Samolot musi zniknąć z centrum Warszawy. Właściciel nie zgadza się z decyzją
Inspektor nadzoru budowlanego nakazał w poniedziałek rozbiórkę samolotu stojącego w centrum Warszawy. - Wykorzystam wszystkie chwyty prawne, jakie są dozwolone - odgraża się Koss i zapowiada odwołanie. To dalszy ciąg wieloletniego konfliktu między Tadeuszem Kossem i władzami miasta.
Tadeusz Koss najpierw przez czternaście lat walczył o zwrot działki w centrum Warszawy, która przed wojną należała do jego dziadka. Później, gdy już ją odzyskał, walczył o to, aby móc coś na niej zbudować.
"Inspektor mnie prześladuje"
- Inspektor nadzoru budowlanego nie jest człowiekiem, który wydaje nieodwołalne decyzje. Mogę je wykonać, albo nie - mówi w rozmowie z WP Tadeusz Koss. Zaprawiony w administracyjnych bojach właściciel działki chce odwoływać się do skutku, aż sprawa dojdzie do najwyższej instancji. - Inspektor nie jest wszechwładny - podkreśla Koss i stwierdza, że jest przez niego "prześladowany".
Dwa miesiące temu właściciel działki zapowiadał, że "nie ustąpi na pół milimetra" i samolotu nie usunie.
Miała być restauracja
Samolot na placu Defilad miał być restauracją. Przez dwa miesiące trwały przygotowania do jej otwarcia.
- Wewnątrz znajdują się zamontowane siedzenia, wyremontowano wnętrze, przygotowano posadzkę, toaletę - czytamy w uzasadnieniu decyzji inspektora budowlanego.
Samolot to konstrukcja o długości blisko dwudziestu metrów. Stoi wśród innych budyek z jedzeniem, które od lat na swojej działce stawia Tadeusz Koss.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Działka, na której "nic nie wolno"
- Dlaczego mnie na tej działce nic nie wolno? - powtarza Tadeusz Koss. Plan zagospodarowania przestrzennego jest przyczyną jego konfliktu z miastem. W miejscu działki Kossa przewidziany jest park, zatem nie może nic na niej zbudować. Stawia więc na złość miastu blaszane budki, aby czerpać z wartej miliony działki chociaż niewielki zysk. Również i tym razem nie zamierza podporządkować się władzom i rezygnować z postawionego pod koniec lipca samolotu.