"Banda kretynów włada Polską...". Relacja ze stanu wojennego
Przedstawiamy zapis atmosfery pierwszych tygodni stanu wojennego w Poznaniu.
12.12.2022 | aktual.: 12.12.2022 17:05
20 grudnia 1981
[…] Na placu Wolności przed Biblioteką Raczyńskich stoi kolejka na ponad dwieście osób, bo "mają być choinki". Na Poczcie Głównej czynne jedno okienko. Można wysłać listy za granicę. Wysyłam więc życzenia świąteczne do Berlina. Za mną stoi człowiek, który chce wysłać list do Australii, ale ze względu na wstrzymanie lotów w tamtym kierunku panienka z okienka znaczka mu nie sprzedała. […]
Na ulicy 27 Grudnia widzę masę zerwanych obwieszczeń o stanie wojennym. Ludzie jakby celowo wdeptują je w błoto i śnieg. Pozostałe resztki na słupach i ścianach szarpie wiatr. W kiosku na narożniku ulicy Lampego i Armii Czerwonej absolutnie żadnej gazety poza "Prawdą". Budynek Komitetu Wojewódzkiego partii pilnowany jest przez milicję. […]
23 grudnia 1981
Nie wyczuwa się atmosfery przedświątecznej. Szarość. W sklepach rzeźnickich pokazało się trochę mięsa i wędlin. Najgorsza sytuacja jest z… papierem toaletowym. Brak już od kilku lat, ale teraz to wprost katastrofa. Na przykład w sklepie papierniczym przy Armii Czerwonej spotykam kolejkę po papier toaletowy. Czterysta, a może pięćset osób stoi cierpliwie z nadzieją, że otrzyma te cztery rolki, które ktoś tam przydzielił jako zaopatrzenie na święta. To nic, że zimno. Naród wytrenowany przez komunę w kolejkowym staniu. […]
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wstąpiłem do kościoła św. Marcina. Wczoraj "Głos Ameryki" podał w języku polskim, że ludzie chowają się po kościołach. Bzdura, zresztą nie pierwsza i nie ostatnia. W kościele tylko jedna osoba. W Poznaniu w żadnych okolicznościach stanu wojennego ludzie nigdy się nie chowali w kościołach. […]
29 grudnia 1981
[…] Na mieście ruch znaczny. Ma on jednak charakter "żerowiskowy". Mianowicie ludzie biegają od sklepu do sklepu, by coś kupić. Jeżeli się coś w sklepie pokaże, natychmiast ustawia się kolejka. Na przykład na deptaku ulicy Dzierżyńskiego obok Peweksu do sklepu spożywczego przywieziono olej jadalny. Błyskawicznie powstała kolejka ponad dwustu osób i stale rosła, chociaż ludzie stojąc, nie wiedzieli jeszcze po co. Ale stawać trzeba, byle być bliżej sklepu, a dopiero później pytać, co dają. […]
Od dzisiaj władze zniosły obowiązek uzyskiwania pozwoleń na wyjazdy na terenie województwa, a wystarczy tylko zameldowanie. Przykładowo: jeżeli ktoś chciał odwiedzić znajomych w sąsiedniej wiosce, lecz w innej gminie, to mógł (musiał) się tylko w tej odwiedzanej gminie zameldować. Takich numerów to nawet malarz [Hitler] nie zastosował. Nie wpadł na to, co nasi po czterdziestu latach. […]
30 grudnia 1981
[…] Na wiosnę zamówiłem indyka w Rąbczynie, województwo pilskie. Ptak miał być zjedzony na święta, ale stan wojenny przedłużył jego egzystencję. Zaryzykowałem wyjazd po kuraka bez zezwolenia. Na szczęście bilety sprzedawano bez konieczności okazywania zezwoleń, co uważam za lukę w prawie wojennym. […]
Indyka i dwa kilogramy jajek opłaciłem rajstopami i słodyczami. Ze względu na godzinę milicyjną musiałem nocować.
31 grudnia 1981
[…] Noc noworoczną spędziłem w towarzystwie pięciu osób. Owszem, było co jeść, był szampan, tylko nie było… sylwestra. O godzinie 0.00 cisza, ani syren, ani strzałów, ani krzyków i okrzyków radości, żadnych ogni, żadnych fajerwerków. Sylwester jak na bezludziu. Program telewizyjny nędzny, telefony zablokowane, więc żadnych życzeń ani się nie przekazuje, ani nie otrzymuje. "Głos Ameryki" nadał jakieś stare przemówienie Wałęsy. Po północy zjawił się znajomy taksówkarz, który jeździł na Ostrołękę. Opowiadał, że po mieście kręci się bardzo dużo wojska i milicji. Uzbrojeni są w pistolety maszynowe noszone na brzuchu, gotowe do użycia.
5 stycznia 1982
[…] Od żołnierzy za wódkę lub papierosy można otrzymać konserwy, mąkę, kaszę, słoninę itp. Osobiście "zahandlowałem" wymiennie: za wódkę otrzymałem wędzony boczek. […]
Wieści z zagranicy niewesołe. Nikt nie wie, jak długo będzie trwał stan wojenny. Mówi się o wiośnie – marzec, kwiecień, inni twierdzą, że potrwa to do roku, a jeszcze inni, że lat kilka. Najbardziej dokucza brak łączności ze światem i znajomymi. […]
13 stycznia 1982
[…] W sklepach prawie wszystko na kartki. Nawet zwykłe krówki. Przy towarach dolepione są karteczki z napisem: "Na kartki". Ponieważ przy krówkach takowej nie było, więc włożyłem do koszyka dziesięciodekową paczuszkę owych cukierków. Przy kasie zrobiono mi grandę, że bez kartki zabieram towar. […] Sklep papierniczy na tejże samej ulicy [Paderewskiego]. Są tylko notesiki – powtarzam: tylko notesiki i "dają" po jednym. Jakaś kobieta prosi mnie, bym wziął dla niej notesik, bo ma dwójkę dzieci. […]
21 stycznia 1982
[…] Na twarzach ludzi czyta się rezygnację, poddanie, brak wiary w przyszłość. O, człowieku z ulicy, o, człowieku z kolejki! Jak może wyglądać człowiek stojący dwie, trzy albo i cztery godziny na mrozie za dżemem lub papierem toaletowym. Jak może wyglądać miasto, gdy jedna czwarta jego populacji stoi w kolejkach – po wszystko. […]
Zobacz także
28 stycznia 1982
[…] Na ulicy Kantaka obserwowałem inny "kwiatek" z rodzaju handel w komunie. Do sklepu futrzarskiego dowieziono jakieś kożuchowe buty w cenie 2300 złotych. Ponieważ nie kolejka, a tłum szturmował sklep, wezwano posiłek ZOMO w sile pięciu ludzi. Dwóch zajęło pozycje w sklepie, a trzech na zewnątrz. Dla osłony szyb wystawowych spuszczono stalowe żaluzje. A że były one wspólne dla okna wystawowego i drzwi, więc wejście do sklepu było osłonięte od ściany do parapetu okna. Tak więc dla wejścia do sklepu pozostała dziura od progu do wysokości parapetu. Teraz trzech zomowców dziurą tą wpuszczało i wypuszczało kupujących. Ludzie wchodzili pochyleni, jak psy do budy. Tak upodlić naród i tak go rzucić na kolana, to więcej niż zbrodnia. A swoją drogą, dla kupienia jakichś tam łapci wyzbyć się dumy i godności człowieka w warunkach przecież nie obozu koncentracyjnego, to też trzeba mieć szmaciany charakter. W tym momencie pogardziłem nie zomowcami, a tymi, co jak psy włazili do sklepu. […]
11 lutego 1982
[…] Zjawisko "błyskawicznych" kolejek nie ustępuje. […] Najgorzej mają matki z małymi dziećmi w wózeczkach. Niby mają pierwszeństwo, ale ponieważ przywilej ten jest powszechnie nadużywany, kobiety z dziećmi i ciężarne są ogólnie potępiane. Na szczęście nie są bite. Kończy się zazwyczaj na głośnych uwagach w rodzaju: "Te cholery szczypią dzieci, by płakały, to łatwiej wejść do sklepu". Niesamowite, ale słyszałem od matki dziecka, że tak się robi. […]
12 lutego 1982
[…] Sklep z tapetami na Żydowskiej. Cała ulica Żydowska i część Wielkiej to wszystko ludzie potrzebujący tapety. Jakiś tapeciany amok. Zapytałem taką jedną na końcu kolejki – tłumu, czy jest ostatnia. I tu, o dziwo, nie odpowiedziała mi, że są gorsze. A przeciwnie – obdarzyła mnie sympatią, zachęcając do stania: "Niech pan stanie, bo mają sześć tysięcy". Ponieważ arytmetykę mam nieźle opanowaną, policzyłem: każdy wychodzi z dwudziestoma i więcej rurkami, więc 6 tysięcy wystarczy dla 300 klientów, a byłem gdzieś pomiędzy ósmą a dziewiątą setką i nie potrzebowałem tapety. Zrezygnowałem.
Kolejki kolejkami – stały się one zjawiskiem tak powszechnym, że trudno sobie wyobrazić, że może ich nie być. […] W Poznaniu, tak społeczeństwo, jak i władze, oprócz kolejek mają… Pomnik [Poznańskiego Czerwca]. Władza nie może tego sobie darować, że dopuściła do jego powstania, a społeczeństwo jest dumne, że wykorzystało odpowiedni moment właściwie. Cały Poznań wyraża swój protest przed Pomnikiem, więc ten jest strzeżony. Z psychologicznego punktu widzenia szczyt głupoty. No ale władze komunistyczne w robieniu idiotyzmów mają duże doświadczenie. […]
3 marca 1982
[…] Do południa odebrałem kartki żywnościowe. Jak się takie kartki odbierało? Listę osób uprawnionych do korzystania z kartek robił urząd gminy. Tenże urząd wyznaczył dni, w których kartki należało odebrać. Przyjście po terminie mogło spowodować nieotrzymanie kartki, choć to mnie nie spotkało, ale pan urzędnik zawsze mnie sztorcował (a był wyjątkowo wredny burek). Przed tym jeszcze trzeba było przedłożyć tak zwaną wkładkę, na której pan urzędnik odnotował wydanie kartki, a delikwent podpisywał na liście, że kartkę odebrał. Bez dowodu osobistego wkładka nie wystarczyła. Oczywiście władza była sprawiedliwa, więc kartki były nie tylko na poszczególne artykuły. Były zróżnicowane na ciężko pracujących, średnio pracujących, na dzieci, na młodzież i czort wie na kogo. Wyznawały się w tym tylko niektóre kobiety. Ja zwykle pytałem w sklepie: "Co na to mogę dostać?". I nie podejrzewam, by któraś z ekspedientek dała mi mniej towaru, niż przewidywała urzędowa norma. […]
21 marca 1982
[…] Spotkałem otwarty kiosk i kupiłem "Dziennik Ludowy". W gazecie nic szczególnego. Te wszystkie tytuły wydają mi się głupie. Przykład: "Jak OKON doprowadził do polepszenia jakości kiełbasy". Może być coś głupszego? Obywatelski Komitet Ocalenia Narodowego pilnuje jakości kiełbasy. Przecież tu występują objawy konieczności interwencji psychiatrycznej. Drugi przykład: "Przed wyjściem w pole. Obrady sztabu – Wiosna 82". Aż chce się wołać na głos: Chryste! Banda kretynów włada Polską. Sztaby obradują, a tu potrzebne jest ziarno, nawozy, olej napędowy, a przede wszystkim zmiana systemu. […]
23 marca 1982
[…] Na placu Młodej Gwardii widziałem "usprawnienie" handlowe. Na zewnątrz sklepu wywieszono kartkę, co jest w sklepie. Karteczka była mała – stosownie do asortymentu. Jak jakiś towar się skończył, to go skreślono z karteczki. […]
1 kwietnia 1982
Ciepło, pięknie, wiosna. Mieszczuchy pracują na działkach i w ogródkach przydomowych. Milicji nie widać. Jedynie przy Pomniku stoi dwóch zomowców i cywil. Ale jest zmiana. Nie mają ani pałek, ani broni automatycznej. Uzbrojeni są w broń osobistą (małe pistolety w kaburach) i krótkofalówkę. Tak pilnowanie, jak i "opozycyjne" składanie kwiatów spowszedniało, jakby się obydwie strony zmęczyły.
Ze względu na zbliżające się święta wielkanocne kolejki się wydłużyły. Ale władza przydzieliła dodatkowe 0,5 litra wódki. Tak więc pod święcone jajko każdy dorosły Polak mógł się schlać bez uszczerbku na inne okazje.
Fragment dziennika Zbigniewa Maurycego Kowalskiego pochodzi z książki "Dni pogrudniowe. Dzienniki stanu wojennego" wydanej właśnie przez Ośrodek KARTA.
Książka dostępna tu: https://ksiegarnia.karta.org.pl/produkt/dni-pogrudniowe/
A w najnowszej Karcie nr 113 - szczególny dwugłos czasu opresji - Janiny Bieleckiej i Jana Krzysztofa Bieleckiego – matki i syna – fragmenty dziennika sprzed 30 lat ze zbiorów Ośrodka KARTA uzupełnione współcześnie nagraną relacją.
https://ksiegarnia.karta.org.pl/produkt/113-2022/
Autor: Zbigniew Maurycy Kowalski