"Hańba na honorze Drugiej Rzeczypospolite". Czym była Bereza Kartuska?
Bez sądu, bez prawa do odwołania, bez wyroku. Wrogowie polityczni byli sadystycznie bici, maltretowani, zmuszani do pracy ponad siły. A wszystko to w miejscu, które nawet politycy Sanacji określali mianem polskiego "obozu koncentracyjnego".
Bereza Kartuska to niewielkie miasteczko w województwie poleskim, położone około stu kilometrów na północny wschód od Brześcia (obecnie miasto Biaroza w obwodzie brzeskim na Białorusi).
Swą nazwę zawdzięczało klasztorowi Kartuzów, który został ufundowany przez Sapiehów w połowie XVII wieku. Jednakże swoistego rozgłosu miejscowość ta nabrała za sprawą ulokowania tutaj w 1934 roku tak zwanego Miejsca Odosobnienia, potocznie nazywanego obozem odosobnienia, czy nawet obozem koncentracyjnym.
Czerezwyczajka na rok
Władze polskie podjęły taki krok po zamachu na życie ministra spraw wewnętrznych, Bronisława Pierackiego, do jakiego doszło w Warszawie 15 czerwca 1934 roku. Chociaż zamachowiec zbiegł przed pościgiem, to śledczy zdołali szybko ustalić, że był on członkiem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów.
Jednakże w pierwszym momencie przypadek skierował podejrzenia w stronę Obozu Narodowo-Radykalnego, który został krótko wcześniej utworzony przez radykalny odłam Narodowej Demokracji. W odczuciu sanacyjnej elity hipoteza ta nosiła o tyle cechy prawdopodobieństwa, iż piłsudczycy nosili w sobie żywą pamięć o morderstwie prezydenta Gabriela Narutowicza, dokonanego 12 lat wcześniej przez nacjonalistycznego fanatyka.
Gdy więc godzinę po zamachu na Pierackiego premier Leon Kozłowski zgłosił się do Belwederu z propozycją utworzenia "obozów izolacyjnych", silnie wzburzony Piłsudski przyzwolił na to, zastrzegając: "ja się na tę czerezwyczajkę na rok zgodziłem".
Sąd bez wnikania w meritum sprawy
Już 17 czerwca 1934 roku w "Dziennik Ustaw" ukazało się przygotowane przez rząd rozporządzenie Prezydenta, zgodnie z którym "osoby, których działalność lub postępowanie daje podstawy do przypuszczenia, że grozi z ich strony naruszenie bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego, mogą ulec przetrzymaniu lub przymusowemu umieszczeniu w miejscach odosobnienia, nie przeznaczonych dla osób skazanych lub aresztowanych z powodu przestępstwa".
W rozporządzeniu użyto liczby mnogiej, w praktyce utworzono tylko jedno takie "miejsce", ulokowane na terenie dawnych koszar wojskowych w Berezie Kartuskiej. Bezpośredni nadzór na obozem objął wojewoda poleski, Wacław Kostek-Biernacki, cztery lata wcześniej komendant twierdzy w Brześciu, gdzie doszło do brutalnego traktowania osadzonych tam bezprawnie przywódców antyrządowej opozycji.
Wedle przyjętej procedury, zbieraniem materiału obciążających zajmowała się policja na wniosek urzędników województwa lub starostwa, decyzję o umieszczeniu w obozie podejmował wojewoda, przy czym postanowienie to podlegało zatwierdzeniu przezgo śledczego, wyznaczonego przez Kolegium Administracyjne Sądu Okręgu w Pińsku (na obszarze jego działania znajdował się obóz w Berezie). Sędziowie sprawdzali wniosek jedynie od strony formalnej (czy został prawidłowo sformułowany), bez wnikania w meritum sprawy.
Trzy tysiące osadzonych
Wbrew stanowisku Piłsudskiego obóz w Berezie przetrwał do 1939 roku. Łączny rejestr osadzonych objął 3091 osób, licząc i tych, którzy przebywali w nim więcej niż jeden raz.
Dominowali wśród nich podejrzewani o wrogą wobec państwa działalność polityczną (w latach 1934-1939: 63%), z czego najliczniejszą grupą byli komuniści (55%), pozostali zaś to nacjonaliści ukraińscy (4 %) i polscy narodowcy (2 %).
Od 1936 roku zaczęli przybywać do Berezy domniemani przestępcy kryminalni (łącznie w historii istnienia obozu 35%), zaś w następnych miesiącach także tak zwani spekulanci (2%). Pod względem etnicznym przodowali Polacy (43%), wyprzedzając Żydów (33%), Ukraińców (17%), Białorusinów (6%) i Niemców (1%). Statystyczny więzień obozu liczył 31-32 lata.
Jako pierwsi zostali osadzeni w Berezie członkowie zdelegalizowanego ONR, m.in. Henryk Rossman, Bolesław Piasecki i Jan Jodzewicz. Spośród znanych polityków ukraińskich w obozie przebywali m.in. Taras Boroweć, Dmytro Doncow i Roman Szuchewycz, a z innych środowisk komunistyczny poeta Leon Pasternak i działacz socjalistyczny Lucjan Motyka.
Najsłynniejszym więźniem Berezy był wybitny publicysta wileński, Stanisław Cat-Mackiewicz, osadzony tam w 1939 roku decyzją premiera Felicjana Sławoja Składkowskiego za krytykę polityki Józefa Becka (spędził w Berezie 17 dni).
Wbrew prawu, wbrew ludzkiej godności
Obóz w Berezie Kartuskiej położył się hańbą na honorze Drugiej Rzeczypospolitej. Osadzanie w nim więźniów na drodze decyzji administracyjnej pozostawało w sprzeczności z zasadami konstytucji, która chroniła wolności osobistej obywateli, powiadając, że "nikt nie może być zatrzymany bez nakazu sądu dłużej niż 48 godzin".
Stworzony w Berezie system był brutalny i upokarzający dla ludzkiej godności. Ściśle odizolowani od świata zewnętrznego, zmuszani do pracy fizycznej traktowanej jako kara, osadzeni spotykali się z pogardliwym traktowaniem, sadystycznym biciem, odmową opieki duszpasterskiej i innymi szykanami w rodzaju przerywaniu snu metodą pobudek i nocnych rewizji czy utrudniania dostępu do ubikacji.
Takie warunki bytowania, połączone z marnym wyżywieniem i niskim stanem higienicznym pomieszczeń, powodowały choroby i stany depresji (odnotowano jeden przypadek samobójstwa).
Duch czasów
Niezależnie od nastrojów chwili, utworzenie obozu w Berezie odzwierciedlało ducha tamtych czasów, w tym zwłaszcza postępującą brutalizację życia publicznego w całej Europie i poza nią. W wielu krajach widoczna była tendencja podnoszenia do rangi najwyższej cnoty omnipotencji instytucji państwa.
Biurokracja państwowa porzucała postawę służebności, nabierając przekonania, że to ona stanowi uosobienie dobra zbiorowego. Nie zawsze radząc sobie z problemami, biurokracja ta chętnie sięgała po metody nadzwyczajne, które miały przynieść wzrost skuteczności działania. Tak było właśnie w przypadku Berezy – do obozu tego kierowano przecież osoby, którym nie potrafiono udowodnić winy na drodze prawnej.
Istotną okolicznością było też w Polsce zaostrzenie się sporów politycznych oraz narodowościowych, co potęgowało poczucie zagrożenia państwa. Jeśli jednak nawet do Berezy po części trafiali autentyczni wrogowie Rzeczpospolitej, nie usprawiedliwiało to zastosowanej przez rząd metody.
Polska droga do faszyzmu?
Dla przeciwników sanacji obóz w Berezie służył jako dowód faszyzacji systemu. Takim argumentem posługiwały się nagminnie środowiska lewicowe, a najgłośniej komuniści, stosując określenie "obóz koncentracyjny".
Wykładnia ta stała się obowiązującą przez część okresu PRL, przy czym propaganda reżimowa tworzyła wrażenie podobieństwa Berezy do obozów funkcjonujących w III Rzeszy, przemilczając natomiast istnienie systemu łagrów w Związku Sowieckim.
Doświadczenia zbrodni nazistowskich i komunistycznych nie powinny służyć relatywizacji zła Berezy. Każą natomiast spoglądać na tamte czasy oczyma obserwatora, który potrafi wyważyć sprawiedliwie wzloty i upadki minionych pokoleń.
Zainteresował Cię ten tekst? Na portalu TwojaHistoria.pl przeczytasz również o tym czy przed śmiercią Józef Piłsudski postradał zmysły.
Andrzej Chojnowski - Historyk, profesor doktor habilitowany, wieloletni wykładowca Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Członek Kolegium (2007–2010) oraz Rady Instytutu Pamięci Narodowej (2011–2016). W swoich badaniach skupia się na dziejach II Rzeczpospolitej, ze szczególnym uwzględnieniem problemów etnicznych oraz historii obozu piłsudczykowskiego.
Tekst ukazał się pierwotnie w ramach monumentalnej pracy, porządkującej najważniejsze ze zjawisk i idei funkcjonujących w polskiej pamięci historycznej: "Węzły pamięci niepodległej Polski". Kliknij i kup z rabatem w księgarni wydawcy.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej, w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów oraz rozwinięcia skrótów.