Skąd wziął się Paryż w Polsce? Wszystko przez kochliwych Francuzów
Maszerujący na Moskwę Francuzi przemierzali Śląsk dokładnie tymi samymi drogami, którymi wlekli się w nieładzie rok później. Zdarzało się, że wpadała im w oko ponętna miejscowa dziewczyna, która stawała się doskonałą inspiracją dla zagrzania miejsca na dłużej.
Tym oto sposobem grupka żołnierzy napoleońskich znalazła swoje miejsce na Ziemi w okolicy Domaradza i jego przysiółka Paryża w dzisiejszym powiecie namysłowskim. Żołnierze trafili tam na doborowe sąsiedztwo: w nieodległym Pokoju rezydował książę Eugeniusz, generał kawalerii na służbie u rosyjskiego cara, uczestnik bitew przeciw Napoleonowi pod Pułtuskiem, Frydlandem, Smoleńskiem, Budziszynem, Lipskiem i Paryżem.
W chwilach wytchnienia książę oddawał się muzyce. Komponował samodzielnie i otaczał opieką wybitniejszych pod tym względem od siebie. Książę kontynuował dzieło swojego ojca, który sponsorował w Pokoju prekursora opery romantyzmu, Carla-Marię Webera. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że pomysł na napisanie "Wolnego strzelca" przez tego ostatniego zrodził się w sielankowej okolicy Pokoju. Zaraz po szczęśliwych narodzinach swojego dzieła, Weber przesłał je do oceny Beethovenowi. Ten odesłał partyturę z poradą, by autor nie zabierał się już więcej za komponowanie oper. Niedługo potem stropiony Weber spotkał Beethovena.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Podstęp Katarzyny II Wielkiej. Tak Rosja pierwszy raz zajęła Krym
- Czy faktycznie "Wolny strzelec" jest tak słaby, że radzi mi pan nie siadać więcej do pisania oper? - zapytał.
- Wręcz przeciwnie! Uważam, że "Wolny strzelec" jest tak doskonały, że drugiej równie dobrej opery nigdy już pan nie napisze!
Żabi królowie
Tymczasem w promieniu kilku mil od Pokoju swoje scenariusze pisało życie, a właściwie żywoty żołnierzy Wielkiej Armii łamał trud pionierskiego osadnictwa, wycieńczenie i choroby. Miejscowa ludność chowała ich w zbiorowych mogiłach, sadząc obok dęby z krzyżami pośrodku. Do dzisiaj mieszkańcy pozostają wierni tradycji zapalania lampek w tym miejscu. W lesie, między nieodległym Domaradzem i Żabińcem, stoi mogiła gdzie - wedle przekazów - pochowani zostali żołnierze zdziesiątkowani przez epidemię tyfusu. Wedle tychże samych przekazów, Żabiniec wziął nazwę od szokującego miejscowych przysmaku, jakim francuscy żołnierze rozpieszczali swoje żołądki. Osadnicy smażyli żabie udka, budowali drewniane stodoły i z żołnierzy przebranżawiali się w drwali.
Paryski szyk
"Trakt napoleoński" obrósł legendą, a wraz z nim maleńka miejscowość o światowej nazwie - Paryż, będąca przyczółkiem Domaradza. W Paryżu życie płynie wolno w odróżnieniu od zgiełku na ulicach nobliwej koleżanki. Podopolski Paryż brzmi spokojem i tylko raz po raz anonimowi amatorzy żartów odkręcają zielone tablice z nazwą. Co czyni te tablice obiektem pożądania?
Wedle ustnych przekazów, wioska zawdzięcza nazwę samemu Napoleonowi, w skromniejszym jej wariancie - jego bratu Hieronimowi, który podobno nocował tu w czasie marszu na Rosję. Na poranne pytanie adiutanta, jak minęła noc, cesarz lub Hieronim odpowiedzieć miał, że spało mu się tak dobrze, jak w Paryżu.
Hieronim w maleńkim Paryżu mógł nocować, jednak niekoniecznie w 1812, a prędzej w trakcie kampanii roku 1807. Gdyby z kolei Napoleon zadowolić miał wszystkie miejscowości, które chlubią się jego noclegami, spędziłby swój żywot w komitywie z poduszką. Jaroslav Hašek w "Historii partii umiarkowanego postępu (w Granicach Prawa)" opisał przypadek jednej z takich miejscowości na Morawach. Dwóch miejscowych pasjonatów, pchanych wolą podniesienia atrakcyjności swojej wsi, posunęło się do znalezienia kamienia, na którym siedzieli święci Cyryl i Metody. Do pełni szczęścia dołączyli do niego jeszcze jeden kamień, na którym przycupnąć miał cesarz Francuzów ogarniający zachwyconym spojrzeniem okolicę.
Z Paryżem pod Namysłowem rzecz miała się inaczej. Światową nazwę nadano tej kolonii nie tyle z powodu samego Napoleona lub jego brata, ile francuskich żołnierzy, którzy pożenili się z tutejszymi dziewczynami i zostali na stałe. To dzięki nim w miejscową tradycję wplotły się nazwiska takie jak Lison czy Gomon, czyniąc to miejsce wyjątkową pamiątką po miłosnych uniesieniach.
Z Dinant na Śląsk
Jednym z takich żołnierzy był Walon Alexandre Dinant. Pochodził z miasta o tej samej, co jego nazwisko, nazwie, wciśniętego malowniczo między kamienne klify a rzekę Mozę. Zauroczony magnetyzmem Napoleona, wstąpił w szeregi Wielkiej Armii. Wziął udział w wojnie z Prusami w 1807 roku i w kampanii rosyjskiej 1812 roku.
W krótkim czasie odwrót wynędzniałych resztek Wielkiej Armii zamienił się w bezładną i chaotyczną ucieczkę brudnych, zziębniętych i wygłodniałych maruderów. Tacy to właśnie nędzni, obdarci i trapieni chorobami Francuzi dotarli na Górny Śląsk - przedzierając się przez gęste połacie Borów Stobrawskich - w pobliże Pokoju.
Po krótkim odpoczynku, żołnierze dowlekli się do jednej z okolicznych osad. Zabiedzonym i chorym Alexandrem zaopiekowała się jedna z miejscowych rodzin - zaniesiono go do łóżka, nakarmiono, a jego odzież oczyszczono.
Kiedy Alexandre odtajał i nabrał sił, wpadła mu w oko urocza Ślązaczka, która stała się wybranką jego serca. W 1815 roku urodził się im pierworodny syn Henryk, który wpisał się w dzieje śląskiej linii rodziny Dinantów.