Gdy ryb brakuje, trzeba je stworzyć. Po raz pierwszy w historii hodowla przewyższyła rybołówstwo
Co zrobił człowiek, gdy morskie życie wyniszczył tak, że zaczęło to grozić brakiem pożywienia? Dokładnie to, co uczynił na lądzie - zaczął je hodować. I to na ogromną skalę - pisze dla Wirtualnej Polski Szymon Bujalski, "Dziennikarz dla Klimatu".
04.09.2024 17:14
W drugiej połowie XX w. człowiek zaczął łowić ryby i inne żyjące w wodzie zwierzęta na ogromną skalę. Od 1960 r. do połowy lat 90. ilość wyławianych ryb wzrosła globalnie z 30 do ponad 90 mln ton. Branża stawała się coraz bardziej wyspecjalizowana i dysponowała coraz lepszym i bardziej efektywnym sprzętem. W skrócie: rozwój nastawianego na eksploatację kapitalizmu dotknął też rybołówstwo.
W rezultacie zaczęło ono zagrażać zachowaniu stad ryb na poziomie pozwalającym utrzymać populację. Na całym świecie odsetek stad, które są nadmiernie eksploatowane (przeławiane), wzrósł od lat 80. ponad dwukrotnie. Obecne dotyczy to ponad jednej trzeciej populacji ryb. Wszystkie odławiane są szybciej, niż się rozmnażają.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Konsekwencje dla branży mogą być brutalne. Na przykład w latach 60. XX w. połowy dorsza we wschodniej Kanadzie wzrosły trzykrotnie - do 800 tys. ton rocznie. Dekadę później załamały się do poziomów z II wojny światowej (140 tys.), a w latach 90. - praktycznie znikły.
Żeby powstrzymać negatywny trend, ułatwić produkcję, a jednocześnie zaspokoić rosnący popyt, branża postawiła na hodowanie ryb i morskich roślin, czyli tzw. akwakulturę. Udało się - od 30 lat ilość wyławianych wolnożyjących ryb utrzymuje się nieustająco w przedziale 90-95 mln ton. Jednocześnie akwakultura rozrosła się wręcz niewyobrażalnie - w nieco ponad pół wieku sektor ten urósł aż 50-krotnie.
Rezultat? Jak wynika z raportu Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO), ilość żywności wyprodukowanej w ramach akwakultury po raz pierwszy przewyższyła typowe rybołówstwo.
W 2022 r. dzięki akwakulturze powstało 130,9 mln ton żywności, z czego 94,4 mln stanowiły ryby i inne gatunki zwierząt. Połowy na otwartych wodach zapewniły zaś 92,3 mln ton tego typu żywności. Łącznie hodowle i połowy dostarczyły więc rekordowe 223,2 mln ton żywności. To o 4,4 proc. więcej niż w 2020 r.
"Akwakultura to najszybciej rozwijający się sektor spożywczy na świecie, posiadający ogromny potencjał ekspansji. Odgrywa kluczową rolę w światowej produkcji żywności" - podkreśla ONZ.
Eksperci FAO zwracają przy tym uwagę, że dalsza ekspansja sektora musi stawiać na pierwszym miejscu zrównoważony rozwój, a także przynosić korzyści regionom i społecznościom najbardziej potrzebującym. Według nich akwakultura może pomóc zwłaszcza biedniejszym krajom w Azji i Afryce.
Czy ryb nie zabraknie?
W ostatnich dekadach ilość ryb zjadanych średnio przez człowieka wzrosła dwukrotnie. Dwukrotnie wzrosła też sama populacja ludzi. Na obecnej dekadzie historia się jednak nie kończy. Czy będziemy więc w stanie zaspokoić rosnące zapotrzebowanie na tę żywność w sytuacji, gdy ponad jedna trzecia dzikich populacji ryb wciąż się kurczy?
Według raportu FAO rybołówstwo i akwakultura wzrosną do 2032 r. o kolejne 10 proc. Porównywalny wzrost spożycia będzie w dużej mierze spowodowany rosnącymi dochodami i urbanizacją, udoskonaleniem praktyk rybaków i hodowców oraz trendami żywieniowymi.
"Jednakże widoczne spożycie na mieszkańca w Afryce będzie nadal spadać, ponieważ prognozy produkcji mogą nie nadążać za wzrostem populacji. Jest to szczególnie alarmujące dla Afryki Subsaharyjskiej, gdzie wiele krajów jest zależnych od żywności pochodzenia wodnego" - przestrzega FAO.
Utrzymanie ilości spożycia ryb i owoców morza na aktualnym poziomie w 2050 r. wymagałoby zaś zwiększenia całkowitej podaży niemal o jedną czwartą.
Badacze: akwakultura to nie rozwiązanie
Z jednej strony można uznać, że dzięki akwakulturze problem nadmiernej eksploatacji został po części rozwiązany. Ale można też dojść do wniosku, że choć obecnie więcej ryb hodujemy, niż wyławiamy, wciąż ponad jedna trzecia dziko żyjących populacji jest przez nas przeławiana.
Do tego, jak wskazują naukowcy, akwakultura największy "boom" ma już za sobą i nie da rady zastąpić dzikich populacji ryb. To wniosek z przeprowadzonego przez 10 instytutów badania, którego wyniki opublikowano w 2022 r. w czasopiśmie "Frontiers in Marine Science".
Co prawda hodowla ryb wciąż rośnie, ale w coraz wolniejszym tempie. Zbyt wolnym, by zrównoważyć to, jak szybko zanikać będą wciąż przeławiane populacje dzikich ryb. Do tego dochodzą istotne problemy społeczno-ekonomiczne.
Zobacz także
Ryby dla Azji czy całego świata?
Azja odpowiada obecnie za ok. 55 proc. połowów ryb (w tonach), przy czym Chiny - za 18 proc. W przypadku akwakultury sytuacja o wiele bardziej przypomina kontynentalny monopol. Za ok. dwie trzecie hodowli odpowiadają Chiny, a za ok. 90 proc. - sama Azja.
Społecznościom z innych kontynentów niewiele więc da, że co prawda u nich populacji dzikich ryb ubywa, ale w Chinach hodowla rozwija się prężnie. Przesadne poleganie na "akwakulturowym optymizmie" może być więc zgubne. Zwłaszcza dla państw biedniejszych, dla których tradycyjne rybołówstwo jest jednym z najważniejszych źródeł pożywienia.
- Globalnego głodu na ryby i owoce morza nie da się zaspokoić głównie za pomocą akwakultury - potwierdza dr Rainer Froese, jeden z naukowców stojących za badaniem. - Przekształcenie przemysłu rybnego w ekologicznie zrównoważone rybołówstwo oferowałoby znacznie większy potencjał na przyszłość - dodaje.
Na przykład połowy w wodach europejskich mogłyby wzrosnąć o około 5 mln ton rocznie, gdyby Europa odbudowała i odpowiednio zarządzała zasobami ryb. Wspomniane 5 mln ton to więcej, niż obecna roczna produkcja akwakultury w Europie.
"Chociaż nie sprzeciwiamy się starannie przemyślanej zrównoważonej akwakulturze wspierającej bezpieczeństwo żywnościowe, poleganie na akwakulturze w celu rozwiązania niezliczonych problemów z tym związanych jest nierealistyczne" - podsumowują naukowcy.
Szymon Bujalski, "Dziennikarz dla Klimatu"