Sądy nie chcą prowadzić spraw
Kilkaset procesów rocznie nie może się zacząć, bo sędziowie nie chcą ich prowadzić. Chodzi o afery gospodarcze i sprawy, w których oskarżonymi są prawnicy i politycy - pisze "Rzeczpospolita."
14.08.2008 | aktual.: 14.08.2008 07:38
Więcej jest skomplikowanych spraw gospodarczych, dotyczących zorganizowanych grup przestępczych, w których dokumentacja liczy po kilkadziesiąt tomów, a obsada sądów jest taka sama– narzeka sędzia Rafał Kraciuk, wiceprezes Sądu Rejonowego w Gorzowie Wielkopolskim. Tenże sąd blisko rok bronił się przed osądzeniem miejscowej afery korupcyjno-budowlanej, w której oskarżono 20 osób, w tym prezydenta miasta Tadeusza Jędrzejczaka.
Mecenas Jerzy Synowiec uważa, że "spychologia" to choroba polskich sądów. – Mam wrażenie, że sędziowie myślą przede wszystkim o tym, jak się pozbyć trudnej sprawy i nie psuć sobie statystyki. Dla moich klientów oznacza to stracone miesiące, a czasami lata – mówi.
Sędzia Sądu Rejonowego z Lubelszczyzny, pytany o sądową "spychologię", parafrazuje popularne powiedzenie: „pierwsza czynność urzędnika – nalać wody do czajnika”. Pierwsza powinność sędziego: sprawdzić, czy sprawy nie można przekazać do sądu innego – tłumaczy.
W 2007 r. do Izby Karnej Sądu Najwyższego wpłynęło 277 wniosków o przekazanie sprawy do rozpoznania innym sądom. Aż 106 okazało się niezasadnych. SN wielokrotnie podkreślał, że sądy nie powinny unikać spraw trudnych i mniej czy bardziej związanych z miejscowym środowiskiem.