Samotność szefowej MEN. Wróblewski: "Anna Zalewska żegna się z rządem. To smutny obraz" [OPINIA]
Strajk nauczycieli odroczył dymisję Anny Zalewskiej. Szefowa MEN wygrała także głosowanie nad złożonym przez opozycję wnioskiem o wotum nieufności wobec niej. Czwartkowe wydarzenia w Sejmie pokazały jednak, jak bardzo minister edukacji jest dziś w PiS samotna. Wkrótce odejdzie z rządu. To smutne pożegnanie.
Czwartek, Sejm. Na sali plenarnej zamieszanie: debaty, czytanie projektów, "przepychanie kolanem" kolejnych nowelizacji, głosowania. Posłowie – dosłownie – biegają między ławami poselskimi.
Największe zamieszanie panuje w szeregach PiS.
NASZA RELACJA: Posłowie zdecydowali o dalszym losie Zalewskiej
Wzrok przykuwają kolejni parlamentarzyści i członkowie rządu, którzy próbują dostać się przed oblicze siedzącego w pierwszym rzędzie Jarosława Kaczyńskiego. Chcą zamienić z nim parę słów. Niektórzy są przez niego wzywani, inni z własnej inicjatywy szukają szansy na rozmowę z liderem.
W momencie, gdy kilku polityków tworzy "wianuszek" wokół prezesa, bezskutecznie próbuje się do niego dostać minister edukacji Anna Zalewska. Wodzi wzrokiem w kierunku miejsca, gdzie siedzi "naczelnik", próbuje podejść bliżej. Jednak szefowa jednego z najbardziej kluczowych resortów w rządzie musi poczekać. Długo poczekać. Kaczyński nie jest skory do rozmowy, a i do samej minister nikt z posłów za bardzo podchodzić nie chce.
W trakcie sejmowej debaty na temat kryzysu w edukacji, Zalewska siedziała samotnie w ławach rządowych. Nie wypowiedziała ani jednego słowa, nie chciała wyjść na mównicę. Nikt z kolegów z rządu jej nie wspierał. Nikt nie chciał jej bronić.
Ta dwie scenki – Zalewska niedopuszczana do prezesa i siedząca w ciszy w ławach rządowych – doskonale pokazują to, jak słabą pozycję w rządzie ma obecnie minister edukacji. I jak bardzo jest dziś politycznie samotna.
Dymisja na stole
Połowa kwietnia. Dyskusja z ważnym politykiem PiS na temat planowanej rekonstrukcji rządu. Na giełdzie nazwisk do wymiany niezmiennie funkcjonuje Anna Zalewska. Nasz rozmówca stwierdza:– Strajk nauczycieli zmienił sytuację. Wyobraża pan sobie, gdyby w środku tego chaosu dymisjonowano minister edukacji?
Protest ZNP faktycznie odsunął w czasie formalne pożegnanie szefowej MEN z rządem. Z uwagi na strajk i trwające kilka tygodni negocjacje przedstawicieli rządu – Beaty Szydło i Michała Dworczyka – ze związkami nauczycielskimi, na szczytach PiS podjęto decyzję o nieprzeprowadzaniu rekonstrukcji rządu. W tym o pozostawieniu na stanowisku niepopularnej minister edukacji.
Dziś – na dokładnie miesiąc przed wyborami do europarlamentu, gdy strajk nauczycieli został zawieszony – każdy scenariusz wchodzi w grę.
Z naszych rozmów wynika, że możliwych jest kilka rozwiązań. Według niektórych polityków PiS, nastroje w rządzie są tak dobre, a obóz władzy jest tak pewny swego, że do żadnych zmian w rządzie przed wyborami do PE – w których startuje również Zalewska – może w ogóle nie dojść.
– Nie ma to większego sensu – twierdzi jeden z ministrów.
Inni rozmówcy wskazują zaś, że nie ma lepszego momentu na pozbycie się niepopularnej szefowej MEN, niż dziś – gdy nauczyciele zawiesili strajk.
– To mógłby być gest w ich stronę. Zamknięcie pewnego rozdziału – twierdzi polityk PiS. On sam jest przekonany co do tego, że szefowa MEN zakończyła już swoją misję w rządzie.
Faktem jest, że przez trwający od tygodni kryzys w oświacie minister Zalewska nie może prowadzić kampanii wyborczej na Dolnym Śląsku. Gdyby premier przyjął dymisję szefowej MEN, nie byłoby tego problemu. W kuluarach sejmowych aż huczy od plotek, że może się to stać nawet przed majówką.
Wiedzę na ten temat mają jednak jedynie dwie osoby: Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki.
Reszta to podszepty.
Czuły punkt
Prezes PiS ma być już Zalewską zirytowany i zmęczony. Nie chciał siedzieć obok niej podczas konwencji PiS na Dolnym Śląsku kilka tygodni temu. Nie chciał pokazywać się z nią także dziś – a właściwie noc – w Sejmie, w dzień debaty o edukacji.
Kaczyńskiego nie było nawet na sali plenarnej, gdy dyskutowano o rządach Zalewskiej w MEN (nasza relacja tutaj). Chciał uniknąć skojarzeń, nie zamierzał być tłem dla nielubianej minister.
Ale i tak prezes PiS został ugodzony w czuły punkt. Posłanka Urszula Augustyn z PO – przedstawicielka wnioskodawców – wymieniła z mównicy sejmowej Kaczyńskiego jako głównego obok Zalewskiej współwinowajcę "zapaści polskiej edukacji".
A to mogło prezesa rozwścieczyć.
Obrona naokoło
"Niszczyciele polskiej oświaty" – tak o Kaczyńskim i Zalewskiej wyraziła się Augustyn. I długo wymieniała: "Oskarżam Kaczyńskiego i Zalewską o to, że przez swój plan i intrygę doprowadzili polską oświatę na skraj przepaści. Oskarżam ich o zmowę w celu zniszczenia szkolnictwa. O planowe działanie, mające na celu zniszczenie zaufania Polaków do nauczycieli. Oskarżam ich o działanie na szkodę polskich dzieci. I to jest oskarżenie najpoważniejsze, bez precedensu w historii Polski".
Ten fragment wystąpienia posłanki PO może być jednym z częściej pokazywanych w telewizjach i serwisach informacyjnych.
W Zalewską mocno uderzyła także Urszula Pasławska z PSL, stwierdzając, że "nie było nigdy w historii Polski ministra, który tak nienawidzi szkoły". – Nigdy nie obchodziło panią dobro dzieci. Pani reforma zabrała dzieciństwo milionowi uczniów – stwierdziła posłanka.
Premier Morawiecki zdecydował się wyjść na sejmową mównicę i spróbować obronić minister. Robił to jednak bardzo "naokoło", twierdząc jedynie, iż "minister podjęła się trudnego zadania naprawy polskiego szkolnictwa", a jednym z głównych tego przejawów miało być... "odbudowanie lekcji historii w szkołach".
Ostatecznie Zalewska nocne głosowanie w Sejmie wygrała. Za jej odwołaniem opowiedziało się 180 posłów, przeciw – 228. Tyle że to żaden sukces. Beatę Szydło pod koniec 2017 r. koledzy z PiS także obronili podczas sejmowego głosowania nad wotum, by po kilku godzinach zdecydować o konieczności jej odwołania ze stanowiska premiera.
Odejście dla dobra
Nie tylko ze strajku nauczycieli, ale i z całego okresu sprawowania władzy w resorce edukacji, Anna Zalewska wychodzi poobijana.
Szefowej MEN obiektywnie należy się szacunek za to, że podjęła się tak ogromnego wyzwania, jakim była likwidacja gimnazjów. Ale już nie należy się absolutnie żadne dobre słowo za to, w jaki sposób ta reforma (deforma?) została przeprowadzona.
Gdy chce się całkowicie "przeorać" system edukacji i stworzyć go na swoją modłę, trzeba przede wszystkim rozmawiać z jego głównymi uczestnikami. Zalewska z nauczycielami i uczniami rozmawiać nie chciała. Z pracowników oświaty, zamiast zrobić sojuszników, uczyniła wrogów.
Zjednoczyła ich w jednym: wszyscy chcą, by odeszła z rządu. Również dla dobra jej samej.