Miliarderzy szkodzą klimatowi… milion razy bardziej niż przeciętny człowiek
77 milionów najbogatszych ludzi odpowiada za większe emisje gazów cieplarnianych niż 3,8 miliarda najbiedniejszych. I to większe aż o 50 procent. Klimatowi zdecydowanie najbardziej szkodzą miliarderzy, w przypadku których luksusowy styl życia to tylko wierzchołek góry lodowej.
31.12.2022 | aktual.: 02.01.2023 11:22
Czy zakazać ruchu najstarszym i najbardziej zanieczyszczającym samochodom? Czy karać finansowo tych, którzy wciąż palą w kopciuchach? Czy ceny mięsa i nabiału powinny zostać podniesione?
To tylko część pojawiających się często pytań, które dotyczą wprowadzanych bądź rozważanych polityk klimatycznych. Zdecydowana większość z nich skupia się na ogóle społeczeństwa lub jego biedniejszej części. Sytuacje, w których przygląda się najbogatszym, zdarzają się niezwykle rzadko. Tymczasem coraz więcej badań wskazuje, że za kryzys klimatyczny odpowiada kryzys klasowy, w którym wąska grupa bogatych ludzi niszczy przyszłość całej reszty, by móc żyć w luksusie i powiększać swój majątek.
Bogaci emitują coraz więcej
Jedno z takich badań opublikowano niedawno w czasopiśmie naukowym "Nature Sustainability". Wynika z niego, że w latach 1990-2019 najbogatszy jeden procent światowej populacji - czyli 77 milionów ludzi - był odpowiedzialny za 23 procent wzrostu emisji gazów cieplarnianych, które są przyczyną obecnej zmiany klimatu. Dla porównania biedniejsza połowa ludzkości - ponad 3,8 miliarda osób - odpowiadało w tym czasie za 16 procent wzrostu. Na koniec badanego okresu, a więc w 2019 r., dolne 50 procent światowej populacji wyemitowało 12 procent gazów cieplarnianych, podczas gdy górne 10 procent - aż 48 procent.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W przeanalizowanym trzydziestoleciu emisje w przeliczeniu na mieszkańca wzrosły o ponad dwa procenty. To jednak ogólna średnia, która po uwzględnieniu zarobków ludzi odkrywa znacznie istotniejsze dane. I tak w przypadku najbogatszego procenta ludzi emisje od 1900 do 2019 r. wzrosły o 26 procent, a w przypadku najbogatszego 0,01 procenta - aż o 80 procent. Jednocześnie w bogatych krajach grupy o niższych i średnich dochodach odnotowały spadek emisji na mieszkańca o ok. 5-15 procent, a biedniejsza połowa obywateli w Europie i USA - nawet o ok. 25 procent.
O czym świadczą te wszystkie procenty? Po pierwsze - że prowadzone polityki klimatyczne przynoszą częściowo efekty, a ograniczenie emisji gazów cieplarnianych bez pogarszania jakości życia jest jak najbardziej możliwe. Po drugie - że polityki te, o czym wspomnieliśmy na początku, pomijają sedno problemu: poziom bogactwa.
Styl życia nie jest najważniejszy
Autorem badania jest Dr Lucas Chancel. To naukowiec związany z Paris School of Economics i jeden z szefów World Inequality Lab, które zajmuje się nierównościami na świecie.
Chancel w swym opracowaniu przyjrzał się m.in. emisjom pochodzącym z zakupu towarów i usług. Czyli generalnie temu, jaki styl życia prowadzą ludzie w różnych częściach świata. Drugim elementem analizy były wydatki rządowe, takie jak inwestycje w budowę dróg czy obronność. Przyczyna jest prosta: płacąc podatki każdy z nas, chcąc czy nie, wspiera finansowo politykę swego państwa. Trzeci - i jak się okazało najważniejszy - element układanki to coś, co wiele podobnych badań pomija. Czyli inwestycje. "Ludzie, którzy myślą o śladach węglowych tylko z punktu widzenia konsumpcji, nie mają pełnego obrazu" - tłumaczy Chancel.
Jego podejście wydaje się być logiczne. Nie chodzi przecież tylko o to, czy milioner lata samolotem co kilka dni. Chodzi też o to, jakie inwestycje swoimi milionami wspiera. A w kontekście kryzysu klimatycznego - czy są to projekty nastawione na ograniczanie emisji gazów cieplarnianych, czy też na ich zwiększanie.
I tak dla najbogatszego procenta ludzi na Ziemi emisje związane z inwestycjami stanowią ponad 70 procent ich indywidualnego śladu węglowego. Dla najbogatszych 10 procent jest to zaś prawie 50 procent udziału. W obu przypadkach to o kilkanaście procent więcej niż w roku 1990. Jednocześnie najbiedniejsza połowa społeczeństwa odnotowała spadek emisji związanych z inwestycjami (z niecałych 10 do ok. 7 procent), a będące w środku 40 procent utrzymało przez 30 lat podobny poziom wynoszący ok. 20 procent.
To również świadczy o rosnących nierównościach: bogatsi stają się coraz bogatsi i mogą inwestować znacznie więcej niż kiedyś, podczas gdy biedniejsza część społeczeństwa "musi sobie jakoś radzić", tak samo jak "musiała sobie jakoś radzić" dekady temu.
"Nierówności ekonomiczne w poszczególnych krajach nadal napędzają dynamikę, którą obserwujemy pod względem emisji" - podkreśla Chancel. Według niego zrozumienie tych nierówności jest też kluczem do zrozumienia tego, jak rozwiązać kryzys klimatyczny.
Niedawno nierównościom w emisjach przyjrzała się też organizacja charytatywna Oxfam, która również wzięła pod lupę inwestycje miliarderów. Wnioski? Zaledwie 125 najbogatszych miliarderów odpowiada za blisko 400 milionów ton emisji CO₂ rocznie. To o prawie jedną trzecią więcej od rocznych emisji Polski.
Inwestycje wspomnianych miliarderów wytwarzają średnio 3 mln ton CO₂ rocznie. Osoba znajdująca się poza 10 procentami najlepiej zarabiających (czyli otrzymująca rocznie poniżej 173 tys. euro) emituje średnio 2,8 tony. Można więc przyjąć, że na każdego miliardera przypada ponad milion "zwykłych" ludzi. Ośmiu takich miliarderów wystarczy zaś, by osiągnąć poziom emisji z całego sektora polskiego przemysłu, a dziesięciu - z całego polskiego rolnictwa.
Co więcej, rzeczywista ilość emisji wytwarzanych przez najbogatszych na świecie może być znacznie wyższa. Emisje dwutlenku węgla publikowane przez firmy są bowiem zazwyczaj znacznie niedoszacowane.
Opodatkować superbogatych?
Oxfam proponuje więc opodatkowanie superbogatych tak, by zniechęcić ich do inwestowania w biznes dewastujący klimat. Podobne rozwiązanie proponuje Chancel. Według niego nic nie stoi też na przeszkodzie, by część pozyskanych w ten sposób pieniędzy przeznaczyć na wsparcie finansowe dla biedniejszej części społeczeństwa - podobne rozwiązanie wprowadzono skutecznie m.in. w kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska.
"Polityka klimatyczna w ciągu ostatnich dziesięcioleci często była ukierunkowana w nieproporcjonalny sposób na grupy o niskich dochodach i niskich emisjach, pozostawiając osoby odpowiadające za wysokie emisje stosunkowo nietkniętymi" - ocenia Chancel.
W ocenie wpływu najbogatszych ludzi na klimat nie można jednak zapominać o wzorcach w społeczeństwie. Lub pisząc inaczej: o tym, do czego dąży wielu ludzi, którzy miliarderami nie są. "Bogaci ludzie nadają ton konsumpcji, do której wszyscy aspirują. Przynosi to toksyczne efekt" - mówi w BBC Halina Szejnwald Brown, emerytowana profesor nauk o środowisku i polityce na Clark University w USA.
Autor: Szymon Bujalski, Ziemia na Rozdrożu