Wielka rewolucja antykościelna. Tak tępiono Kościół katolicki we Francji
W ogarniętej rewolucją Francji król, stary porządek i niezliczeni wrogowie nowej władzy musieli umrzeć. Również Kościół katolicki zamierzano wytępić do ostatka.
Dla francuskich rewolucjonistów problemem była przede wszystkim monarchia, której pozbyto się dość szybko. Pozostawał jednak Kościół katolicki, nad którym organy rewolucyjne nie miały kontroli. Zwalczanie katolicyzmu we Francji zaczęło się - mogłoby się wydawać - niewinnie. Najpierw przejęto majątki kościelne. W lutym 1790 roku zlikwidowane zostały klasztory. Następnie pod topór (a raczej na gilotynę) poszły posągi z katedry Notre Dame. Podobnie postępowano w całym kraju. Niszczono świętym twarze lub obcinano głowy. Masowo zmieniano nazwy miast i ulic, szczególnie jeśli zawierały słowa Croix (krzyż) lub Saint. Usuwano wszystko, co mogło się kojarzyć z religią.
W sierpniu 1792 roku zlikwidowano kościelne instytucje charytatywne. 18 września 1793 roku na wniosek Pierre’a Josepha Cambona nawet księżom zaprzysiężonym (assermentés) na konstytucję cywilną kleru (o której poniżej) odebrano status urzędników państwowych. Drastycznie obniżono im uposażenia. Później zakazano też uczenia w szkołach. Majątki kościelne do końca skonfiskowano. Odtąd Kościół we Francji mógł bazować wyłącznie na datkach od wiernych.
Bynajmniej nie było to ostatnie słowo rewolucjonistów. W listopadzie 1793 roku w Paryżu pozamykano kościoły, ponieważ dekretem Konwencji z 7 listopada 1793 roku praktycznie zdelegalizowano we Francji chrześcijaństwo. Rewolucyjna antykatolicka krucjata dobiegła końca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Zapomniany symbol kobiet XIX w. To nie gorset był hitem
Jak znacjonalizować Kościół?
Zanim sprawy zaszły tak daleko, rewolucjoniści dążyli do tego, by podporządkować sobie Kościół. Służyć temu miała ogłoszona 25 maja 1790 roku konstytucja cywilna kleru. Przyjęto ją w Konstytuancie w lipcu tego samego roku - bez sprzeciwu biskupów. Formalnie kościół został we Francji "znacjonalizowany". Jego związki ze Stolicą Apostolską zostały zerwane, co w zasadzie oznaczało schizmę. Papież przestał mieć jakikolwiek wpływ na wybór biskupów, którzy wraz z proboszczami mieli być wybierani przez zwykłych ludzi (także ateistów i wyznawców innych religii).
Z początku próbowano nawet uzyskać aprobatę Piusa VI dla tego dokumentu. Liczono, że ojciec święty okaże się na tyle słaby, że się mu nie sprzeciwi. Jednak papieżowi nie w smak była już potępiona w marcu Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela. A utrata kontroli nad francuskim Kościołem oznaczała dla niego również utratę realnych wpływów finansowych. Konstytucję cywilną kleru również zatem odrzucił. Co ciekawe, biskupi francuscy postanowili tego oficjalnie nie ogłaszać, licząc, że możliwy jeszcze będzie kompromis.
Ale nic takiego nie nastąpiło. Co gorsza, już w listopadzie Konstytuanta wprost zażądała, aby biskupi przysięgli na nową konstytucję (i wchodzącą w jej skład konstytucję cywilną kleru). Przystało na to ok. 1/3 przedstawicieli duchowieństwa, w tym jedynie siedem biskupów oraz około połowy proboszczów. Pierwszym biskupem, który to uczynił, był Blois Grégoire - równie energicznie domagający się zniesienia monarchii. 20 grudnia konstytucję podpisał Ludwik XVI. Buntowników, nazywanych réfractaires, z początku odsunięto od posługi. Przywrócono ich dopiero po oficjalnym papieskim potępieniu Deklaracji… i konstytucji cywilnej. Ale machina antykatolickiego terroru już ruszyła.
Precz z celibatem!
W międzyczasie we francuskim Kościele konstytucyjnym problemem stała się nawet kwestia celibatu. Wielu kapłanów zdążyło wejść w związki małżeńskie. Ci nieżonaci stali się celem nagonki, która miała na celu wymuszenie na nich zmiany stanu cywilnego. Na mocy dekretu Konwencji z listopada 1793 roku tylko żonaci księża mogli liczyć na pracę. I, co najważniejsze, nie ryzykowali deportacji.
Bywało, że nawet zaprzysiężonych, konstytucyjnych księży zmuszano do opuszczenia stanu duchownego i ożenku. Do zrzucenia sutanny przymuszono m.in. Jeana Baptiste’a Gobela, biskupa Paryża. Postanowił bowiem skonsultować się w tej sprawie z diecezjalną Radą kapłańską, która… demokratycznie przegłosowała to stosunkiem głosów 14:3. Podobnie jak Gobel postąpiła zresztą większość z ok. 30 tys. konstytucyjnych kapłanów.
Jeżeli księża się stawiali, w najlepszym wypadku wyganiano ich siłą jako - jak pisze Tadeusz Dmochowski - bezużyteczne "czarne bydlęta". W najgorszym - więziono i mordowano. Działo się to po części w majestacie prawa. Jeszcze 23 lipca 1793 roku przyjęto, że duchownych, którzy nie podporządkują się dekretowi o deportacji z 26 sierpnia 1792 roku, czeka kara śmierci.
Na mocy przepisów wszyscy niezaprzysiężeni na konstytucję cywilną kleru księża mieli obowiązek dobrowolnie się zgłosić i dać deportować. Jeżeli ktoś takiego księdza zadenuncjował, mógł liczyć na nagrodę. Jeśli pomagał mu się ukryć - ryzykował życiem. Podobnie jak sami kapłani, którzy próbowali pozostać we Francji. Niezaprzysiężonych księży bezwzględnie zabijano. Według szacunków zginęło ich ok. 3000. Niektórych rozbierano do naga, przywiązywano do (również nagiej) kobiety i topiono jako "małżeństwo republikańskie" (to samo spotykało również świeckich mężczyzn).
Wróg publiczny numer 1
Wojna z katolicyzmem nabierała rozpędu nie tylko na płaszczyźnie prawodawczej oraz instytucjonalnej, ale i "w terenie". Prym wiodły w tym kluby jakobinów, niezmordowane w tropieniu wrogów rewolucji. A tych widziano m.in. w katolikach. Sami członkowie klubów nie mogli posiadać w domu żadnych symboli religijnych. Kobietom nie wolno było nosić na szyjach krzyżyków. Głównym celem ataków stały się jednak oczywiście kościoły - i to, co w nich znaleziono. Palono egzemplarze Biblii, bulle wielkiego oszusta papieża i wszelkie książki religijne.
Świątynie demolowano, a po wystawieniu ich na licytację i sprzedaży zamieniano na fabryki, magazyny, szpitale, przytułki, miejsca spotkań (w tym rewolucjonistów), teatry lub… stajnie. Dzwony przetapiano - oficjalnie miały posłużyć jako materiał dla odlania niezbędnych dla obrony Francji armat. Wartościowe przedmioty przetapiano na monety. Ze złota i srebra ogołocono nawet katedrę Notre Dame. Konfesjonały rąbano na opał lub przerabiano na budki strażnicze. Podobny los czekał też szaty liturgiczne, o ile nie przeznaczono ich na cele "cywilne".
Antykatolicka machina terroru
Do wojny z katolicyzmem włączali się przedstawiciele różnych profesji. Przykładowo oberżysta w Bretanii wychodzącym z kościoła chłopom kazał kopać sobie groby, a następnie ich rozstrzeliwał. Powód? Wywoływali zamieszki na tle religijnym. Z kolei komisarz Vaugnoy bezceremonialnie chwytał kielich podczas mszy świętej i wołał do zebranych: "jeśli jest jakiś Bóg, niech mnie tu natychmiast porazi gromem na waszych oczach". Oberwać można było nawet za ubiór kojarzący się z jakąkolwiek ceremonią religijną. W kościołach organizowano antyreligijne maskarady, a niekiedy także… orgie!
Polem bitwy stały się też cmentarze, z których rugowano religijne symbole. Na nagrobkach zamiast krzyża umieszczano napis: Śmierć jest wiecznym snem. Zwalczano również wiarę w życie pozagrobowe. Urządzano prześmiewcze procesje, np. z osłem w roli głównej: na głowie zwierzęcia malowano krzyż, a do ogona przywiązywano Biblię.
Jak na ironię, formalnie Francuzi mogli liczyć w swoim państwie na wolność wyznania, co "gwarantowała" im Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela. Cóż, w kontekście Kościoła katolickiego przepis okazał się martwy. Prześladowania Kościoła osiągnęły taki poziom, że nawet Robespierre, który sam o sobie mówił, iż jest złym katolikiem, uznał, że w dechrystianizacji Francja się nieco zapędziła… I to właśnie on ostatecznie zdecydował się nacisnąć na hamulec tej rozpędzonej machiny terroru, choć bynajmniej nie uczynił tego z sympatii dla katolików. Ale to już temat na inną opowieść.