Obawiali się go nawet "starzy pruszkowscy"

25 lat temu, dokładnie 28 listopada 1995 roku, na warszawskim Ursynowie doszło do głośnego napadu na konwój, który przewoził wypłaty dla pracowników jednego z zakładów opieki zdrowotnej. W biały dzień gangsterzy zatrzymali ciężarówkę z pieniędzmi, wybili w niej szyby, postrzelili jednego z konwojentów. Inny z ochroniarzy zemdlał. Przestępcy byli gotowi na wszystko dla ogromnego, jak na tamte czasy, łupu – 1,2 miliona złotych. Za "napadem stulecia" stał Marek C. ps. "Rympałek".

Obawiali się  go nawet „starzy pruszkowscy”  - zdjęcie ilustracyjne
Obawiali się go nawet „starzy pruszkowscy” - zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © East News | k_kapica_afk

21.12.2022 | aktual.: 26.12.2022 11:06

Marek C. wdzięcznie brzmiące przezwiski "Rympałek" zawdzięczał zdecydowanie mniej wdzięcznej działalności – włamaniom z użyciem siły, nazywanym "wejściem na rympał". Gangster początkowo był przeciętniakiem w stołecznym półświatku. Później jednak zyskał to, co chciał – władzę, sławę i pieniądze. Wszystkie te trzy rzeczy miały zdecydowanie negatywne podłoże… Brutalność i bezwzględność były kluczem do sukcesu "Rympałka". I nie są to puste słowa, bo w końcu jego gang uważano za jeden z najniebezpieczniejszych w Polsce, a "Rympałka" obawiali się nawet "starzy pruszkowscy".

Z przerwami na wielokrotne zatrzymania i pobyty w więzieniu, w różnych składach osobowych, Marek C. wciąż żył z popełniania przestępstw, choć oficjalnie zajmował się czymś zupełnie innym i niezbyt intratnym. W 2010 roku wszystko się skończyło. "Rympałek" trafił za kratki na zdecydowanie dłuższy czas – i wciąż tam przebywa. Jeszcze długo przyjdzie mu żyć w odosobnieniu, choć i tak krócej, niż życzyłby sobie tego prokurator…

Od sportowca do żołnierza

Marek C. przyszedł na świat w 1963 roku. Mieszkał w warszawskiej dzielnicy Praga-Południe i wychowywał w środowiskach patologicznych. Jedyną jego odskocznią był sport, a przede wszystkim sztuki walki – boks czy zapasy. To jednak nie było zbyt perspektywiczne zajęcie, a już na pewno nie dawało szans na godziwy zarobek – nawet dla dobrze zapowiadającego się zawodnika. Zdecydowanie łatwiej, szybciej i więcej można było zarobić, pracując jako wykidajło, czy mówiąc bardziej współcześnie – bramkarz, w różnych lokalach rozrywkowych. Przy okazji takie miejsca to świetne źródła kontaktów ze starszymi, bardziej doświadczonymi i przede wszystkim bogatymi. Te cechy łączyli w sobie oczywiście gangsterzy. Wystarczyło tylko wykazać się przed nimi, być pewnym i sprawdzonym człowiekiem, by wkrótce zostać "chłopakiem z miasta", takim jak oni gangsterem albo – nazywając to nieco szumniej – by tworzyć legendę polskiej mafii.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Początkowo "Rympałek" zajmował się kradzieżami i paserstwem pochodzących z tych kradzieży przedmiotów. Zebrał wokół siebie zaufaną grupę ludzi, przez co jednak w końcu go zauważono. Nie był jeszcze wówczas partnerem do wspólnych interesów, a raczej kimś, komu nie można pozwolić działać samodzielnie. Jak to dzieje się regularnie w półświatku – do Marka C. przyszli przedstawiciele większej struktury i zażądali części zysków z robót, których podejmuje się ze swoimi ludźmi. To był bilet w jedną stronę – albo będzie płacić i zyska przychylność silniejszych od siebie, a co za tym idzie szansę na rozwój, albo będzie nikim i zniknie. Bilans zysków i strat okazał się prosty – "Rympałek" trafił pod skrzydła Wojciecha K. ps. "Kiełbasa", jednego z liderów osławionej mafii "pruszkowskiej". Był rok 1993, wtedy już Marek C. należał do podgrupy kierowanej właśnie przez "Kiełbasę" i Jacka D. ps. "Dreszcz".

Marsz po swoje

Podobnie jak przywódcy wielu innych gangów podporządkowanych grupie "pruszkowskiej", "Rympałek" znalazł się bliżej dołu niż góry w strukturach "Pruszkowa" – to nie on decydował. Wkrótce miało się to jednak zmienić. Doprowadziły do tego konflikty wewnętrzne, między innymi na linii "Kiełbasa" – Andrzej K. ps. "Pershing" (wysoko postawiony członek grupy "pruszkowskiej" i boss grupy "żoliborskiej" – przyp. aut.), a w końcu zatrzymanie "Pershinga" czy areszt dla późniejszego świadka koronnego Jarosława S. (dziś Ł.) ps. "Masa".

Marek C., począwszy od 1994 roku, przejął część ludzi "Pershinga" i wyraźnie urósł w siłę. Wciąż podlegał pod "starych pruszkowskich", ale gdy ci wzywali go na spotkanie, zwyczajnie się go obawiali. "Rympałek" doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego jeszcze bardziej podkreślał swoją nową pozycję – na przykład otaczając zarząd "Pruszkowa" swoimi ludźmi – jakby to on rozdawał karty.

Napady do ekranizacji

Rok później gang Marka C. ściągał haracze z agencji towarzyskich i dokonał serii zuchwałych, brutalnych napadów, z których część na stałe zapisała się w historii nie tylko polskiej mafii, ale całej przestępczości. Żołnierze "Rympałka" w podwarszawskim Sękocinie okradli pasażerów autokaru wycieczkowego zmierzającego do Turcji z gotówki i kosztowności. Straty oszacowano na przeszło 160 tysięcy złotych. Kilka miesięcy później napadli przy ulicy Puławskiej w Warszawie biznesmena, który w walizce niósł 200 tysięcy złotych. Głośno było wtedy o ich modus operandi – mężczyzna został sterroryzowany karabinkiem AK-47 kałasznikow ukrytym w wózku dziecięcym. Mniej więcej w tym samym czasie w Wielkopolsce, razem z konwojentami, sfingowali napad na konwój, zgarniając blisko 60 tysięcy marek niemieckich.

Były jednak akcje grupy "Rympałka", o których mówiło się najwięcej. Pierwsza to kradzież pistoletów P-64 z jednostki wojskowej na stołecznym Bemowie. Sprawę pokazano nawet w popularnym serialu "Pitbull" Patryka Vegi. Druga zaś to napad, 28 listopada 1995 roku, na konwój przy ulicy Zamiany na warszawskim Ursynowie. Gangsterzy wzbogacili się wtedy o 1,2 miliona złotych. Pracownicy jednego z zakładów opieki zdrowotnej stracili natomiast w ten sposób swoje wypłaty. Do skoku doszło w biały dzień – w ciężarówce wiozącej pieniądze wybito szyby, konwojentów wywleczono na zewnątrz, jeden z nich zemdlał. Szef konwoju chciał sięgnąć po broń, ale przestępcy postrzelili go w rękę. Swoją drogą ów szef konwoju jako jedyny miał posiadać broń ostrą. Inny z konwojentów dwukrotnie nie zdał egzaminu strzeleckiego. Media obwołały napad "skokiem stulecia". On również doczekał się ekranizacji – tym razem w serialu "Odwróceni", emitowanym na antenie telewizji TVN.

Czas kłopotów

Rok 1996 przyniósł zdecydowaną reakcję organów ścigania na działalność gangu Marka C. – przynajmniej chwilowo. "Rympałek" i większość jego żołnierzy wpadli w ręce funkcjonariuszy. Śledztwo zakończył w 1998 roku akt oskarżenia, w którym 21 oskarżonym zarzucono popełnienie 39 przestępstw. Sam Marek C. miał odpowiadać za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, która działała m.in. na terenie Mazowsza w latach 1993-1996, organizowanie w jej ramach napadów, ale i inne przestępstwa typowo kryminalne. Dla "Rympałka" i trzech innych osób prokurator żądał kary 25 lat pozbawienia wolności, dla kolejnych ośmiu – 15 lat, a dla pozostałych – od kar w zawieszeniu do 12 lat więzienia. W trakcie procesu Marek C. utrzymywał, że zarabia kilkaset złotych miesięcznie w zakładzie jubilerskim brata. Z drugiej strony płacił też sumę dużo wyższą – rzędu kilkuset dolarów – za wynajem mieszkania w Warszawie. Dodatkowo wynajmował część domu w Pruszkowie, a na co dzień poruszał się samochodem wysokiej klasy.

We wrześniu 1998 roku zapadł wyrok. "Rympałek" został skazany na 10 lat pozbawienia wolności za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą i pobicie dwóch studentów w klubie bilardowym. Dwóch oskarżonych uniewinniono, pozostali usłyszeli wyroki od 1,5 do 15 lat za więzienia. Co ciekawe, Marek C. był pierwszym w Polsce skazanym za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą według nowych przepisów prawa karnego obowiązujących od 1997 roku. W 2000 roku sąd drugiej instancji rozpatrujący apelację utrzymał wyroki w mocy. Tak samo 2 lata później postąpił rozpatrujący kasację Sąd Najwyższy. Na tym jednak problemy "Rympałka" wcale się nie kończyły.

Wówczas ruszał kolejny proces, w którym występował w roli oskarżonego – tym razem zarzucano mu organizację i zlecanie napadów, w tym tych z użyciem niebezpiecznych narzędzi. 2003 rok wiązał się dla niego z jeszcze jedną sprawą karną, dotyczącą handlu narkotykami. Marek C. miał współpracować w tym zakresie z Jerzym W. ps. "Żaba", a zaopatrywać w środki odurzające śląskiego gangstera Krystiana S. ps. "Młody Sajmon", syna słynnego rezydenta "Pruszkowa" w Katowicach – Zbigniewa S. ps. "Sajmon", który zginął w zamachu.

Nowe wyroki na koncie "Rympałka" pojawiły się w 2005 roku. Wtedy to za organizację napadów skazano go na 8 lat. Nie zamierzał jednak spędzać kolejnych długich lat za kratkami. Jego obrońcy wnioskowali o połączenie wyroków i umożliwili mu tym samym wyjście na wolność już rok później. Jak nietrudno się domyślić, Marek C. zapadł się pod ziemię. Nie oznaczało to jednak, że nie był aktywny w półświatku – wręcz przeciwnie.

Dwa lata później wpadł w ręce funkcjonariuszy stołecznego Centralnego Biura Śledczego. Czas ten poświęcił na odbudowywanie swojej pozycji, struktur i współpracę z innym niebezpiecznym, znanym gangsterem – Rafałem S. ps. "Szkatuła". Szczęście nie opuściło jednak "Rympałka" – śledczy zebrali niewystarczający materiał dowodowy i musieli wypuścić gangstera na wolność. Co oczywiste, wciąż pozostawał na cenzurowanym.

Właśnie dlatego w 2010 roku został ujęty raz jeszcze. Tym razem organa ścigania nie zamierzały odpuszczać i były lepiej przygotowane. Zebrały dowody, na podstawie których w 2012 roku Markowi C. ogłoszono poważne zarzuty – ponownie kierowania zorganizowaną grupą przestępczą (tym razem w latach 2006-2010 – przyp. aut.), a także wprowadzania do obrotu środków odurzających, handlu bronią, wymuszania haraczy oraz zlecenie zabójstwa innego gangstera.

Jednostka aspołeczna

Proces trwał kilka lat – dopiero w 2017 roku sąd wydał wyrok. Kilkunastu oskarżonych otrzymało kary od 4 do 25 lat pozbawienia wolności. Mający na koncie kierowanie grupą przestępczą i zlecenie zabójstwa "Rympałek" został skazany właśnie na ćwierć wieku za kratkami. Podobne kary usłyszeli wykonawcy tej zbrodni. Prokurator w apelacji chciał podniesienia wyroki dla Marka C. do dożywotniego pozbawienia wolności, motywując, że kara jest rażąco niewspółmierna, a "Rympałek" to jednostka aspołeczna, która może poświęcić ludzkie życie dla własnego interesu, dlatego też powinien być odizolowany od społeczeństwa. Zdaniem prokuratora nie jest tutaj argumentem przemawiającym za niższą karą wiek oskarżonego.

W 2019 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał wyrok dla Marka C. w mocy. Dziś "Rympałek" ma 57 lat i po zaliczeniu na poczet kary okresu tymczasowego aresztowania i czasu, który upłynął od wyroku sądu pierwszej instancji, na wolność wyjdzie w 2035 roku. Będzie miał wówczas 72 lata.

Znając charaktery czołowych gangsterów lat dziewięćdziesiątych, takich jak znani z grupy "pruszkowskiej" Andrzej Z. ps. "Słowik", Janusz P. ps. "Parasol", Leszek D. ps. "Wańka" czy nawet świadek koronny Jarosław S. vel. Ł. ps. "Masa", trudno przesądzać o przyszłości "Rympałka". Być może w wieku zdecydowanie emerytalnym wcale nie przejdzie na gangsterską emeryturę, ale znów stworzy i pokieruje strukturą przestępczą – choćby z tylnego siedzenia. Tym bardziej, że staż jego legalnej pracy raczej nie pozwoli mu na pobieranie świadczeń emerytalnych. Z drugiej strony po tylu latach i w tym wieku może być już dla niego za późno. Władzę, podobnie jak w Szczecinie, mogą przejąć młodzi, często jeszcze bardziej brutalni gangsterzy, mający za nic takie mafijne legendy jak związany z zachodniopomorskim gangiem "Oczki", Marek D. ps. "Duduś". Poza tym przez najbliższe 15 lat struktura przestępczości zorganizowanej może się zdecydowanie zmienić – zamiast dawnych haraczy i napadów czy obecnego wyłudzania podatku VAT, popularne mogą być już tylko przestępstwa całkowicie cyfrowe i wirtualne.

Klasyka gatunku

Tak niski, raczej krępy i łysiejący mężczyzna zarabiający rzekomo kilkaset złotych miesięcznie stał się jednym z najniebezpieczniejszych przestępców w naszym kraju – bijąc, napadając, wymuszając i zlecając zabójstwo. Przestępcze rzemiosło doprowadziło go do tego, że mógł pozwolić sobie na obwieszanie złotem, jeżdżenie limuzynami i prywatną, gangsterską ochronę. W czasach "świetności" od ręki "Rympałek" mógł zwołać 300 żołnierzy.

Nie ulega wątpliwości, że w latach dziewięćdziesiątych taka kariera była wręcz stereotypowa. Nastolatkowie z biednych rodzin uciekali w sport. Jako że inne dzieci ich wyśmiewały czy wręcz bywały wobec nich agresywne, sporty walki okazywały się często jedynym wyjściem, by się obronić, a w końcu coś znaczyć. Nie mając nic poza siłą i umiejętnością walki, idealnym miejscem pracy staje się klubowa bramka. Tam bardzo łatwo jest zachłysnąć się posiadaną władzą, szybkimi i dużymi pieniędzmi, aż wreszcie wpaść w środowiska przestępcze. Jedni na całe życie zostają żołnierzami, inni szybko kończą w celi albo w lesie, a jeszcze inni są na tyle pewni siebie i pozbawieni hamulców, by przez swoją brutalność stać się czołowymi gangsterami. Prędzej czy później wszystko ma swój koniec – organa ścigania się rozwijają, przestępcy pozbawieni są zasad i dawno zapomnieli, czym jest lojalność – patrzą tylko na swój interes.

Autor: Patryk Szulc

Źródło artykułu:Detektyw
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (238)