"Pani zabiła Pana". Ciało rozczłonkowała i ukryła w dwunastu reklamówkach
Gdy w 1986 roku zgłoszono zaginięcie 44-letniego mieszkańca Kielc, Edwarda, nikt nie spodziewał się tego, że będzie stała za tym jego własna żona, Halina. Kobieta zabiła swojego męża, rozczłonkowała jego ciało, a jego części ukryła w ich własnym domu. Nie działała jednak sama. Pomagali jej… syn i kochanek.
04.09.2022 | aktual.: 05.09.2022 09:13
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W latach 80. głównym źródłem informacji były gazety. To z nich ludzie dowiadywali się, co się aktualnie dzieje. Jednak, gdy gazeta "Słowo Ludu" zdecydowała się na umieszczenie cyklu artykułów "Pani zabiła Pana", kolejki do kiosków wydłużyły się jeszcze bardziej. Dziennikarka Danuta Kumor-Miernowska, która opisała tę sprawę, otrzymała specjalną zgodę od prokuratora, dzięki czemu ujawniła szczegóły, których normalnie ujawnić by nie mogła. Później tę kwestię poddano dyskusji.
Zastanawiano się, czy faktycznie w prasie powinny pojawiać się takie informacje. W artykułach publikowano niemal wszystko, łącznie z imionami i nazwiskami podejrzanych, co nie było stosowaną praktyką, jak możemy przeczytać w artykule z kieleckiej Gazety Wyborczej.
Jak Pani poznała Pana
Halina, późniejsza żona Edwarda, pochodziła spod kieleckich Posłowic. Wychowywała się w domu, którego nie określilibyśmy pełnym miłości. Jej ojciec pił, nie stronił też od przemocy, którą głównie kierował przeciwko jej matce, ale i Halina bywała ofiarą. Gdy wydawało się, że życie przepełnione przemocą nigdy się nie skończy, ojciec popełnił samobójstwo. W rezultacie wszystko było na głowie matki Haliny. Zaistniała sytuacja przerwała edukację dziewczynki, była przede wszystkim potrzebna w gospodarstwie, więc nie skończyła nawet podstawówki.
Nastolatka wiedziała, że w domu rodzinnym nic dobrego jej nie czeka, więc gdy jako 15-latka poznała Edwarda i zakochała się w nim, postanowiła wszystko dla niego zostawić. Zaangażowała się w tę znajomość na tyle mocno, że po prostu uciekła z domu. Niedługo potem para zamieszkała razem, planowali też ślub, ale z racji tego, że Halina była niepełnoletnia, potrzebna była specjalna zgoda sądu. W końcu przyszła panna młoda otrzymała taką zgodę i niedługo po tym poślubiła Edwarda. Początkowo zamieszkali u teściów Haliny, jak podało Echo Dnia, później krążyli między swoimi rodzicami, aż w końcu okazało się, że na świecie pojawi się ich pierwszy syn i postanowili, że wyjadą do Kielc.
Edward podjął pracę jako murarz-tynkarz, w podobnym czasie zaczęło im się całkiem dobrze układać – zamieszkali w bloku, na trzecim piętrze w standardowym dwupokojowym mieszkaniu. Edward miał bardzo poważne podejście do pieniędzy, nie pozwalał nimi szastać, nie chciał też, żeby jego żona pracowała, uważał, że miejsce kobiety jest w domu, powinna się zajmować dziećmi, sprzątać, gotować.
Mąż każe siedzieć w domu, sam wyjeżdża
W pracy mężczyzna był oceniany bardzo dobrze, chwalono go. Często zostawał także po godzinach, by odłożyć jak najwięcej pieniędzy. W latach 80. wielu Polaków wyjeżdżało na zachód, była to często jedyna opcja, aby zapewnić swojej rodzinie godziwy byt. Tak też postanowił zrobić również Edward.
Wkrótce zaczął wyjeżdżać na kontrakty do RFN. Przez kolejne 5 lat w zasadzie spędzał więcej czasu tam niż w Polsce. Przyjeżdżał raptem kilka razy w roku, przywoził pieniądze, podarunki, ale swoją rodziną nie do końca się interesował, a przynajmniej tak odbierała to Halina. Para dość często się kłóciła, ale jakoś trzymali się dalej razem, zwłaszcza że pieniędzy było coraz więcej, a za tym szły nowe inwestycje – zaczęli budować nowy dom. W tym czasie mieli już syna i córkę, jednak nawet obecność dzieci nie wpływała uspokajająco na wybuchowy charakter Edwarda, wręcz przeciwnie. Zdarzało mu się podnieść rękę na swoją żonę.
Choć Halina, jak przystało na "dobrą żonę", miała siedzieć w domu, to ostatecznie podjęła pracę jako pomoc kuchenna. Dla jej męża był to wstyd. Uważał, że taka praca ją hańbi i często ją przez to poniżał. Mimo tego, wciąż ich małżeństwo trwało. Kobieta starała się jakoś sobie radzić, aż w końcu wydarzyło się coś niespodziewanego.
Niespodziewane spotkanie i romans
Wszystko się zmieniło, gdy w listopadzie 1985 roku poznała Stanisława, taksówkarza. Oboje mieli swoje rodziny, ale nie przeszkadzało im to w rozpoczęciu zażyłej znajomości. Halina poczuła, że w jej życiu w końcu coś się dobrego dzieje. Dosyć szybko zostali kochankami i tak samo szybko wymknęło się to spod kontroli. Para na tyle zaangażowała się w swoją relację, że myśleli o wspólnej przyszłości. Uznali jednak, że z rozwodem lepiej poczekać, aż ich dzieci będą pełnoletnie.
Mąż chce wrócić do domu na stałe
W grudniu 1985 roku atmosfera była bardziej napięta niż zwykle, nie chodziło tylko o zdradę Haliny, ale przede wszystkim o to, że Edward wrócił i postanowił, że zostanie na stałe w Polsce, aby nadzorować budowę domu, a to nie było na rękę kobiecie. To, co usłyszała od męża, to był dla niej prawdziwy koszmar. Cieszyła się nową relacją, więc myśl o tym, że Edward będzie w domu, zupełnie jej nie pasowała.
Jednak święta spędzili w rodzinnym gronie, w spokoju i w zgodzie, ale ledwo minęły i znów pojawiły się kolejne kłótnie i awantury. Edward zarzucał swojej żonie, że jest niewierna, niegospodarna, dochodziło do coraz większej eskalacji jego gniewu. Aż w końcu nadszedł Sylwester, na którym Edwarda już nie było. Mijały kolejne miesiące i nikt nie wiedział, gdzie mężczyzna się podziewa.
Siostra zgłasza zaginięcie Edwarda
W połowie kwietnia 1986 roku siostra Edwarda zdecydowała się zgłosić jego zaginięcie. W zawiadomieniu napisała: "Po powrocie z RFN nie zdał paszportu służbowego do Exbudu, w jego domu się nie układało, a żona ma kochanka", czytamy w kieleckiej Gazecie Wyborczej.
Przepytano wtedy jego najbliższą rodzinę – żonę, prawie pełnoletniego syna i 9-letnią córeczkę. Pierwsza dwójka twierdziła, że za wiele nie wie, a dziewczynka była za mała, by coś wiedzieć. Najpierw Halina zeznała, że na początku stycznia mąż niespodziewanie zabrał jej wszystkie pieniądze i wyjechał za granicę. Twierdziła też, że na miejscu miała na niego czekać kochanka z ich dzieckiem.
Milicjantom opowiadała, że Edward wielokrotnie się z nią kontaktował i nie planuje wracać do kraju. I na tym w zasadzie śledztwo się zakończyło, bo nowych tropów nie było. Wersja Haliny dotarła także do rodziny Edwarda, która zupełnie w nią nie wierzyła.
Jego brat twierdził, że Edward mówił mu, iż chce zostać na stałe w Kielcach i nigdy nie wspominał o tym, że miałby mieć jakąś kochankę i jeszcze dziecko. A jeszcze bardziej nie chciał wierzyć w wersję, że Edward po prostu nagle postanowił wyjechać i nawet się z nikim nie pożegnał. Wszyscy wiedzieli, że mężczyźnie bardzo zależało na dokończeniu budowy domu i na to tak naprawdę zbierał pieniądze.
Zaginiony mężczyzna żyje?
W maju wydarzyło się coś niespodziewanego. Córka Haliny i Edwarda miała wtedy uroczystość Pierwszej Komunii, więc na chwilę zapanowała całkiem przyjemna atmosfera; wszyscy siedzieli przy stole, celebrowali ten ważny dzień, aż nagle zadzwonił telefon. Odebrał go Mirek, syn Haliny i Edwarda, i powiedział, że to do mamy. Kobieta podeszła do telefonu i rozmawiała bardzo swobodnie tak, że wszyscy słyszeli. Dosadnym tonem mówiła do swojego rozmówcy, że powinien tu być i że córce jest przykro, że go nie ma. Wszyscy założyli, że dzwonił Edward, co później potwierdziła sama Halina i przekazała pozdrowienia. Niektórych to uspokoiło, inni dalej nie wierzyli, że mężczyzna ma się dobrze.
Śledztwo trwa
Oficjalnie milicji nie udało się dotrzeć do Edwarda, więc śledztwo w sprawie jego zaginięcia trwało dalej. W pewnym momencie z nowymi informacjami zgłosiła się sama Halina. Twierdziła, że zachowanie męża w ostatnim czasie bardzo się zmieniło i jej zdaniem był on powiązany z wywiadem jednego z państw zachodnich. Z czego wynikały jej podejrzenia? Odbierał dużo telefonów i był wrogo nastawiony do obecnej władzy. Miał też nie być zadowolony z tego, że jego własny syn umawia się z córką milicjantki.
Te informacje dały milicjantom do myślenia, ale nie był to konkretny trop. Po mężczyźnie nadal nie było śladu, jakby rozpłynął się w powietrzu. Powoli milicjanci zaczynali brać pod uwagę, że Edward naprawdę wyjechał za granicę.
Matka i syn zawierają umowę
Zdecydowanie widać było, że Halina i jej 18-letni syn Mirek mają coś w rodzaju umowy, trzymają swoją stronę. Kobieta miała na wiele pozwalać swojemu synowi, m.in. na picie w jej obecności, palenie. Popierała też jego związek z córką milicjantki, której wkrótce się oświadczył.
Faktycznie było tak, że Edward był temu związkowi przeciwny, ale nie było go przeważnie w domu, więc jego zdanie niezbyt się liczyło, tym bardziej że Mirek miał w swojej mamie sojusznika. Halina wspierała go także finansowo, dając mu pieniądze na różne wydatki, m.in. wakacje.
Nie działo się tak bez powodu. Kobieta zaskarbiała sobie jego lojalność, z której zamierzała skorzystać w przyszłości. Już po zniknięciu Edwarda, gdy jego rodzina naciskała na działania, w nieprzyjemny sposób sugerowała im, żeby dali spokój. Tego najbardziej teraz pragnęła.
Halina robi się rozrzutna
Jej sposób życia i to, że wydawała pieniądze, a potem publicznie pokazywała się ze swoim kochankiem sprawił, że jej otoczenie zaczęło bacznie jej się przyglądać. Halinie różnicy to nie robiło. Chciała żyć po swojemu. Ukochanego zabrała nawet na wesele, na którym była świadkową. I nie ukrywała swojego szczęścia.
Rodzina zaczyna podejrzewać żonę Edwarda
Te wszystkie wydarzenia sprawiły, że rodzina Edwarda zaczęła mieć poważne podejrzenia, że to Halina stoi za jego zaginięciem. Jeden z jego kuzynów podzielił się swoimi wątpliwościami z milicją. Wskazał na jej rzucające się w oczy zachowanie. Do tego przekazał informację o tym, że kobieta ze swoim synem miała coś zalewać betonem w garażu. Wcześniej raczej nie angażowała się w pracę przy budowie domu, więc to od razu zwróciło uwagę bliskich zaginionego mężczyzny. Wątpliwości wzbudzał też fakt, że miało to miejsce w styczniu, w zimie. Wtedy kobieta wytłumaczyła to potrzebą naprawy kanału samochodowego, teraz budziło to jednak niepokój.
Drugą kwestią, która zwróciła uwagę bliskich Edwarda było to, że kanał został pobielony wapnem. Nie pasowało to do wizji mężczyzny, który planował położyć tu glazurę. Zdecydowanie coś tu nie grało. Milicjanci postanowili przesłuchać Halinę raz jeszcze. Upewnili się jeszcze, że przez cały ten czas mężczyzna granicy nie przekroczył.
Halina twierdzi, że Edward żyje
Jego żona twierdziła jednak inaczej. Znów zapewniała śledczych, że mąż do niej dzwonił i przekazał jej, że wraz z nową partnerką i dzieckiem jadą do USA. Ta wersja nikogo nie przekonała. Do tego Mirek, syn Haliny i Edwarda, zaczął się dziwnie zachowywać. Tak, jakby coś go gryzło. W końcu milicja odkryła prawdę.
Milicja dokonuje aresztowania
W związku z tym aresztowano Halinę, Mirka i partnera Haliny, Stanisława. Kobiecie i jej synowi przedstawiono zarzut zabójstwa. Jej partnera oskarżono o pomoc w przewiezieniu i ukryciu zwłok oraz ukrywanie wiedzy o zbrodni. Po wszystkim Mirek odetchnął. Nie był w stanie dłużej udawać, że nie wie, co stało się z ojcem. Ale co tak naprawdę się stało? I jak doszło do tego, że Edward stracił życie?
Co się stało z Edwardem?
Wróćmy do 22 grudnia 1985 roku. To właśnie dzień, kiedy Edward wrócił do domu i zapowiedział, że teraz zostanie już na stałe. Kilka dni minęło im spokojnie, ale potem rozgorzały kłótnie. 27 grudnia Halina przyszła do syna i powiedziała, że już nie daje rady i musi to zakończyć. Za tydzień chłopak miał skończyć osiemnaście lat. Ojca szanował, doceniał, choć czuł z jego strony dyscyplinę. Nie chciał jednak odbierać mu życia. Był przekonany, że matka tylko tak mówi, bo jej ciężko. Nie wierzył, że go zabije, ale gdy już to się stało, nie umiał odmówić jej pomocy.
Następnego dnia wieczorem sytuacja się powtórzyła, do pokoju Mirka przyszła zapłakana Halina, mówiła to samo co dzień wcześniej. Chłopak przekonywał ją do innego rozwiązania, ale kobieta była nieugięta. 30 grudnia podjęła decyzję. Wieczorem po kłótni uznała, że czas to zakończyć.
Syn jednak jej tłumaczył, że przecież mogą się rozstać, że jakoś sobie poradzą bez ojca, że nie musi być od niego zależna. Ale kobieta nie chciała odpuścić. Mówiła, że któreś z nich musi zniknąć. 30 grudnia małżeństwo od rana się kłóciło, temat był stały – były to przeważnie pieniądze albo zdrada. Po wszystkim Halina ponownie przyszła do syna i powiedziała mu, że to się musi skończyć, bo ona już tak dłużej nie da rady.
Dziś go zabiję
Dochodziła 23:00, w tym czasie Mirek i jego młodsza siostra już dawno spali. Edward spał na wersalce w dużym pokoju. Kobieta zajrzała do pokoju dzieci i zobaczyła, że jej syn się przebudził i czyta książkę. Zapytała go, czy jej pomoże. Chłopak odmówił, ale Halina zapewniła, że zależy jej tylko na tym, by pomógł jej później. Wypili na odwagę. Kobieta wzięła przygotowaną wcześniej siekierę i poszła do pokoju, gdzie spał jej mąż. Zaatakowała nieświadomego mężczyznę, zdążył wydać z siebie tylko jeden dźwięk. Wróciła zakrwawiona do syna, a potem znów wypili. Blady Mirek na prośbę matki przeniósł ciało ojca do łazienki.
Halina wyjaśnia
Halina złożyła także swoje wyjaśnienia. Potwierdziła wersję syna, a potem opisała jak pozbyli się ciała jej męża. Kobieta założyła mu na głowę reklamówkę, a ciało owinęła prześcieradłem. Jej syn stał z boku i był przerażony. Wzięła dwa noże i poszła do łazienki. Co jakiś czas wracała z zakrwawioną reklamówką. Mirek nie wiedział, co tam robiła.
Ciało w 12 reklamówkach
Łącznie wyszło 12 reklamówek. Z balkonu wzięła wielki gar na weki, a do tego neseser jej męża i szkolny plecak Mirka. Tam je wszystkie pochowała. Plecak i neseser zostały w łazience, gar wrócił na balkon. Miejsce zbrodni Halina dokładnie posprzątała. Resztę dnia spędzili jakby nic się nie stało. Wieczorem był Sylwester, którego kobieta zamierzała spędzić z ukochanym, swoimi dziećmi i dziewczyną syna. To właśnie wtedy kobieta wtajemniczyła Stanisława w to, co się stało, a ten obiecał jej pomóc. Zaproponował, że przewiozą wszystko na budowę w Cedzynie, wykopią dół, taki jak pod kanał w garażu, i tam wszystko schowają, a potem zabetonują.
Przenoszenie pakunków rozpoczęli dopiero 5 stycznia, ponoć wszystko obserwowała także 9-letnia córka Haliny, ale chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, co w nich. Gdy zostawili je na budowie w Cedzynie, potrzeba było kilku dni, aby dowieźć cement. W końcu udało im się zrealizować plan i zabetonować części ciała Edwarda. Po wszystkim rozpalili ognisko, w którym spalili wszystko, co miało jakikolwiek związek z tą zbrodnią, m.in. poduszkę, na której leżał Edward oraz ubrania, w których była Halina. Właśnie wtedy siostrzeniec Edwarda zawitał w Cedzynie i dziwił się, skąd takie prace przy tym kanale, ale nie mógł się domyślić, że był to efekt ukrywania śladów zbrodni.
Zacieranie śladów zbrodni
Parę miesięcy później, na wiosnę, Halina zdecydowała się wyremontować mieszkanie, miała jeszcze pieniądze, które przywiózł Edward, więc nie stanowiło to problemu. Plamy na ścianie, które zostały po zbrodni, zostały pokryte nową tapetą. I pewnie nikt by się nie domyślił, że Halina miała jakiś związek ze zniknięciem Edwarda, gdyby nie jej dziwne zachowanie. To właśnie wtedy kobieta zaczęła żyć pełnią życia – pojawiała się w wielu miejscach, chodziła na różne uroczystości, bawiła się, tańczyła, robiła remont, wymieniła wszystkie meble. Bardzo głośno komentowała zachowanie Edwarda i to, że zostawił ją dla innej kobiety, a do tego pozwoliła, że jej związek ze Stanisławem wyszedł na jaw. I pewnie ich sielanka jeszcze długo by trwała, gdyby nie to, że milicjanci poznali prawdę.
5 września milicjanci wraz z Mirkiem udali się na posesję w Cedzynie, gdzie był niedokończony dom. Chłopak pokazał miejsce, w którym zostały ukryte zwłoki jego ojca, następnie rozkuto beton i znaleziono 12 reklamówek z niemieckimi napisami na bokach. Wezwany na miejsce lekarz szybko określił, że znajdują się tam fragmenty ludzkiego ciała – nagi tors, głowa, ręce. Ponoć najtwardsi milicjanci nie wytrzymali tamtego widoku. Łącznie śledztwo w tej sprawie trwało ponad rok, a przez cały ten czas, gdy zbrodnia ta wyszła na jaw, w "Słowie Ludu" sprawę tę relacjonowała Danuta Kumor-Miernowska.
"Pani zabiła Pana"
Pierwsza wzmianka pojawiła się w gazecie wydanej 18/19 października 1986 roku. Bardzo szybko ta rubryka zdobyła zainteresowanie czytelników, do tego stopnia, że od rana ustawiały się kolejki, aby przeczytać, co dalej wydarzyło się w tej sprawie. Czytelnicy kupowali "Słowo Ludu", szybko przeglądali gazetę w poszukiwaniu rubryki "Pani zabiła pana", a pierwszy artykuł zaczął się od słów: "Zbrodnia to niesłychana, pani zabija pana". Danuta Kumor-Miernowska dotarła do wielu osób z otoczenia Edwarda i co tydzień podsycała zainteresowanie czytelników nowymi informacjami. Wyrok w tej sprawie zapadł jeszcze zanim zdążył go wydać sąd.
Dziennikarka się tłumaczy
Sama dziennikarka wytłumaczyła się w ten sposób, że chciała uzyskać odpowiedzi na pytanie, jak do takiej zbrodni mogło dojść w domu, który wydawał się funkcjonować prawidłowo. Podkreśliła również, że artykuły były adresowane tylko do dorosłych, a jej celem było zwiększenie świadomości w kwestii czujności i uwagi ludzi. Dostała też zgodę prokuratora, a sąd oddalił proces przeciwko redakcji. Później pojawiło się jednak jeszcze kilka pozwów.
Proces
Danuta Kumor-Miernowska bardzo rzetelnie relacjonowała proces z udziałem całej trójki. Akt oskarżenia został skierowany do sądu w czerwcu 1987 roku. Prokurator zarzucił w nim Halinie i Mirkowi współudział w zabójstwie. Stanisławowi zarzucone, że pomagał w pozbyciu się części ciała Edwarda oraz utrudniał postępowanie karne zatajając szczegóły przed milicją. Na sali zgromadziła się ogromną publiczność, każdy chciał wiedzieć jak zakończy się ta sprawa.
Halina początkowo odmówiła składania dalszych wyjaśnień. Później opowiedziała o swoim małżeństwie i tym, że mąż nie chciał jej dać zgody na rozwód. Czuła, ze nie ma innej możliwości. Później swoje wyjaśnienia przedstawiał Mirek. Także twierdził, że jego ojciec dostawał ataków szału i podczas kłótni groził im, że wszystkich ich pozabija. Opisał również przebieg zbrodni, której bardzo żałował. Jego matka płakała słuchając tych słów.
Następnie wyjaśnienia składał Stanisław, który postanowił nie przyznawać się do zarzucanych mu czynów. Mężczyzna poprosił o przeczytanie jego wyjaśnień składanych w trakcie śledztwa, a później stwierdził, że teraz nie ma nic do dodania. Okazało się m.in., że Halina pożyczyła mu 200 tys. starych złotych na zakup starego mercedesa . Aby oddać jej te pieniądze, Stanisław miał się udać to RFN i po powrocie spłacić swój dług. Sądowi zostały także dostarczone listy, w których oskarżony miał przyznawać się do winy. Deklarował, że nic nie wiedział o tym, że Halina planuje zabić Edwarda.
Później przesłuchiwano innych świadków, a w tym czasie pojawiły się opinie biegłych psychiatrów. W tym momencie obrońcy złożyli wnioski o wyłączenie jawności procesu. W przypadku Haliny podkreślono jedynie, że jest niedojrzała, infantylna i histeryczna. Jej syn miał ograniczoną, ale nie w stopniu znacznym, zdolność pokierowania swym postępowaniem, co wynikało z jego wieku i relacji z matką. U Stanisława odnotowano jedynie, że w trudnych sytuacjach wykazuje reakcje nerwicowe, które przejawiają się, m.in. uczuciem niepokoju, zaburzeniami snu albo bólami głowy. Nie miały one jednak wpływu na jego poczytalność.
Wyrok
22 października 1987 roku sąd skazał Halinę na karę 25 lat pozbawienia wolności i 10 lat pozbawienia praw publicznych. Mirosław za to, że jej pomagał, dostał wyrok 10 lat pozbawienia wolności i 5 lat pozbawienia praw publicznych. Stanisław został skazany na łączną karę 5 lat pozbawienia wolności. Wyrok ten później stał się prawomocny, po tzw. rewizji Sądu Najwyższego. Był to wyrok bardziej łagodny niż ten, o który ubiegał się prokurator. W stosunku do Haliny wnioskował jeszcze o pozbawienie ją praw rodzicielskich na 10 lat.
Sąd skomentował, że w tej sprawie najważniejsze były wyjaśnienia oskarżonych i to były główne dowody. Zdaniem sądu najbardziej miarodajne były zeznania Mirosława. Pod koniec uzasadnienia wyroku sąd zwrócił się jeszcze do "Słowa Ludu" i podkreślił, że artykuły pisane w tej gazecie nie powinny zawierać tylu szczegółów. Opinia sądu na ten temat została tak podsumowana: "Sędzia poddaje miażdżącej ocenie reportaż Pani zabiła pana".
Koniec kary
Halina nie odsiedziała całej kary 25 lat pozbawienia wolności. Wyszła po 21 latach 24 grudnia 2007 roku. Sąd Okręgowy w Słupsku wydał nakaz jej warunkowego, przedterminowego zwolnienia z zakładu karnego. Prokuratura się temu sprzeciwiła, ale sąd uznał, że resocjalizacja przebiegła pomyślnie i można takiej zgody udzielić. Po wyjściu z więzienia otrzymała dozór kuratora, który zakończył się w 2011 roku. W chwili procesu Halina miała 35 lat.
W podcaście Kryminalne Historie przedstawiam sprawy o zbrodniach i zaginięciach z całego świata. Zapraszam do posłuchania!
Autor: Kryminalne Historie
Źródła:
Kielce Gazeta Wyborcza, "Tajemnice zbrodni sprzed lat. O tym brutalnym zabójstwie mówiło się przez lata", Agnieszka Drabikowska, 12.12.2005 (https://kielce.wyborcza.pl/kielce/7,47262,19330763,tajemnice-zbrodni-sprzed-lat-o-tym-brutalnym-zabojstwie-mowilo.html)
Echo dnia, ""Zbrodnie, które wstrząsnęły województwem". Zabiła męża. Jego ciało rozkawałkowała i ukryła w domu, który on własnoręcznie budował", Elżbieta Zemsta, 2.01.2015
(https://echodnia.eu/swietokrzyskie/zbrodnie-ktore-wstrzasnely-wojewodztwem-zabila-meza-jego-cialo-rozkawalkowala-i-ukryla-w-domu-ktory-on-wlasnorecznie-budowal/ar/8101354(
Świętokrzyska Bibiloteka Cyfrowa: "Słowo Ludu" – cykl artykułów "Pani zabiła Pana" 1986: 244, 250, 255, 261, 267, 273, 279, 285, 291, 297 1987: 3, 227, 228, 229, 230, 231, 233, 234, 235, 242, 243, 248, 250, 251, 252