Polska mogła wygrać kampanię wrześniową 1939 roku? Plan, który popsuli sowieci
17 września 1939 roku wojna obronna wciąż nie była przegrana. Władze znajdowały się nadal na terytorium Polski, setki tysięcy żołnierzy brały udział w walkach, a Warszawa nieustannie się broniła. Czy gdyby sowieci nie weszli, wynik konfliktu byłby inny?
Gdyby Berlin nie otrzymał wsparcia od Moskwy we wrześniu 1939 roku, dalszy przebieg wojny obronnej mógłby być inny.
Ostatni bastion? Perspektywa walk na Kresach
Stan sieci komunikacyjnej na wschodzie Rzeczpospolitej był bardzo zły, co nie sprzyjałoby szybkim postępom oddziałów niemieckich, zmuszonych do pościgu za Wojskiem Polskim.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: 45 tysięcy wagonów z łupem. Tak Niemcy w 1944 r. ograbili Warszawę
Należy pamiętać, że Wehrmacht – wbrew powszechnym mitom – był w dużym stopniu uzależniony od transportu konnego, a główne jego siły przemieszczały się pieszo. Z kolei niemieckie dywizje pancerne też nie mogły wysunąć się zbytnio do przodu, gdyż zależne były od regularnych dostaw paliwa i amunicji.
Obrona przed Niemcami na mokradłach Polesia
Atutem Wojska Polskiego koncentrującego się na wschodzie mogły być mokradła Polesia: ogromny zalesiony teren, poprzecinany rzekami i strumieniami o błotnistych rozlewiskach, gdzie zamiast bitych dróg dominowały piaszczyste trakty.
Był to obszar niemal niedostępny dla jednostek zmechanizowanych, dogodny do obrony i organizowania zasadzek na nieprzyjaciela. Tutaj swoje zalety mogła wykazać polska kawaleria. Ponadto na tzw. Pińskim Morzu operowały okręty Flotylli Rzecznej.
Można było, prowadząc działania w formie partyzanckiej, związać tam oddziały niemieckie, oczekując na jesienną pogodę oraz ofensywę naszych niemrawych sojuszników. Przy kiepskiej infrastrukturze komunikacyjnej i dużo gorszej aurze przewaga techniczna Wehrmachtu byłaby znacznie zredukowana.
"Nacisku nieprzyjaciela na ten rejon nie było"
Trudności napastnika były tym bardziej prawdopodobne, że - jak wspominał szef sztabu Naczelnego Wodza generał Wacław Stachiewicz - w przeddzień sowieckiej inwazji niemieckie uderzenie wytracało swój impet: "Nacisku nieprzyjaciela na ten rejon (Przedmoście Rumuńskie) nie było, a w ogóle dało się odczuć na całym wschodnim brzegu Wisły i Sanu zahamowanie nacisku i rozpędu wojsk pancernych nieprzyjaciela".
Ponadto na tyłach wciąż broniły się izolowane punkty polskiego oporu: Warszawa, Modlin i Hel. Nie była to dla Niemców komfortowa sytuacja. W pewnym okresie walk sama tylko Warszawa wiązała około 1/3 niemieckich sił użytych na froncie.
400 tys. polskich żołnierzy
Kontynuowanie walk pozwoliłoby zdobyć czas niezbędny do przegrupowania reszty jednostek polskich, a także uzupełnienia ich stanów o rezerwistów, których nie bez przyczyny wezwano, aby z centrum kraju ruszyli na wschód.
Na Kresach znajdowało się jeszcze około 395-425 tys. żołnierzy, którzy nie byli zaangażowani w walkę przeciwko agresorowi. Przedłużenie kampanii przyniosłoby z pewnością Polsce większe straty, ale i w większym stopniu wyczerpałoby Niemców.
Gdy jednak weszli sowieci, wszystkie polskie rachuby na przedłużenie oporu i doczekanie wsparcia Francji wzięły w łeb.
Powyższy tekst powstał na potrzeby książki "Chwile przełomu" (Bellona 2021). To wspólna praca autorstwa publicystów portalu WielkaHISTORIA.pl, ukazująca kluczowe punkty zwrotne w dziejach Polski.