Uszkodzili rosyjski gazociąg. B. oficer agencji wywiadu zaskoczony
- Dla mnie cały czas sprawa jest niejasna. Szczególnie, jeśli chodzi o samą operację na Bałtyku. Bardziej prawdopodobne, że za uszkodzeniem gazociągu Nord Stream stoją Rosjanie - mówi Wirtualnej Polsce Marcin Faliński, były oficer Agencji Wywiadu i autor szpiegowskich książek.
16.08.2024 | aktual.: 16.08.2024 19:35
Przypomnijmy, do sabotażu na dnie Bałtyku doszło 26 wrześniu 2022 r. W wyniku eksplozji materiałów wybuchowych uszkodzone zostały trzy nitki gazociągów Nord Stream I i II. Według niemieckich śledczych podejrzanym o wysadzenie Nord Stream jest ukraiński nurek, Wołodymyr Z. Wystawiono za nim Europejski Nakaz Aresztowania.
"Posłużyli się oktogenem"
Z ostatnich doniesień "The Wall Street Journal" wynika, że ukraińska operacja kosztowała około 300 tys. dolarów. Wziął w niej udział mały wynajęty jacht z sześcioosobową załogą, w tym wyszkolonymi nurkami cywilnymi. Jacht ruszył z niemieckiego portu Rostock. Na jego wyposażeniu były jedynie: sprzęt do nurkowania, nawigacja satelitarna, przenośny sonar i otwarte mapy dna morskiego, na których zaznaczono położenie rurociągu.
Z niemieckiego śledztwa wynika też, że czterech nurków pracowało w parach. Działając w ciemnych, lodowatych wodach, posłużyli się oktogenem, silnym materiałem wybuchowym, znanym też jako HMX, który był podłączony do detonatorów sterowanych czasowo. Niewielka ilość lekkiego materiału wybuchowego miała wystarczyć do rozerwania rur wysokociśnieniowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdaniem Marcina Falińskiego brzmi to nieprawdopodobnie, że cała akcja udała się jedynie przy pomocy jachtu na środku morza.
"To nie jest łatwe miejsce do takich działań"
- Kto pływał na otwartym morzu, to wie, że warunki tam są zmienne i bardzo trudne. To nie jest jezioro, żeby się zatrzymać, wskoczyć do wody i ot tak popływać. Zwłaszcza że Bałtyk jest niespokojnym morzem. To nie jest łatwe miejsce do takich działań. Trochę tego nie umiem sobie technicznie wyobrazić i mam spore wątpliwości. Największa to brak statku ekspedycyjnego - mówi WP Marcin Faliński, były oficer Agencji Wywiadu.
I jak dodaje, trudno sobie wyobrazić samodzielną akcję Ukraińców, bez wiedzy Amerykanów, których służby przebywają w Ukrainie co najmniej od czasów rosyjskiej inwazji na Krym w 2014 r.
- Już bardziej prawdopodobne, że za uszkodzeniem gazociągu stoją sami Rosjanie. Wystarczy porównać sytuację, z którymi mamy do czynienia w Polsce, czyli podpaleniami czy zatrzymaniami dywersantów. Prawie zawsze jest jakiś wątek ukraiński. Albo paszport, albo narodowość czy firma. Prawie zawsze gdzieś się to przewija i przeplata - przypomina Faliński.
Według "The Wall Street Journal", w maju 2022 r. garstka wysokich rangą ukraińskich oficerów armii i biznesmenów zebrała się, aby uczcić sukces swojego kraju w powstrzymywaniu rosyjskiej inwazji.
Pod wpływem alkoholu, w patriotycznym uniesieniu ktoś zasugerował następny, radykalny krok: zniszczenie gazociągów Nord Stream. Plan miał początkowo zatwierdzić prezydent Wołodymyr Zełeński. Później jednak, gdy CIA dowiedziała się o nim i poprosiła ukraińskiego prezydenta o przerwanie operacji, ten nakazał wstrzymanie działań. Mimo to akcję kontynuowano i miał nią kierować gen. Walerij Załużny, obecnie ambasador Ukrainy w Wielkiej Brytanii. Jak zapewniał, nic nie wie o żadnej takiej operacji, a wszelkie sugestie, że jest inaczej, są "zwykłą prowokacją".
Według Marcina Falińskiego każdy scenariusz jest możliwy, ale sekwencja zdarzeń wskazuje jednak na rosyjskie służby.
- Jestem skłonny założyć, że ładunki wybuchowe mogły być umieszczone przez Rosjan już wcześniej i przygotowane na taką ewentualność. Potem rosyjskie służby organizują akcję z ukraińskim nurkiem i ukraińskim paszportem. Wykorzystują fakt, że Ukraińcy na tym obszarze od lat nie działali aktywnie. Dodają do tego firmę i ukraińskiego gościa, który działa na zlecenie rosyjskich służb. Wynajmują jacht, mają sonar, płyną we wskazane miejsce, markują nurkowanie. A równolegle, w tym samym czasie ktoś detonuje ładunki wybuchowe…To wygląda na rosyjską robotę - ocenia Marcin Faliński, były oficer wywiadu.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski