Sabotaż w Iraku utrudnia codzienne życie
Długie kolejki samochodów stały w Bagdadzie i innych miastach przed stacjami benzynowymi, olej opałowy i gaz znacznie zdrożały, a przerwy w dopływie prądu znów się wydłużyły - wszystko wskutek sabotażu i ataków partyzanckich na konwoje z paliwem.
W Bagdadzie kolejki aut po benzynę są kilkukilometrowej długości i czas czekania sięga od sześciu godzin do przeszło doby. Ceny gazu w butlach, głównego źródła energii w irackich kuchniach, wzrosły w ciągu ostatnich dwóch tygodni dziesięciokrotnie, a ceny oleju opałowego pięciokrotnie.
Irakijczycy sarkają, bo noce są już chłodne. Narzekają tym bardziej, że przez większość doby, tak jak latem zeszłego roku, muszą obywać się bez elektryczności. Prąd z sieci jest dostępny przez dwie godziny, po czym następuje czterogodzinna przerwa. Cztery miesiące temu prąd włączano i wyłączano na sześć godzin.
Rząd subsydiuje benzynę, dzięki czemu jest bardzo tania - litr na stacji kosztuje około 50 dinarów (3 centy amerykańskie). Handlarze uliczni, którzy spędzają całe dnie w kolejkach przed stacjami, sprzedają ją potem mniej cierpliwym po 1000 dinarów za litr, czyli 20 razy drożej.
Przed stacjami benzynowymi w Bagdadzie dochodzi do bójek. Zdarza się, że oburzeni kierowcy strzelają do spryciarzy, którzy usiłują zaopatrzyć się w benzynę poza kolejnością. Wielu żali się na korupcję i oskarża właścicieli stacji, że działają w zmowie ze spekulantami.