Sąd utajnił proces płk. Lesiaka
Ruszył proces b. oficera SB i Urzędu
Ochrony Państwa płk. Jana Lesiaka, oskarżonego o inwigilację przez
UOP w latach 90. polityków opozycji - w tym Lecha i Jarosława
Kaczyńskich. Lesiak nie przyznaje się do zarzutu; grozi mu do 3
lat więzienia.
20.09.2006 | aktual.: 20.09.2006 13:50
Choć Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego odtajniła większość akt sprawy, proces przed Sądem Okręgowym w Warszawie na razie jest tajny. Nad odtajnieniem swych akt pracuje wciąż Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Poszkodowani przez Lesiaka politycy prawicy (niektórzy zostali oskarżycielami posiłkowymi) chcą, aby proces był w całości jawny.
61-letni Lesiak - obecnie emeryt - to jedyny oskarżony w ujawnionej w 1997 r. sprawie inwigilacji, którą UOP miał prowadzić w latach 1991-1997 wobec polityków opozycyjnych wobec prezydenta Lecha Wałęsy i premier Hanny Suchockiej - braci Kaczyńskich, Adama Glapińskiego, Antoniego Macierewicza, Jana Olszewskiego, Romualda Szeremietiewa, Jana Parysa, a także szefa PPS Piotra Ikonowicza.
Prokuratura zarzuca mu przekroczenie w latach 1991-1997 uprawnień, m.in. przez stosowanie "technik operacyjnych" i "źródeł osobowych" wobec legalnych ugrupowań. Zarzut głosi, że bez podstawy prawnej prowadził "działania w zakresie rozpracowywania i dezintegracji legalnie istniejących ugrupowań politycznych jak Ruch dla Rzeczypospolitej, Porozumienie Centrum, SdRP, PPS, czym działał na szkodę tych ugrupowań".
Odpowiadający z wolnej stopy Lesiak nie chciał się wypowiadać dla mediów, bo "nie chce wywierać nacisków (na sąd - PAP)". Sądowi ujawnił, że pobiera 3,2 tys. zł emerytury netto.
Glapiński, Parys, Szeremietiew oraz były szef klubu parlamentarnego PC Wojciech Dobrzyński zostali oskarżycielami posiłkowymi. Oznacza to, że mają pełne prawa strony procesu - mogą zadawać pytania i składać wnioski dowodowe. Przed sądem nie stawili się inni poszkodowani - L. i J. Kaczyńscy (prezydent i premier RP), Macierewicz (wiceszef MON i likwidator WSI), Olszewski (doradca prezydenta RP) oraz Ikonowicz (członek pozostającej poza parlamentem Nowej Lewicy).
Po odczytaniu przez prok. Renatę Zielińską zarzutu wobec Lesiaka sąd uznał, że proces nie może być w całości jawny - skoro formalnie akta nie są jeszcze odtajnione. Sąd utajnił zatem uzasadnienie aktu oskarżenia oraz wyjaśnienia podsądnego. Sam zarzut odtajniono już wcześniej.
1 września 2006 r. ówczesny szef ABW Witold Marczuk zgodził się na częściowe odtajnienie akt sprawy. W dokumentach stworzonych przez UOP (jego następcą prawnym jest ABW) nie będzie odtajniona m.in. działalność tajnych współpracowników oraz sprawy obyczajowe. Prokuratura sprawdza wciąż swe akta, szukając w nich odniesień do spraw, które mają pozostać tajne.
Prokuratura złożyła wprawdzie sądowi pismo, by rozważył odroczenie sprawy w środę do czasu odtajnienia akt, ale to sądu nie wiązało. Rzecznik prokuratury Maciej Kujawski mówił, że do zakończenia tej czynności potrzeba kilkanaście dni, a za jawnym procesem przemawiają "oczekiwania społeczne". Sąd oddalił wniosek obrońcy Lesiaka o umorzenie jego sprawy z powodu przedawnienia. Według obrońcy Lesiaka, mec. Przemysława Iwana, termin przedawnienia minął w marcu tego roku. Prokuratura wskazywała zaś, że stanie się to najwcześniej w marcu 2007 r. Według sądu, nie ma podstaw prawnych do umorzenia sprawy, a kwestia, czy nastąpiło przedawnienie, będzie rozstrzygnięta po przeprowadzeniu procesu - jako element tzw. ustaleń faktycznych.
Parys mówił w sądzie, że trwające długo śledztwo oznacza, że "prokuratura przez tyle lat właściwie chroniła dawnego oficera SB". Tak naprawdę, jest to oficer SB, który przygotowywał "okrągły stół", a później bronił tego "okrągłego stołu" w tym sensie, żeby w Polsce nie rządzili antykomuniści- dodał Parys. Opowiedział się za "ujawnieniem mocodawców płk. Lesiaka" oraz za "pełną jawnością sprawy".
Według Glapińskiego, proces powinien ujawnić mechanizmy sterowania życiem publicznym i kontrolowania mediów przez służby specjalne - tak by nigdy już do tego nie doszło. Dodał, że tak to już jest w historii, że karana jest "ręka, a nie głowa".
Glapiński też jest za jawnym procesem, nawet jeśli będą "straty poszczególnych osób". Dodał, że istotą sprawy jest, kto był agentem UOP w świecie polityków i mediów, a choć nie wynika to z akt, to "pewnej identyfikacji osób i środowisk udało nam się drogą logicznego rozumowania dokonać". Zaznaczył, że "premier Kaczyński byłby w tej sprawie bardziej kompetentny". Na przyszły tydzień sąd zaplanował przesłuchanie świadka J. Kaczyńskiego.
Lesiak już w 1999 r. - w wywiadzie dla PAP - zaprzeczał, by zespół inspekcyjno-operacyjny gabinetu szefa UOP, którym kierował, zajmował się inwigilacją. Prowadząc sprawy operacyjne (...) największych afer pierwszej połowy lat 90., uzyskiwaliśmy informacje o wielu osobach, w tym i o niektórych politykach, zarówno prawicowych, jak i lewicowych- mówił.
Materiały sprawy inwigilacji znaleziono w szafie Lesiaka, co ujawnił w 1997 r., na krótko przed wyborami parlamentarnymi, Zbigniew Siemiątkowski z SLD. Zespół Lesiaka miał w 1993 r. opracować plany działań operacyjnych UOP, których celem miało być skłócenie i skompromitowanie działaczy PC, Ruchu III Rzeczypospolitej oraz RdR. Zamierzano do tego wykorzystać m.in. tajnych agentów UOP. W skład zespołu wchodzili zarówno byli oficerowie SB, jak i ludzie z naboru do UOP po 1990 r.
W 1999 r. prokuratura umorzyła śledztwo, uznając, że nie doszło do przestępstwa, a działania UOP to jedynie "uchybienia służbowe". Sąd nakazał jednak kontynuować postępowanie. W końcu, prokuratura wysłała w 2003 r. do sądu akt oskarżenia wobec Lesiaka. Wątek ewentualnej odpowiedzialności jego przełożonych umorzono w 2002 r.
Na początku br. prokurator krajowy Janusz Kaczmarek nie wykluczał wznowienia śledztwa wobec przełożonych Lesiaka - w ABW miały się bowiem odnaleźć nieznane wcześniej akta sprawy. Według Kujawskiego, jeśli znajdą się nowe dowody, można rozważać wznowienie śledztwa.
Szefami UOP byli w latach 90. Jerzy Konieczny i Gromosław Czempiński, a nadzorował ich ówczesny szef MSW Andrzej Milczanowski. Wszyscy zaprzeczali, by dochodziło do inwigilacji.
J. Kaczyński mówił, że działania UOP były inspirowane przez ludzi Lecha Wałęsy, czemu zaprzeczali współpracownicy Wałęsy. Zdaniem L. Kaczyńskiego, inwigilacja to największa afera III RP.
Po zapoznaniu się z aktami sprawy J. Kaczyński i Macierewicz ujawnili, że w mediach działał w tej sprawie pracownik, będący jednocześnie na niejawnym etacie w UOP. W 2003 r. obaj potwierdzili, że mieli na myśli Jacka Podgórskiego, dziennikarza będącego też oficerem UOP. Ten ostatni był w 2003 r. - współpracownikiem posłanki SLD Aleksandry Jakubowskiej, oskarżonej potem o bezprawne dokonanie zmian zapisów w rządowym projekcie nowelizacji ustawy o rtv. Prokuratura uznała, że J. Kaczyński i Macierewicz nie popełnili przestępstwa ujawnienia tajemnicy śledztwa w sprawie inwigilacji.
W czerwcu tego roku J. Kaczyński ujawnił swą teczkę, w której są dwa - jego zdaniem - sfałszowane w 1992 lub 1993 r. w UOP dokumenty, opisujące rzekome podpisanie przez niego tzw. lojalki ze stanu wojennego. Sugerował, że mógł tego dopuścić się Lesiak - czemu ten drugi zaprzeczał. Śledztwo prowadzi Prokuratura Okręgowa w Warszawie.