Sąd przesłucha byłych esbeków w sprawie prof. Miodka
18 lutego w procesie o ochronę dóbr
osobistych, jaki znany językoznawca, prof. Jan Miodek wytoczył
publicyście Grzegorzowi Braunowi, ma zeznawać dwóch byłych
funkcjonariuszy SB. Zdaniem Brauna, to oni mieli prowadzić TW
"Jam", czyli - według publicysty - właśnie Miodka.
Na rozprawie wrocławski sąd zdecydował się wezwać esbeków na świadków.
Miodek pozwał Brauna w związku z wypowiedzią publicysty na antenie Polskiego Radia we Wrocławiu 20 kwietnia 2007 r. Dziennikarz zarzucił Miodkowi współpracę z tajnymi służbami w latach 1978-1989, kwestionując jednocześnie jego legitymację do wypowiadania się przeciwko lustracji pracowników szkół wyższych.
Profesor Miodek złożył publiczne oświadczenie, w którym zaprzeczył jakoby miał kiedykolwiek współpracować z SB. Ponadto wskazał wszystkie sytuacje, w jakich miał kontakt z tą służbą. Miodek domaga się w procesie publicznych przeprosin oraz wpłaty przez pozwanego 50 tys. zł na cel społeczny. Braun wnosi o oddalenie powództwa w całości.
Prawdopodobnie wezwani do sądu b. esbecy będą musieli odpowiedzieć na pytanie pozwanego, czy prof. Jan Miodek to osoba, którą zwerbowali do tajnej współpracy. TW "Jam" najpierw prowadził funkcjonariusz SB Jarosław G., a później Jan S.
Na czwartkowej rozprawie przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu zeznawał kolejny świadek - historyk prof. Jan Żaryn z warszawskiego IPN. Żaryn przyznał, że na podstawie materiałów, które zachowały się we wrocławskim IPN, a które dotyczą rzekomo tajnej współpracy Jana Miodka pod pseudonimem "Jam", nie odważyłby się sformułować tezy, że prof. Miodek "był tajnym i świadomym współpracownikiem, który podpisał zobowiązanie".
Jako historyk na podstawie tych dokumentów, które zostały, muszę powiedzieć "nie wiem" - mówił Żaryn. Historyk przyznał, że nie jest w stanie jednoznacznie przyznać, czy pod pseudonimem "Jam" ukrywa się prof. Jan Miodek.
Z całą jednak pewnością, tak wynika z dokumentów - mówił historyk - w 1978 r. jakiś Jan Miodek został zarejestrowany jako TW "Jam". Nie ma jednak ani teczki pracy, ani teczki personalnej, a zatem nie można powiedzieć jednoznacznie, czy była współpraca, czy była ona świadoma i jak wyglądała. Żaryn zwrócił jednak uwagę, że "Jam" został wyrejestrowany 11 lat później, bo w 1989 r., a to może oznaczać, że "Jam" był cennym współpracownikiem, ponieważ SB nie trzymałaby "bezowocnego kontaktu".
W latach 70. w Służbach Bezpieczeństwa panowało takie przekonanie, że mają tak dobrze rozwiniętą sieć agentów, których mają wszędzie, że nikt nie podtrzymywałby sztucznych i bezużytecznych współpracowników - mówił historyk.
Żaryn zwrócił jeszcze uwagę, że każdy funkcjonariusz był rozliczany ze swojej pracy, a zatem "trzymanie nieprawdziwego współpracownika i to przez 11 lat" groziło konsekwencjami służbowymi i było raczej niemożliwe. Ponadto w trakcie 11-letniej tajnej współpracy "Jam" zmienił się oficer prowadzący. Nowy funkcjonariusz nie zgodziłby się na przejęcie nieprawdziwego kontaktu, wymyślonego agenta. Wiedział czym to grozi. Wiedział, że owocność źródła jest weryfikowana na bieżąco i nie zdecydowałby się na taki krok - mówił Żaryn.
Natomiast historyczna komisja Uniwersytetu Wrocławskiego ustaliła, że "służby bezpieczeństwa nawiązały kontakt z prof. Miodkiem, ale nie można powiedzieć, że profesor nawiązał kontakt z nimi".
Prof. Miodek jest polonistą, jednym z bardziej znanych w kraju językoznawców, autorem książek o poprawności językowej. Od 20 lat prowadzi w telewizji publicznej program "Ojczyzna polszczyzna". (ap)
Zobacz także: Jan Miodek w serwisie ksiazki.wp.pl