Są zarzuty za porzucenie 4‑letniego Dominika. Nie będzie aresztu
- Chciałem oddać go do domu dziecka, nie wyszło - tak Grzegorz P., partner matki 4-letniego Dominika tłumaczył się jeszcze przed wejściem do prokuratury. On i Marlena L. zostali już przesłuchani. Prokuratura obojgu postawiła zarzuty.
04.04.2018 | aktual.: 04.04.2018 13:58
O 9 rano zaczęło się przesłuchanie przez prokuratora Marleny L. Do prokuratury doprowadzono także Grzegorza P., który był z matką Dominika, gdy ta zostawiała go na klatce. Przed wejściem był pytany przez dziennikarzy, czy to dziecko im przeszkadzało i dlaczego to zrobili.
- W sumie nie. Chciałem dla niego jak najlepiej, ale nie wyszło. Chciałem oddać do domu dziecka, ale nie wyszło. Głupota robi swoje - powiedział Grzegorz P.
W trakcie przesłuchania podejrzani się przyznali do porzucenia chłopca. Para złożyła wyjaśnienia, ale prokuratura nie udziela inforacji o ich tresci ze względu na dobro toczącego się postępowania. Marlena L. i Grzegorz P. wyrazili skruchę. Został wobec nich zastosowany dozór policji. Nie będą aresztowani.
Dominik jest cały czas w placówce opiekuńczej. O jego dalszym losie zdecyduje sąd rodzinny. Pani prokurator nie chciała odpowiadać na pytanie, czy dzieckiem może zająć się ktoś z rodziny.
Mężczyźnie grożą 3 lata więzienia, kobiecie - 5 lat. Sprawę prowadzi Prokuratura Rejonowa Katowice-Wschód.
"Mówiła, że nie wyobraża sobie życia bez Dominika"
27-letnia Marlena mieszkała ze swoją matka we wsi Parszów pod Wąchockiem. Po ukończeniu szkoły specjalnej nigdzie nie pracowała. Była pod opieką ośrodka pomocy społecznej.
- Babcia jeszcze pracowała, a ojciec Dominika w ogóle się nim nie interesował. Ale Marlena dostawała tyle pieniędzy z opieki, że mogła spokojnie utrzymać siebie i dziecko - powiedział tvn24.pl Jarosław Michalski, dyrektor wąchockiego ośrodka pomocy społecznej. To właśnie pracownica tego ośrodka, Gabriela Trzos, pomogła policji w identyfikacji znalezionego na klatce schodowej jednego z bloków w Katowicach chłopca.
Kobieta od września 2017 roku była asystentką rodzinną Marleny. - Mówiła, że nie wyobraża sobie życia bez Dominika i tak to wyglądało - opowiada tvn24.pl Gabriela Trzos.
Biegał po klatce
Chłopca odnaleziono w sobotę przed godziną 20. Na parterze jednego z bloków przy ul. Łącznej w Katowicach zauważyła go mieszkanka. Był bardzo pobudzony. Biegał po klatce. Na miejsce przyjechała policja i karetka. Lekarze zbadali go i określili jego stan jako dobry. Tej samej nocy trafił już do placówki opiekuńczej. Tam spędził święta.
Całą sytuację relacjonowała mieszkanka bloku. Mówiła o tajemniczej parze.
- Mężczyzna stał przy schodach i kogoś pospieszał. Następnie z klatki wybiegła dziewczyna, około 25-letnia i razem uciekali. Wtedy zauważyłam chłopca. Biegał tam i z powrotem. Wyglądał raczej na biedne dziecko. Moja córka trochę się z nim bawiła, żeby go czymś zająć - mówiła w RMF FM kobieta, która wezwała pomoc do dziecka. - Nie było z nim w ogóle kontaktu. Pytaliśmy się go jak ma na imię, gdzie jest mamusia, gdzie jest tatuś. Nie odpowiadał, nie było z nim w ogóle kontaktu. Bił głową o posadzkę na dywaniku, bił rączkami o głowę. Miał skrajne zachowania, raz się śmiał, raz zaczynał bardzo płakać - relacjonuje.
Opowiada, że miał zielony balonik, który ssał, i wyrzucał. Potem go szukał, a gdy znalazł na chwilkę się uspokajał.
Odnalezienie matki
Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, już pierwszego dnia zdjęcie chłopca było przedstawione ponad 100 osobom. Jeden z tropów doprowadził do matki chłopca. W sprawę zaangażowani byli również policjanci z innego województwa. Nie ma póki co informacji o ojcu dziecka.
Policjanci odnaleźli 27-letnią matkę Dominika w Katowicach-Szopienicach w poniedziałek ok. godz. 14. Kobieta była zaskoczona.
Nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego porzuciła synka. - Prawdopodobnie usłyszy zarzut z art. 160 kodeksu karnego, dotyczący narażenia dziecka na niebezpieczeństwo, w sytuacji zobowiązania do sprawowania nad nim opieki - mówi nadkom. Paweł Warchoł z katowickiej policji.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.