Sensacyjne doniesienia o wybuchach na Nord Stream. Eksperci o "jachcie z Polski"

Według doniesień niemieckich i amerykańskich mediów tropy w sprawie eksplozji na gazociągach Nord Stream prowadzą do Ukrainy. Kijów stanowczo zaprzecza, a Kreml domaga się "dołączenia do międzynarodowego śledztwa". - Gra idzie o dużą stawkę. Za dużą, by mogli to zrobić Ukraińcy. Sabotaż mogli przeprowadzić Rosjanie, to oni zyskują na ujawnieniu przecieków. Nie idzie im na froncie, mogli zainspirować medialne spekulacje - mówią WP eksperci.

Do eksplozji rur gazociągu Nord Stream 1 i Nord stream 2 doszło 26 września ubiegłego roku
Do eksplozji rur gazociągu Nord Stream 1 i Nord stream 2 doszło 26 września ubiegłego roku
Źródło zdjęć: © PAP | DANISH DEFENCE
Sylwester Ruszkiewicz

Jak twierdzi niemiecka stacja publiczna ARD i tygodnik "Die Zeit", ślady sabotażu prowadzą na Ukrainę. Media powołują się na wyniki śledztwa. Sprawcy mieli, według medialnych doniesień, posłużyć się łodzią wynajętą od firmy należącej do dwóch Ukraińców z siedzibą w Polsce. W przeprowadzeniu zamachu miało brać udział pięciu mężczyzn i jedna kobieta. A grupa składała się z kapitana, dwóch nurków, dwóch asystentów nurkowania i lekarza.

Z kolei "The New York Times" przekazał, że za wysadzeniem gazociągów stała proukraińska grupa sabotażystów. Jednocześnie - według cytowanych źródeł - amerykański dziennik podkreślał, że nie ma dowodów wskazujących na to, by grupa działała na zlecenie ukraińskich władz.

Po ujawnieniu tych informacji szybko wychwycono, że w medialnych przekazach - oprócz braku rzetelnych dowodów na poparcie tezy o śladach prowadzących na Ukrainę - jest jeszcze więcej wątpliwości. M.in. nie została ujawniona narodowość domniemanych sprawców. Mieli się oni posługiwać fałszywymi paszportami i najprawdopodobniej posiadali obywatelstwo rosyjskie lub ukraińskie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Reakcje Ukrainy i Rosji

W odpowiedzi na doniesienia "The New York Times", że za wysadzeniem rurociągów Nord Stream1 i Nord Stream 2 mogła stać proukraińska grupa sabotażystów, doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak oświadczył, że Ukraina nie ma z tym nic wspólnego.

Z kolei rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow zwrócił się do krajów zaangażowanych w budowę gazociągów o "pilne, przejrzyste dochodzenie".

"Amerykanie wiedzą, kto za tym stoi"

Według ppłka Marcina Falińskiego, byłego oficera Agencji Wywiadu, Ukraińcy nie zrobiliby czegoś takiego mającego wymiar strategiczny.

- Nie wyobrażam sobie, jak rzekoma proukraińska grupa mogłaby logistycznie przeprowadzić na morzu akcję sabotażową. Zakup jachtu w Polsce? Takie rzeczy zawsze wychodzą wcześniej. To obróciłoby się przeciwko Ukrainie. To za duża stawka, żeby takie rzeczy robić. Oni walczą z Rosją, ale na froncie - mówi Wirtualnej Polsce ppłk Faliński.

I - jak przypomina - po wybuchu gazociągu pojawiały się głosy, że za sabotażem mogli stać Amerykanie. - Oczywiście pozostaje to w sferze dywagacji, ale jeśli takie informacje podaje "The New York Times", to niewykluczone, że USA chcą po prostu odsunąć od siebie podejrzenia, że mają z tym jakikolwiek związek. Waszyngton zawsze realizuje swoje interesy - ocenia ekspert.

Jego zdaniem amerykańskie służby wiedzą, kto "maczał palce w akcji na Morzu Bałtyckim". - Mogę sobie wyobrazić, że amerykański wywiad, mając agenturę u rosyjskich decydentów, podpuścił ich do takiej operacji. To całkiem realne - mówi były oficer Agencji Wywiadu.

Przypomnijmy, że do tej pory najbardziej prawdopodobnym wariantem wśród zachodnich dyplomatów było to, że za sabotaż odpowiedzialni są sami Rosjanie. Pojawiały się również głosy, jak amerykańskiego dziennikarza śledczego Seymoura M. Hersha, że za akcją wysadzenia gazociągu stoją USA - czemu Waszyngton stanowczo zaprzeczał. Również w NATO teza ta uchodziła za niewiarygodną.

Rosyjska akcja pod fałszywą flagą?

W ocenie Wojciecha Jakóbika, eksperta ds. energetyki i redaktora naczelnego BiznesAlert.pl, wciąż mamy do czynienia ze spekulacjami dotyczącymi sabotażu Nord Stream 1 i 2.

- Nie ma dowodów potwierdzających czyjąkolwiek winę. Są różne anonimowe informacje, a wśród nich najnowsze o tym, że rzekomo grupa proukraińskich Rosjan we współpracy z Ukraińcami miała wysadzić gazociąg. Informacje w niemieckich i amerykańskich mediach pojawiają się niedługo po rozmowach Berlina i Waszyngtonu. Nie zbliżają nas jednak do poznania prawdy na ten temat. Natomiast, tak jak inne teorie, będą one wykorzystywane przez Rosję do przekonywania świata, że to Zachód wysadził gazociągi - mówi nam Jakóbik.

Jak przypomina ekspert, to Moskwa uprawia od lat politykę energetycznego terroryzmu. - Kreml stosował ją w praktyce, włącznie z uszkodzeniami w infrastrukturze i preparowaniem różnych incydentów. I to Rosję należy podejrzewać najbardziej w tym przypadku. Ale nie mamy jeszcze pełnego obrazu, który rozwiałby całkowicie wątpliwości. Anonimowe źródła w kilku zachodnich tytułach prasowych nie uprawniają na razie do postawienia kropki w tej sprawie - ocenia Jakóbik.

"Mogła zadziałać rosyjska agentura w Niemczech"

Przypomnijmy, że wybuch miał miejsce 26 września 2022 roku na Morzu Bałtyckim, na południowy zachód od wyspy Bornholm, tuż przed wejściem gazociągu na wody terytorialne Danii. W systemie rurociągów Nord Stream 1 i 2 doszło wówczas do eksplozji i wycieku gazu w czterech miejscach jednocześnie. Władze Niemiec, Danii i Szwecji nie wykluczyły sabotażu, natomiast Rosja uznała to za "akt międzynarodowego terroryzmu", a prezydent Władimir Putin obarczył odpowiedzialnością za wszystko Zachód.

Krótko po eksplozji kraje NATO opublikowały komunikat, w którym mowa była o "głębokim zaniepokojeniu" spowodowanym eksplozjami i o tym, że "każdy celowy atak na infrastrukturę krytyczną sojuszników spotkałby się ze wspólną i zdecydowaną odpowiedzią".

Jak podkreśla ppłk Faliński, na ujawnieniu rzekomych przecieków ze śledztwa zyskuje najbardziej Rosja.

- W przypadku "rewelacji" niemieckich mediów mogła zadziałać rosyjska agentura w Niemczech. Mają w tym wieloletnie doświadczenie. A przecież sabotaż mogli przeprowadzić sami Rosjanie. Przemawia za tym odłożenie w czasie ujawnienia rzekomych podejrzanych. Na poziomie rosyjskich służb nie zdarza się, że po niekorzystnym dla siebie wydarzeniu, od razu ujawniają winnych. Szukają dogodnego strategicznego i geopolitycznego momentu i dopiero "odpalają". Gdyby wygrywali na froncie, mieli pod kontrolą pół Ukrainy, nie ruszaliby w ogóle tematu. A tak cały świat będzie mówił o "ukraińskich sabotażystach" - ironizuje były oficer Agencji Wywiadu.

W ocenie ppłka Falińskiego grupa rzekomych sześciu dywersantów nie byłaby w stanie przeprowadzić specjalistycznego uszkodzenia gazociągu jedynie przy pomocy jachtu.

- Po pierwsze, na Bałtyku jest bardzo duży ruch statków, wszystko widać i ciężko cokolwiek ukryć. To nie jest Atlantyk czy Pacyfik. Tu wszystko jest jak w ewidencji. Dzięki GPS-om i satelitom wiadomo, kto i gdzie pływa. W takim rejonie Bałtyku, w pobliżu cieśnin duńskich, ciężko się ukryć - wylicza ekspert.

- Po drugie, to bardzo specjalistyczna, specyficzna i trudna operacja. Jacht z Polski? Nie żartujmy… Jeśli już, to powinien być statek porównywalny do polskiego ORP Arctowski (okrętu hydrograficznego - przyp. red.). Do tego bezzałogowe pojazdy podwodne, dźwigi, urządzenia do opuszczania sprzętu, odpowiednie zaplecze, materiały wybuchowe - komentuje ppłk Faliński.

W podobnym tonie wypowiada się Jakóbik. - Sianie zamętu, szukanie pretekstów do dalszych ataków na Ukrainę, jest zazwyczaj w interesie Rosji. To Moskwa wykorzystuje energetykę jako broń i stosuje od lat ataki hybrydowe w sektorze energetycznym. I to Rosja jest zagrożeniem dla Zachodu - podkreśla ekspert.

- Putinowi na rękę jest szerzenie i pogłębianie chaosu, podziałów między sojusznikami w NATO. To są działania z elementarza działania rosyjskich służb specjalnych - podsumowuje Jakóbik.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski 

Źródło artykułu:WP Wiadomości
nord stream 2budowa nord streamsabotaż
Wybrane dla Ciebie