, szczególnie kwestię praw człowieka.
Zdaniem pierwszego programu niemieckiej telewizji publicznej ARD, podczas wizyty kanclerza w Chinach doszło do zawarcia "politycznej transakcji". Schroeder obiecał Chińczykom, że będzie walczył o zniesienie embarga na handel bronią z Chinami, a w zamian liczy na poparcie zabiegów o stałe miejsce dla Niemiec w Radzie Bezpieczeństwa ONZ - stwierdziła telewizja ARD w wyemitowanym we wtorek wieczorem komentarzu.
Dawniej taki skandal wywołałby okrzyk oburzenia, dziś powoduje jedynie wzruszenie ramion - zauważył komentator. Jego zdaniem, kanclerz milczy o naruszaniu praw człowieka, gdyż to gospodarka, a nie polityka określa ton i tempo podróży po Chinach.
Polityczny bilans podróży jest przygnębiający - ocenia ARD. Niemiecki rząd nie ma jasnego planu postępowania z Chinami. Czy traktujemy Chiny jako pożądaną przeciwwagę dla USA? Czy mamy zaufanie do Chińczyków jako partnera? Czy Chiny są supermocarstwem? Dlaczego więc udzielamy im pomocy przeznaczonej dla krajów rozwijających się? - pyta ARD i ostrzega, że gospodarcze interesy nie zastąpią na dłuższą metę niemieckiej polityki zagranicznej.
Równie sceptycznie ocenia wizytę dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung". "Nasuwa się pytanie, czy Europa ma nie tylko gospodarczo wspierać rozwój Chin, lecz w dodatku odgrywać także rolę dostawcy broni dla dążącego do ekspansji reżimu, który wielokrotnie groził Tajwanowi militarnym uderzeniem? Pekińskie kierownictwo, które uprawia klasyczną politykę interesów, wie jak wykorzystywać rywalizację pomiędzy Europejczykami o względy Chin" - czytamy w środowym wydaniu gazety.
W rzeczywistości Pekin wcale nie mówi o prawie weta i stałym miejscu w Radzie Bezpieczeństwa dla Niemców. Chiny "wabią, flirtują i stwarzają swemu handlowi zagranicznemu strategiczną perspektywę. Można się od nich wiele nauczyć" - zauważył komentator "FAZ".
"Handelsblatt" wytyka niemieckiemu rządowi, że w swojej polityce wobec Chin pomija fakt, że Chiny nie są państwem demokratycznym, lecz dyktaturą. "Dyktatury, nawet jeżeli przeżywają okres wzrostu gospodarczego, mają tendencję do agresywności i są niestabilne. Ich niezdolność do kompromisu może wywoływać niepokoje" - uważa komentator. Jego zdaniem, nie ma obecnie przekonywujących argumentów za uznaniem Chin za stabilnego partnera. Przypomina, że Chiny zagrażają Tajwanowi i zbroją się. "Tylko Stany Zjednoczone są w stanie powstrzymać tego nieobliczalnego kolosa. Dlatego Niemcy powinny stanąć po ich stronie, a nie po stronie Chin" - uważa "Handelsblatt".
"Mannheimer Morgen" jest zdania, że Schroeder przestał zachowywać się z dystansem wobec takich krajów jak Libia, Rosja czy Chiny. "Schroeder umizguje się w pustynnym namiocie do Kadafiego, traktuje Putina jak serdecznego przyjaciela i zabiega o względy szefa państwa Hu Jintao, jakby to był dobry znajomy" - czytamy. Komentator uważa, że nawet sami Chińczycy nie mogą pojąć, dlaczego kanclerz opowiada się za zniesieniem embarga i chce tym samym zrezygnować z instrumentu politycznego nacisku nie żądając niczego w zamian.
"Chińczycy dziękują i popierają w zamian starania Niemiec o stałe miejsce w RB ONZ" - stwierdza gazeta. "Chyba dlatego, że i tak nic z tego nie wyjdzie" - komentuje z ironią "Mannheimer Morgen".
Jacek Lepiarz