PolskaSąd: były asystent posła Gruszki nie szpiegował

Sąd: były asystent posła Gruszki nie szpiegował

Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił Marcina Tylickiego z zarzutu gotowości do współpracy z rosyjskim wywiadem. Poniedziałkowy wyrok nie jest prawomocny. Nie wiadomo, czy prokuratura wniesie apelację.

23.04.2007 | aktual.: 23.04.2007 18:58

Prokurator domagał się dla byłego asystenta b. przewodniczącego sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen Józefa Gruszki 2 lat i 6 miesięcy więzienia, obrona wnosiła o uniewinnienie. Tylicki zgodził się na publikację wizerunku i ujawnienie nazwiska.

27-letniego Marcina Tylickiego prokuratura oskarżyła o to, że spotkał się w ciągu roku - od 30 września 2003 r. - co najmniej jedenaście razy z III sekretarzem ambasady rosyjskiej Semenem Sustawowem. Według prokuratury, Sustawow to pracownik wywiadu Rosji, a Tylicki, podczas spotkań z nim, "zadeklarował albo co najmniej godził się za wynagrodzeniem na przekazywanie informacji, o które zwróci się do niego wymieniony pracownik wywiadu Federacji Rosyjskiej".

Gotowość do współpracy z obcym wywiadem oznacza przestępstwo z pełną świadomością sprawcy co do celu jego działania - powiedziała w uzasadnieniu przewodnicząca składu sędzia Grażyna Sobkowicz. Przypadkowe przekazanie informacji nie jest przestępstwem tak określonym w Kodeksie karnym - zaznaczyła.

Nie ma śladu, że pieniądze, które (Tylicki) otrzymał od Rosjanina, były związane z jego zobowiązaniem do współpracy. Otrzymał pieniądze za przygotowaną analizę, ale wszystkie materiały, które jemu przekazał, oddał podczas pierwszej rozmowy z oficerami ABW - przypomniała w uzasadnieniu wyroku sędzia Sobkowicz. Sędzia przyznała, że przyjmowanie od Rosjanina pieniędzy jako pożyczek można określić jako niefrasobliwość, jednak nie były one uzależnione od współpracy.

Marcin Tylicki nigdy w jakikolwiek sposób nie wyraził gotowości do współpracy z obcym wywiadem - powiedziała sędzia. Akt oskarżenia prokuratura oparła na wyjaśnieniach złożonych w ABW w marcu 2005 r. przez zatrzymanego. Uzyskano je na podstawie napisanego przez oskarżonego tego dnia wcześniej oświadczenia. Wtedy Marcin Tylicki przyznał się do zarzutu gotowości do współpracy, ale było to po 5 miesiącach od tego, gdy dowiedział się od oficerów ABW, że Sustawow może pracować na rzecz wywiadu Rosji. Nie miał takiej świadomości, gdy spotykał się z nim na Starym Mieście w Warszawie w 2004 roku - uzasadniała sędzia.

Tylicki powiedział dziennikarzom po ogłoszeniu wyroku, że jest z niego zadowolony. Podkreślił, że nie kontaktował się - co sąd zaznaczył w uzasadnieniu - telefonicznie z Sustawowem po informacji od ABW, że może być on szpiegiem. Sąd wyjaśnił, że do Sustawowa próbowała się dodzwonić matka Tylickiego. Powiedział, że nadal nie wie, dlaczego 3 marca 2005 r. został zatrzymany przed domem przez grupę funkcjonariuszy ABW, a potem przebywał w areszcie. To wszystko można było zrobić w zwykły sposób, przyjść do domu, czy wezwać do ABW. Ja się nie ukrywałem, wiadomo było, gdzie mieszkam, gdzie pracuję - powiedział.

Proces Tylickiego trwał od lutego 2006 r. Sąd utajnił mowy końcowe stron w procesie, ze względu na możliwość ujawnienia tajemnic państwowych. Również poniedziałkowe uzasadnienie wyroku ograniczyło się do jawnych informacji.

Sprawa asystenta Gruszki nabrała rozgłosu, gdy podczas prac sejmowej komisji ds. PKN Orlen 9 marca 2005 r. ówczesny zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik w Radio Zet powiedział, że asystent "jednego z ważnych członków komisji śledczej" może być współpracownikiem obcego wywiadu. Był to jeden z argumentów Olejnika uzasadniającego w ten sposób decyzję prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który nie stawił się 8 marca na przesłuchanie przed komisję ds. PKN Orlen.

Później okazało się, że chodzi o Tylickiego, wtedy już byłego społecznego asystenta Józefa Gruszki (PSL). Krótko po tych wydarzeniach Gruszka doznał wylewu, obecnie nadal przechodzi rehabilitację. Tylicki zeznawał w czerwcu 2005 r. przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen i zapewnił, że nigdy nie współpracował z rosyjskim wywiadem, nie wyraził gotowości do takiej współpracy, nigdy nie działał, ani nie zamierzał działać na szkodę Polski.

Tylicki pracował w wydziale międzynarodowym PSL przez pięć lat - do 2003 r. Ostatniego dnia pracy w Stronnictwie - 30 września 2003 r. - na przyjęciu w Ambasadzie Chin poznał Sustawowa. Potem spotykał się z nim kilka razy na warszawskiej Starówce, by uzyskać materiały do pracy magisterskiej. Tylicki mówił w procesie, że otrzymał od Rosjanina materiały na temat stosunków USA-Rosja (na taki temat pisał pracę), uzyskiwał od niego tłumaczenie rosyjskich tekstów na polski. Na prośbę sekretarza ambasady napisał opracowanie na temat środków unijnych dla Mazowsza, korzystając z ogólnodostępnej na stronach internetowych wiedzy.

Tylicki przyznał też, że trzy razy pożyczył od Sustawowa pieniądze - łączna suma tych pożyczek to 500 zł.

Prawicowi członkowie komisji śledczej ds. PKN Orlen uważali, że sprawę nieprzypadkowo ujawniono dopiero po tym, jak prezydent odmówił stawienia się przed komisją - twierdzili, że chodziło o odwrócenie uwagi opinii publicznej od tego faktu. Sprawę wyjaśniała sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych. "ABW nie popełniła żadnych błędów w sprawie Marcina Tylickiego" - zapewniał ówczesny szef ABW Andrzej Barcikowski. Ówczesny członek speckomisji Zbigniew Wassermann (PiS) - dziś minister-koordynator służb specjalnych - mówił, że być może Tylicki w ogóle nie popełnił żadnego przestępstwa. Prokuratura wystąpi o uzasadnienie wyroku na piśmie i wtedy zdecyduje, czy będzie apelacja od wyroku - powiedział PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej Maciej Kujawski.

Lider LPR, wicepremier Roman Giertych poinformował w Białymstoku, że wystąpi do prokuratury z zawiadomieniem dotyczącym sprawy oskarżenia Marcina Tylickiego.

Osobom, które oskarżyły wówczas Marcina Tylickiego i doprowadziły w konsekwencji do tego nieszczęśliwego wypadku z przewodniczącym komisji (w kwietniu 2005 roku poseł PSL Józef Gruszka miał poważny wylew krwi do mózgu, przez prawie rok był w szpitalu) muszą ponieść konsekwencje (...). Józef Gruszka (...) został zniszczony medialnie, publicznie przez aparat państwa, bez żadnych dowodów - powiedział Giertych, który w komisji ds. PKN Orlen był zastępcą przewodniczącego.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)