Sabat czarownic w Słupsku
Sabatem czarownic uczczono w niedzielę 300. rocznicę spalenia na stosie najsłynniejszej słupskiej czarownicy Triny Papisten.
Mija właśnie 300 lat od najsłynniejszego w Słupsku procesu czarownicy. Organizując imprezę w ramach Jarmarku Gryfitów chcemy uczcić pamięć Triny Papisten - powiedziała Jolanta Krawczykiewicz, organizator sabatu.
W niedzielne południe na słupskim Starym Rynku zebrało się kilkanaście wiedźm, czarownic oraz czarnoksiężników. Na rynek przybyło także kilkuset słupszczan, którzy - jak twierdzą - czują w sobie magiczną moc. Każda czarownica wpisała się na sabatową listę. Chyba każdy czuje w sobie coś niezwykłego, tutaj można śmiało to zaprezentować. Ja wcieliłam się w postać czarownicy Beatrycze i czuje się w tej roli super - powiedziała 19-letnia Anita.
Chwilę później orszak wiedźm i czarownic wyruszył ze Starego Rynku w kierunku pobliskiej Baszty Czarownic oraz Zamku Książąt Pomorskich, gdzie odbywał się Jarmark Gryfitów. Tam czarownice odtańczyły demoniczny taniec oraz demonstrowały magiczne techniki m.in. wróżenie z kart, rozdawały amulety, eliksiry oraz jabłka mądrości.
Punktem kulminacyjnym sabatu było spalenie miotły. To symbol złej magii, dlatego ją palimy - twierdzili organizatorzy.
Impreza poświęcona była pamięci Triny Papisten, czyli Katarzyny Zimmermann. Według legendy, Katarzyna przybyła w okolice Słupska wraz z pierwszym mężem kowalem Martinem Nipkowem, który zaraz po przyjeździe zmarł. Młoda wdowa bardzo szybko ponownie wyszła za maż za rzeźnika Andreasa Zimmermanna. Katarzyna pomagała mężowi w prowadzeniu interesów i dzięki niej firma stała się jedną z najprężniejszych w Słupsku. Podobno inni słupscy sklepikarze czując zagrożenie ze strony obrotnej Katarzyny posądzili ją o czary.
Katarzynę osadzono w Baszcie Czarownic. Oskarżono ją o konszachty z szatanem. M.in. zeznano wówczas, że była widziana jak w gaju św. Jarka uprawiała lubieżne praktyki z diabłem. 30 sierpnia 1701 roku Katarzyna Zimmermann spłonęła na stosie. (an)