PolskaSamobójstwa na zlecenie

Samobójstwa na zlecenie


Przyczyną śmierci Roberta Pazika było zadzierzgnięcie – stwierdzili biegli we wstępnej opinii o domniemanym samobójstwie więźnia. Problem w tym, że zadzierzgnięcie wskazuje raczej na morderstwo.

Specjaliści od medycyny sądowej byli zdumieni, kiedy właśnie o zadzierzgnięciu poinformował dziennikarzy rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce Andrzej Rycharski. Aż dziwne, że w mediach ta informacja przeszła bez większego echa. – Zadzierzgnięcie jest zwykle przypisywane działaniom zbrodniczym, a nie samobójstwom – mówi „Gościowi” dr Mariusz Kobek z Zakładu Medycyny Sądowej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. – Przy „zwykłym” powieszeniu pętla zaciska się pod wpływem ciężaru ciała i siły grawitacji. Jednak przy zadzierzgnięciu jest zupełnie inaczej: siłą zaciskającą pętlę jest najczęściej ludzka ręka. Zadzierzgnięcie zwykle wskazuje na zabójstwo – tłumaczy.

Seryjni samobójcy

Ciało Roberta Pazika, mordercy Krzysztofa Olewnika, znalazł 19 stycznia strażnik w celi zakładu karne-go w Płocku. Na szyi Pazik miał pętlę zrobioną z prześcieradła. Drugi koniec prześcieradła był przywiązany do kraty w kąciku sanitarnym. Kąciku, którego nie widzi kamera zawieszona w celi. To, że kamera czegoś nie obejmuje, jest ważne, ale chyba jeszcze ważniejsze jest, że w wielu polskich więzieniach obraz kamer w ogóle nie jest nagrywany. Tak jest właśnie w więzieniu w Płocku. Nie da się więc dzisiaj sprawdzić, czy w nocy 19 stycznia ktoś do celi Pazika nie wszedł.

Rzeczniczka Służby Więziennej Luiza Sałapa twierdzi, że takie nocne „odwiedziny” w celi były absolutnie niemożliwe. Argumenty? Takie, że na noc klucze są deponowane w osobnym miejscu. – Nie można wejść do celi w nocy, bo nie ma kluczy! – tłumaczyła w programie „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego. – Do wielu instytucji teoretycznie nie da się wejść – ripostował pełnomocnik rodziny Olewników.

Służba Więzienna tuż po znalezieniu ciała podała mediom swoją wersję, według której przyczyną tej śmierci było samobójstwo. Zastanawiające jest jednak, że to już trzecia zagadkowa śmierć w celi wśród członków bandy, która porwała i zabiła Krzysztofa Olewnika. W 2007 roku w olsztyńskim areszcie znaleziono zwłoki herszta bandy, Wojciecha Franiewskiego. Biegli uznali, że się powiesił. Wiadomo jednak, że Franiewski bał się, że zostanie w więzieniu zamordowany. „Okaże się, że zatrułem się kiełbasą albo przedawkowałem narkotyki” – napisał krótko przed śmiercią w liście do sądu.

Przed rokiem bardzo podobne „samobójstwo” spotkało bandytę Sławomira Kościuka, który w procesie sypał swoich kompanów. Kościuk też miał na szyi pętlę z prześcieradła. I też stracił życie w płockim zakładzie karnym, tak jak Robert Pazik. W czasie sekcji zwłok okazało się, że miał sińce pod kolanami i na rękach, a jego żebra były połamane. Biegli uznali jednak, że do złamania żeber mogło dojść w czasie próby reanimacji.

Sam się uprowadził

Do porwania Krzysztofa Olewnika doszło w październiku 2001 roku, w nocy, tuż po przyjęciu grillowym, w którym uczestniczyli policjanci z pobliskiego Płocka i Sierpca. Dlaczego bandyci mieli odwagę porwać człowieka odwiedzanego przez policjantów? Prawdopodobnie mieli pewność, że ktoś w policji trzyma nad nimi parasol ochronny.

Zwykle sprawy porwań kończą się szybko. Ta ślimaczyła się przez dwa lata. Dlaczego? Zapewne dlatego, żeby powiązani z bandziorami biznesmeni i politycy wyciągnęli od Olewników dodatkowe pieniądze na ratowanie Krzysztofa. Ojciec chłopaka, Włodzimierz Olewnik, sporo płacił ludziom zwodzącym go, że mają dojście do porywaczy. Grzegorz Korytowski, polityk Sojuszu Lewicy Demokratycznej, miał od niego wyciągnąć 160 tys. zł. Ojciec porwanego nagrał jego słowa: „Mniej więcej wiem, gdzie jest syn, ale tego panu nie powiem... Są koszty. Prokurator wziął tyle, komendant tyle” – słychać na nagraniu. Policja długo trzymała się wersji, że Krzysztof sam się uprowadził, żeby wyłudzić pieniądze od własnego ojca. Był nawet na to dowód: biling telefoniczny, wskazujący, że Krzysztof po porwaniu kontaktował się z siostrą. Problem w tym, że ten biling był... sfałszowany. – Do dzisiaj nie jest wyjaśnione, kto go podrzucił do akt – mówi Danuta Olewnik.

– Czy, pani zdaniem, zrobił to któryś z policjantów? – dopytujemy. – Któryś z policjantów lub prokuratorów – mówi Danuta Olewnik.

Prokuratorzy zlekceważyli też anonimowy list, którego autor wskazał aż dwóch bandytów przetrzymujących Olewnika: Ireneusza Piotrowskiego i Roberta Pazika. Innym razem policjant Krzysztof S. w pobliżu miejsca przetrzymywania Olewnika zatrzymał do kontroli kradziony samochód, prowadzony przez pijanego Piotrowskiego. Policjant wziął jednak łapówkę i wypuścił bandytę.

Torba z okupem

Po dwóch latach od porwania doszło do przekazania okupu. Siostra i szwagier Krzysztofa zrzucili z wiaduktu torbę, w której było 300 tys. euro. Byli umówieni z policją, że ta zabezpiecza akcję. Policjanci jednak nie przyjechali. Nie zabezpieczyli też śladów butów i opon samochodowych wokół miejsca, gdzie upadła torba. Nie zdjęli nawet odcisków palców z lampek rowerowych, którymi bandyci oznaczyli miejsce przekazania okupu, choć wisiały na barierce wiaduktu jeszcze przez tydzień.

W czerwcu 2004 roku policjanci przewozili z Płocka do stolicy 16 tomów akt sprawy Olewnika. W Warszawie zatrzymali się, żeby coś zjeść. Kiedy siedzieli w barze, ktoś ukradł im samochód z aktami. Przez przypadek ocalał wtedy dowód z bilingów telefonicznych, który później naprowadził policjantów na Sławomira Kościuka. Policjanci szczęśliwie zapomnieli go dopiąć do przewożonych akt.

Na szczęście w drugiej fazie śledztwa znaleźli się policjanci i prokuratorzy z Olsztyna, którzy naprawdę sprawę wyjaśniali. A kilku prokuratorów, którzy fatalnie nadzorowali pracę policji lub kierowali ją na złe tory, zostało zdegradowanych przez Zbigniewa Ziobrę. Jednak na bardzo wysokie stanowiska awansował ich wkrótce Zbigniew Ćwiąkalski, minister sprawiedliwości odwołany w zeszłym tygodniu przez premiera.

Mało kto jednak w Polsce wierzy w trzy pod rząd samobójstwa twardych i bardzo zdemoralizowanych kryminalistów. – Nie wierzę, że Pazik zrobił to sam z siebie, on nie miał wyrzutów sumienia. Jeśli to zrobił sam, musiał mieć jakiś inny powód – podejrzewa Danuta Olewnik. Sugestie, że Pazika ktoś zmusił do samobójstwa przez szantaż, powtarzają się dziś w mediach najczęściej. Mówi się o tym, że mogli to być kryminaliści z cel sąsiadujących przez ścianę, przez sufit lub podłogę.

Sejm powołał komisję śledczą do zbadania sprawy Olewnika. – Jeśli ludzie w niej zasiadający będą odpowiedzialni, mogą tę sprawę wyjaśnić – uważa Danuta Olewnik. – W aktach sprawy jest wiele bardzo znaczących wskazówek. Trzeba je tylko dokładnie przeczytać – dodaje.

Przemysław Kucharczak

Wojciech Franiewski

To on wymyślił porwanie Krzysztofa Olewnika i nim kierował. Młody biznesmen spędził dwa lata w piwnicy jego domku letniskowego w Kałuszynie. Franiewski był właścicielem warsztatu samochodowego z Warszawy i „zawodowym” kryminalistą, który spędził wiele lat w więzieniach. Jednocześnie był też informatorem policji. Wszystko wskazuje na to, że jego układ z policjantami działał też w drugą stronę: ktoś ważny z policji ściśle współpracował z bandytą w czasie porwania Olewnika. W 2007 roku, zanim ruszył proces, Franiewskiego znaleziono martwego w celi aresztu w Olsztynie. Przed śmiercią pisał do sądu, że boi się o życie. Mimo to biegli uznali, że to samobójstwo.

Sławomir Kościuk

Ten mieszkaniec Warszawy siedział na nogach Krzysztofa Olewnika, kiedy Robert Pazik go dusił. Na jego trop wpadli policjanci z Olsztyna, a nie z Płocka. Kościuk na początku milczał, ale potem zaczął sypać wspólników. Kościuk był zaufanym Wojciecha Franiewskiego. Możliwe, że herszt powiedział mu, kim są jego wspólnicy, noszący policyjne mundury i eleganckie garnitury. Znaleziono go powieszonego w zakładzie karnym w Płocku w 2008 roku. Miał połamane żebra i sińce na skórze. Śledczy przyjęli wersję o samobójstwie.

Robert Pazik

Mieszkał niedaleko Olewników w miasteczku Drobin na Mazowszu. W firmie mięsnej Olewników pracowała nawet jego matka. To Pazik na rozkaz Franiewskiego udusił w 2003 roku Olewnika. W śledztwie zachował całkowite milczenie. Nie ocaliło mu to życia. Jego ciało znaleziono w celi zakładu karnego w Płocku nad ranem 19 stycznia. Służba Więzienna poinformowała o samobójstwie. We wstępnej ocenie biegłych przyczyną zgonu było jednak zadzierzgnięcie – do którego dochodzi częściej w czasie zabójstw. Na pełną opinię biegłych trzeba jednak poczekać.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)