To nie koniec, a dopiero początek. Izrael wysyła 70 tys. żołnierzy do bitwy o Gazę
Odgłosy potężnych eksplozji wstrząsają ruinami miasta Gaza, a w tumanach pyłu pojawiają się sylwetki izraelskich czołgów. To operacja "Rydwany Gedeona II", do której Izrael rzucił aż 70 tys. żołnierzy - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Rydelek z Pulsu Lewantu.
Oficjalnie celem jest zniszczenie "ostatniego bastionu" Hamasu i uwolnienie zakładników. W rzeczywistości jednak jesteśmy świadkami przełomu w izraelskiej strategii - porzucenia dotychczasowej polityki nalotów i ograniczonych rajdów na rzecz celu ostatecznego: pełnej i długoterminowej okupacji Strefy Gazy.
To radykalna zmiana, która ma na zawsze rozwiązać "problem Strefy Gazy" poprzez fizyczne przejęcie nad nią kontroli. Ta nowa, bezkompromisowa doktryna budzi jednak poważne wątpliwości - nawet w samym Izraelu.
Emerytowani wojskowi zwracają uwagę, że samo zajęcie zgliszcz miasta to dopiero początek otwartego, wieloletniego konfliktu. Jeśli Siły Obronne Izraela (IDF) stawiają na pełną okupację, to po Gazie będą musiały opanować kolejne sektory, w tym centralne obozy dla uchodźców. To oznacza jeszcze więcej ofiar cywilnych, potrzebę zaangażowania jeszcze większych sił izraelskiej armii i idealne warunki do działań partyzantki Hamasu.
Izrael zachowuje się jak naziści? Ekspert o ludobójstwie w Palestynie
Pancerny pierścień
Skala sił, które Izrael rzucił do bitwy o miasto Gaza, jest bezprecedensowa. Na froncie operuje około 70 tys. żołnierzy, a trzon sił uderzeniowych stanowią elementy aż pięciu dywizji IDF. Są to jednostki, które w ciągu ostatnich 23 miesięcy walk były szczególnie intensywnie wykorzystywane przez naczelne dowództwo IDF.
Do zajęcia miasta rzucono dwie dywizje pancerne i jedną dywizję spadochronową. Operację osłaniają dwie dywizje piechoty, które zabezpieczają tyły głównej siły uderzeniowej.
Cała operacja jest ponadto intensywnie wspierana przez izraelskie lotnictwo, które tylko w tygodniu poprzedzającym ofensywę zniszczyło ponad 850 celów.
Przeciwnik, z którym mierzą się Izraelczycy, już dawno przestał przypominać armię. Po dwóch latach wojny, w której zginęła większość pierwotnego dowództwa Hamasu, w tym Jahja Sinwar i Mohammed Deif, organizacja przeszła głęboką transformację. Z scentralizowanej siły militarnej przekształciła się w zdecentralizowaną sieć autonomicznych komórek partyzanckich. Ich działania opierają się na zasadzkach, improwizowanych ładunkach wybuchowych (IED), często konstruowanych z niewybuchów izraelskich bomb, oraz na wciąż funkcjonalnej sieci tuneli.
Mimo że Izrael twierdzi, iż zabił ponad 20 tys. bojowników, bardziej szczegółowe analizy wskazują na liczbę bliższą 10 tys., a organizacja wciąż zachowuje zdolność do rekrutacji, potencjalnie utrzymując blisko połowę swojego przedwojennego stanu osobowego.
W ten sposób izraelska armia stanęła w obliczu strategicznego paradoksu. Każdy taktyczny sukces - likwidacja kolejnego dowódcy Hamasu, zniszczenie kolejnego składu broni - nie przybliżają Izraela do ostatecznego zwycięstwa. Niszcząc scentralizowaną strukturę Hamasu, Izrael stworzył wroga znacznie bardziej odpornego i nieuchwytnego - hydrę, której odrastają kolejne głowy w postaci małych, niezależnych oddziałów partyzanckich.
Izraelski gabinet bezpieczeństwa uznał, że w związku z tym zachodzi potrzeba zmiany strategii i na początku sierpnia zatwierdził plan całkowitej okupacji Strefy Gazy, co ma umożliwić likwidację wszystkich nadal istniejących komórek Hamasu.
Zburzyć miasto
Nowa strategia oznacza nowe, brutalne metody. Naczelną zasadą operacji "Rydwany Gedeona II" jest doktryna maksymalnej ochrony własnych żołnierzy, nawet za cenę całkowitego zniszczenia infrastruktury cywilnej i ogromnych ofiar po stronie palestyńskiej. Kluczowym narzędziem tej taktyki stały się stare, wycofane ze służby transportery opancerzone M-113, które izraelska armia zamieniła w potężne, zdalnie sterowane bomby.
Każdy taki pojazd-kamikaze jest wyładowany materiałami wybuchowymi i wprowadzany w głąb miejskiej zabudowy - w rejony, gdzie spodziewany jest opór lub gdzie znajdują się wejścia do tuneli. Jego detonacja wywołuje eksplozję o potężnej sile, która dosłownie równa z ziemią budynki w promieniu setek metrów. Dopiero wtedy do akcji wkracza izraelska piechota.
Według doniesień z Gazy Izraelczycy użyli tej metody już ponad 120 razy. IDF twierdzi, że takie działania pozwalają chronić izraelskich żołnierzy. Organizacje humanitarne zwracają jednak uwagę, że taktyka prowadzi do metodycznego burzenia całych kwartałów miast, stawiając pod znakiem zapytania dalszy los tysięcy palestyńskich cywili.
Ruina Strefy Gazy to natomiast argument dla radykalnych koalicjantów premiera Benjamina Netanjahu, którzy proponują wysiedlenie Palestyńczyków ze Strefy Gazy do sąsiednich krajów arabskich, a następnie aneksję Strefy Gazy i odbudowanie jej dla żydowskich osadników.
To nie koniec, to początek
Mimo że Izrael przedstawia operację "Rydwany Gedeona II" jako rozprawę z "ostatnim bastionem" Hamasu, to "pacyfikacja" miasta Gaza nie jest wcale końcem walk, a jedynie pierwszym aktem nowej, jeszcze bardziej krwawej strategii. Izraelskie dowództwo już teraz przygotowuje się do "następnego rozdziału" - uderzenia na centralne i południowe rejony Strefy, które stały się schronieniem dla setek tysięcy uchodźców uciekających z północy.
Potwierdził to nieoficjalnie Yaakov Amidror, emerytowany generał i były doradca Benjamina Netanjahu ds. bezpieczeństwa narodowego. W rozmowie z mediami stwierdził, że zajęcie miasta Gaza będzie jego zdaniem trwać trzy miesiące, a następnie przez kolejne sześć miesięcy IDF będzie zajęte likwidacją pozostałych komórek Hamasu. Potem Izrael ruszy do kolejnej operacji, której celem będzie zajęcie tzw. obozów centralnych.
Mowa o gęsto zabudowanych obozach dla uchodźców Nuseirat i Bureij, które już teraz pękają w szwach od ludzi przesiedlonych z innych części Strefy. Według Amidrora dopiero "pacyfikacja" tych rejonów pozwoli na pełną kontrolę nad Strefą Gazy.
Jego słowa znajdują potwierdzenie w niepokojących sygnałach płynących od międzynarodowych organizacji pomocowych.
Jak donosi brytyjski "The Guardian", przedstawiciele IDF mieli ostrzegać pracowników humanitarnych, by nie inwestowali znaczących zasobów w tworzenie nowej infrastruktury w rejonie centralnych obozów, sygnalizując, że wkrótce na terenach tych będzie operować izraelska armia.
Plan Izraela staje się więc przerażająco jasny. Zniszczenie miasta Gaza nie ma na celu ostatecznego pokonania Hamasu, lecz fizyczne przełamanie oporu i przygotowanie gruntu pod "pacyfikację" kolejnych sektorów. To strategia pełzającej okupacji, która z każdą kolejną fazą będzie generować kolejną falę uchodźców i kolejny krąg nienawiści.
Izrael, dążąc do absolutnego bezpieczeństwa, ryzykuje stworzenie u swoich granic permanentnej strefy wojny partyzanckiej. W tej wojnie taktyczne zwycięstwa mogą nigdy nie przełożyć się na strategiczny sukces, a definicja "końca konfliktu" staje się coraz bardziej odległa i mglista.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz Rydelek, Puls Lewantu