UE idzie na ustępstwa koncernom samochodowym. W tle miliardy euro kary
Unijne przepisy dotyczące limitów emisji z nowych samochodów zostaną osłabione. Branża przekonuje, że gdyby tak się nie stało, zapłaciłaby miliardy euro w karach. Najważniejsza zmiana w europejskim transporcie na kolejne lata zostanie jednak utrzymana.
Europejska branża samochodowa jest w kryzysie i punkcie zwrotnym. Z jednej strony są Chiny, które szturmem biorą produkcję pojazdów elektrycznych i akumulatorów, zalewając "elektrykami" nie tylko własny rynek, ale i zagranicę. Z drugiej strony są zaś Stany i prezydent Donald Trump, który w ramach wytoczonej wojny handlowej zapowiada cła w wysokości 25 proc. na wszystkie produkty z UE, w tym auta. I wreszcie jest i trzecia strona, czyli zależność od importowanych surowców - i tych do "tradycyjnych" samochodów (ropa), i tych do "elektryków (lit, kobalt itp.).
W tym kontekście UE wprowadza od tego roku bardzo ważne zmiany dla branży motoryzacyjnej. Komisja Europejska podjęła jednak decyzję, że wymagania zostaną osłabione.
Emisje z samochodów po nowemu
KE przedstawiła plan, według którego zmieni się sposób liczenia emisji CO2 z nowych samochodów. Obowiązujące do tej pory przepisy zakładały, że emisje z aut wyprodukowanych w obecnym roku będą o przynajmniej 15 proc. niższe niż w rok 2021.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Odwiedziliśmy schron w Białymstoku. "Jeden z lepiej utrzymanych"
Za niedostosowanie się do tych wymogów groziłaby kara pieniężna w wysokości 95 euro za każdy gram dwutlenku węgla na kilometr powyżej wyznaczonego celu. Dotyczyłoby to każdego pojazdu sprzedanego w UE. "Branża skarżyła się, że może zostać obciążona karami finansowymi sięgającymi nawet 15 miliardów euro" – odnotowuje "Politico".
Po namowach ze strony producentów postanowiono więc poluzować kryteria. Uzgodniono, że punktem odniesienia będzie nie rok 2025, tylko trzyletni okres obejmujący lata 2025-27. W praktyce oznacza to, że producenci zyskają dodatkowe dwa lata na dostosowanie się do wymogów.
"Osłabienie przepisów UE dotyczących czystych samochodów nagradza maruderów i nie przynosi korzyści europejskiemu przemysłowi samochodowemu, poza tym, że jeszcze bardziej oddala go od Chin w kwestii pojazdów elektrycznych" – powiedział w oświadczeniu William Todts, dyrektor organizacji Transport & Environment.
Zakaz sprzedaży zostaje
Za zniesieniem liczenia emisji za 2025 r. lobbowała Europejska Partia Ludowa, czyli największe ugrupowanie w europarlamencie, do którego należy też KO i PSL. Teraz EPL chce też rewizji kolejnego kluczowego elementu transformacji europejskiego transportu. Chodzi o zakaz sprzedaży nowych pojazdów z silnikami spalinowymi, który ma wejść w życie w 2035 r.
Teoretycznie rewizja prawa miała nadejść w 2026 r. Komisja Europejska zapowiedziała już jednak, że ją przyspieszy. Możliwe jest też zmiana zakazu tak, by za podstawową zasadę uznano "neutralność technologiczną".
"Kilka krajów członkowskich, na czele z Włochami i Czechami, lobbowało za tym, aby biopaliwa i e-paliwa zostały uwzględnione w przyszłym prawie, ponieważ paliwa te mogą być stosowane w istniejących silnikach" – wskazuje "Politico".
I dodaje, że podczas gdy w UE toczą się dyskusje na temat przyszłości silnika spalinowego, chińscy producenci prześcigają się w produkcji pojazdów elektrycznych. I dostarczają modele "tańsze oraz wyposażone w lepszą technologię niż ich europejscy odpowiednicy", coraz większą uwagę kierując na eksport.
Prawie 2 mld dla branży
Wspomniane zmiany i dyskusje toczą się już w ramach nowej strategii unijnej. Komisja Europejska w tym tygodniu przedstawiła też "Przemysłowy plan działania dla europejskiego sektora motoryzacyjnego". Zakłada on m.in. wspomnianą zmianę liczenia emisji CO2 na trzyletnią, ale też prace nad przepisami dla pojazdów autonomicznych i przekazanie 1,8 mld euro na rozwój europejskiej produkcji akumulatorów.
"Na rynku światowym istnieje bardzo duży niewykorzystany potencjał, jeśli chodzi o innowacje i czyste rozwiązania. Chcę, aby nasz europejski przemysł motoryzacyjny przejął inicjatywę. Będziemy promować produkcję krajową, aby uniknąć strategicznych zależności, zwłaszcza w odniesieniu do produkcji baterii. Będziemy trzymać się uzgodnionych celów w zakresie emisji, ale z pragmatycznym i elastycznym podejściem" – komentuje Ursula von der Leyen, przewodnicząca KE.
Jednocześnie Komisja deklaruje, że będzie dążyć do zwiększenia popytu na europejskie pojazdy bezemisyjne, który w 2024 r. wyraźnie spowolnił. Wśród planowanych "zachęt", które mają wzmocnić zaufanie konsumentów, znajdują się m.in. poprawa stanu baterii i możliwości naprawy.
Autor: Szymon Bujalski
Źródło: Dziennikarz dla Klimatu