Chłopiec z pudełka. Makabryczna tajemnica z przeszłości
Ta potworna zagadka nie znalazła rozwiązania do dzisiaj. Tekturowe opakowanie, znalezione przez młodego myśliwego w lesie pod Filadelfią okazało się trumną kilkuletniego, wychudzonego chłopca. Jego tożsamości nie udało się ustalić.
Służby chwytały się wszystkich możliwych sposobów. Śledztwo trwało wiele lat, a teorie mnożyły się w nieskończoność. Wszystko spełzło na niczym. Nikt nie szukał chłopczyka, na zawsze pozostał anonimowy.
Na to ciało natrafił 25 lutego 1927 w Filadelfii myśliwy z miejscowości Fox Chase. Szukał piżmaków, które wpaść mogły w jego sidła rozstawione w zaroślach. To, na co się natknął, mroziło krew w żyłach.
Znalazł tekturowe pudełko po kołysce. Kierowany ciekawością otworzył je. Wewnątrz znalazł nagie ciało dziecka, tak drobne i kruche, że niemal przypominało lalkę.
Mężczyzna, choć przeżył szok, nie zgłosił swojego znaleziska na policję. Wnyki zastawiał nielegalnie, bał się więc, że nie znajdzie wytłumaczenia dla swojej obecności w lesie innego niż prawdziwe - czyli kłusownictwa. Zostawił potworne opakowanie tam, gdzie je zobaczył.
Podobnie postąpił w pierwszym odruchu drugi znalazca. Student, który niedługo po myśliwym natknął się na ten koszmar, goniąc królika, potrzebował dwóch dni, by przemóc się i stawić się na policję.
Kto zabił chłopca
Sekcja zwłok wykazała, że nieżyjące dziecko, wychudzone i noszące na sobie ślady wielokrotnych tortur to chłopiec. Lekarze sądowi ustalili, że dziecko było skrajnie niedożywione, spod skóry wyraźnie odstawały mu kości. Wiek dziecka trudno było ustalić, ale na podstawie mlecznego uzębienia lekarze mogli twierdzić, że denat miał nie więcej niż 6 lat.
Ciało było nagie. Jak podawało ówczesne wydanie "Philadelphia Magazine", dziecko owinięte było w brązowo-zielony koc w indiańskie wzory. Koroner stwierdził, że dziecko, mimo zadanych krzywd, sińców, pooperacyjnych starych ran, wydawało się zadbane, miało obcięte paznokcie i włosy świeżo ostrzyżone.
Jednak szczegółowa analiza w prosektorium wykazała, że to pozory. Małe ślady w postaci kępek włosów na ciele świadczyły o tym, że tę schludna fryzurę wykonano już po śmierci dziecka. Jako prawdopodobną przyczynę śmierci wskazano uderzenie w głowę tępym narzędziem.
"Ktoś go będzie szukał"
Policjanci spodziewali się, że malucha ktoś będzie szukał i nie minie dużo czasu, a ktoś zidentyfikuje ciało. To miało nie nastąpić nigdy, a chłopczyk pozostanie bohaterem jednej z najbardziej tajemniczych spraw kryminalnych w historii Stanów Zjednoczonych.
Brak było jakichkolwiek tropów i wskazówek, na 400 tysięcy ulotek kolportowanych w okolicy, zawierających prawdopodobny wizerunek denata, sporządzony dzięki rekonstrukcji kryminalistycznej twarzy i zdjęcie specyficznego wzoru koca, w który owinięto ciało, nie zareagował nikt, kto dostarczyłby spójnych i efektywnych informacji. Broszury rozwieszano w publicznych miejscach, a nawet dołączano do przesyłek z rachunkami za gaz.
Ostatnia nadzieja
Owszem, do służb zaczęły zgłaszać się osoby twierdzące, że mają wiedzę na temat "chłopca z pudełka". Ostatnią deską ratunku okazał się być jasnowidz, ale i jego pomoc była na nic. Sprawa została więc na zawsze na etapie hipotez.
Jedna z nich, wskazana przez jasnowidza, była uznana za prawdopodobną. Według niej chłopiec mieszkał w domu zastępczym w Filadelfii. "Medium" podpowiedziało jasnowidzowi nawet opis wnętrza tego budynku, a na tej podstawie udało się wskazać małżeństwo, które miało się dzieckiem opiekować.
To dało podstawę do przypuszczeń, że dziecko to nieślubny potomek córki właścicieli tego domu, a rodzice najpierw ukrywali ten powód do wstydu, a potem zabili lub zlecili morderstwo. Możliwe, że dziecko zmarło przez przypadek.
Co najciekawsze, w domu podejrzanych znaleziona została kołyska tej samej firmy co ta, która musiała zostać sprzedana w pudełku, jakie znaleziono w lesie. Małżeństwo było także w posiadaniu koca podobnego do tego, jakim owinięto ofiarę. Policja jednak nie podjęła tropów i śledztwa w tym kierunku nie kontynuowano.
Kim jest Martha
Przełom w sprawie nastąpił w 2002 roku. Kobieta, podająca się jako "Martha" zgłosiła się na policję, by opowiedzieć, że "chłopiec z pudełka" został zabity przez jej rodzoną matkę. Miał mieć na imię Jonathan mieszkać w rodzinnym domu Marthy. Matka miała kupić sobie dziecko tylko po to, by się nad nim znęcać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zakatowany maluch miał umrzeć w kąpieli w wannie od rany odniesionej od uderzenia w głowę. Oprawczyni miała ukarać go za to, że zwrócił obiad, złożony z potrawy z fasoli.
Policja początkowo uwierzyła Marcie. Zgadzały się dwa szczegóły - w żołądku chłopczyka patolog znalazł niestrawione resztki fasoli, a jego palce z były pomarszczone od wody. Jednak informatorka znacznie straciła na wiarygodności, gdy okazało się, że cierpi na długo leczoną ciężką chorobę psychiczną. Przedstawioną przez Marthę wersję wydarzeń ostatecznie odrzucono.
Każda droga śledczych kończyła się niczym. Jednak, choć ukaranie winnych przestało być realne, upływ czasu działa na korzyść tych, którzy rozwiązanie tej upiornej tajemnicy stawiają sobie za zadanie. Być może rozwój techniki kryminalistycznej pozwoli rozwikłać zagadkę.
Autor: criminalmind.pl