Samorządowcy wydają setki tysięcy złotych na luksusowe auta
Nie bezrobocie czy ochrona zdrowia są problemem gryzącym samorządowców, ale kupno nowych luksusowych
samochodów - wyjaśnia "Metro".
150 koni mechanicznych pod maską, sześciobiegowa skrzynia biegów używana zwykle w drogich modelach, sześć poduszek powietrznych, systemy antypoślizgowe i aluminiowe felgi. A do tego dwustrefowa klimatyzacja, nawigacja satelitarna i reflektory biksenonowe. Luksus, prawda? Można by się spodziewać, że to nowa bryka co najmniej dla premiera. Ale nie. Dwa tak wyposażone samochody za minimum 100 tys. zł każdy kupuje marszałek województwa łódzkiego.
Nie kupujemy limuzyn - mówi Marcin Nowicki, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego w Łodzi. Auto musi być bezpieczne i ekonomiczne, a to kosztuje- dodaje. Łódzki marszałek nie jest wyjątkiem. Samochodowa mania ogarnęła wielu włodarzy w samorządach.
Mieczysław Tołpa, wójt Leżajska, mimo że gminna kasa świeci pustkami, kupi siedmioosobowego vana wyposażonego w: telewizor, radioodtwarzacz CD i DVD, dwustrefową klimatyzację z filtrem przeciwpyłkowym. Zażyczył sobie nawet fotele z możliwością zmiany aranżacji. A kierownica i drążek zmiany biegów miały być obszyte skórą i wykończone elementami imitującymi aluminium- irytują się radni. Do tego niezbędny ma być złoty lakier z chromowanymi klamkami i przednim grillem. Wszystko za 118 tys. zł.
Stawkę do 150 tys. zł podbija Zenon Rzeźniczak, prezydent Zduńskiej Woli. Za taką kasę szuka maszyny pięciodrzwiowej, z klimatyzacją, poduszkami i pełnym wyposażeniem wnętrza. Nie wystarcza mu dotychczasowe daewoo nubira z 2000 roku. Zakup jest koniecznością, a nie luksusem- przekonuje Ireneusz Krześnicki, sekretarz Zduńskiej Woli.
W kolejce po nowe samochody warte ok. 100 tys. zł stoją już władze kilkudziesięciu miast, m.in. Częstochowy, Zamościa czy Bełchatowa. (PAP)